30 listopada 2025

Jestem wszędzie

 

Jestem wszędzie

Jestem w świetle poranka, który w szyby uderza
W oddechu wiatru, który liście przegania
W ciszy między słowami, gdy myśl się zawiesza
W spojrzeniu, które więcej mówi niż zdania

Jestem w kropli deszczu na Twojej dłoni
W odbiciu twarzy w kałuży na ulicy
W szeptach, gdy nocne gwiazdy się bronią
Przed świtem, który gubi cień w gęstej mgle

Jestem  echem kroków na pustej ulicy
W zapachu kawy i w skrzypieniu starych drzwi
W drgnieniu serca, gdy coś mnie zasmuci
W rzeczach najmniejszych, w ułamku chwil

Jestem wszędzie — choć mnie nie zobaczysz
W snach niedopowiedzianych i w rytmie dnia
Gdzie tylko spojrzysz, tam mnie odnajdziesz
Bo nawet milczenie mój głos w sobie ma

Żyję płomieniem na białej kartce popiołu

 

Żyję płomieniem na białej kartce popiołu

Żyję płomieniem, nie iskrą ulotną

W jednym rozbłysku zamykam wieczność

Prowadzę swoje dni jak taniec z ogniem przyjaznym

Każdy krok wypala ślad na ziemi, który nie ostygnie nigdy

Moje życie płynie w rytmie serca

Które nie zna umiaru

Bije tak głośno, że zagłusza ciszę świata

Idę przez świat z rozpaloną duszą

I wiatrem w skrzydłach

Niebo pęka pode mną

Bo nie umiem iść powoli

Każde moje „teraz” jest westchnieniem namiętności

Krótkim i gorącym

Jakby ktoś na moment pozwolił słońcu dotknąć ustami ziemi

Żyję głośno

Jakby jutro miało nigdy nie nadejść

Jakby czas był tylko złudzeniem dla tych

Którzy boją się spłonąć

Moje życie to pieśń śpiewana pełną piersią

Bez fałszu, bez ozdobników

Tylko prawda, która parzy gardło

Prowadzę siebie jak sztorm

Który nie pyta o pozwolenie

Rozbijam brzegi, wywracam łodzie

Bo spokój jest dla tych, którzy już umarli za życia

Noszę w sobie pożar i nie zamierzam go gasić

Niech płonie.

Niech pali wszystko, co martwe

Żyję tak…

Jakby każde uderzenie serca było ostatnim wersem wielkiego poematu

Który piszę całym sobą

Bez reszty, aż do białej kartki popiołu

I gdy ta kartka popiołu opadnie lekko jak poranny wiatr

Nie jak koniec, lecz jak nasienie żaru

Wstanę jak co dzień

Ale jeszcze bardziej czerwony

Jeszcze bardziej nie do ugaszenia

Bo nie ma śmierci dla tego

Który płonie naprawdę

Jest tylko przemiana

Z ognia w światło

Ze światła w pamięć

Z pamięci w wieczną iskrę w czyichś cudzych oczach

I tam właśnie będę trwał

Nie jako popiół

Lecz jako ciepło w dłoniach, które kiedyś podadzą dalej mój płomień

Żyję więc dalej

Poza ostatnim wersem

Poza czasem

Poza sobą

Jak pożar, który nigdy nie gaśnie

Tylko się rozprzestrzenia

Bo moje życie …

Moje życie to…

To życie z pasją

 

23 listopada 2025

Ślepy, a jednak szczęśliwy

 

Ślepy, a jednak szczęśliwy

Był ślepy, a jednak szczęśliwy jak nikt inny na świecie
W mroku dostrzegał wszystko co światło przed innymi ukrywało
Nie mógł zobaczyć barw nieba, kwiatów, ani liści na drzewach
Ale widział więcej i dostrzegał szczegóły, których nikt nie zauważał

Nie patrzył na ludzi, lecz na ich serca, których słuchał
W milczeniu rozumiał, gdzie prawda się ukrywa
Dotykał dłoni świata, chociaż nie dane mu było go obserwować
On wiedział, że życie to więcej niż tylko obrazy i widoczne dzieła

Wśród ciszy odnajdywał melodie niewidzialnych pieśni
Wszystkie dźwięki świata były dla niego lekarstwem dla duszy
Kroki na ulicy, skowyt bezdomnego psa i padający deszcz
Każdy szelest jak echo ukrytej radości w snach

Bo czym jest wzrok, gdy dusza widzi doskonale
On widział w ciemności, gdzie inni błądzili w jasności
I szczęśliwy był w tym, co nieuchwytne, nietrwałe
Bo życie czuł w sercu, tam, gdzie wzrok nie dotrze wcale

Ślepy – tak o nim mówili, lecz on miał więcej blasku
Niż tysiące tych, którzy patrzą, a widzą tylko maski
Bo szczęście nie zależy od tego, co oczy uchwycą
Ale od tego, co w środku, w sercu wybucha ciszą

 

Jestem wszędzie

  Jestem wszędzie Jestem w świetle poranka, który w szyby uderza W oddechu wiatru, który liście przegania W ciszy między słowami, gdy ...