Bajka o zaczarowanym, złotym pajączku
Dawno, dawno temu, w samym sercu Stumilowego Lasu, gdzie liście szeptały tajemnice wiatrowi, mieszkał niezwykły pajączek. Nie był on zwyczajny — jego ciałko lśniło jak złoto w promieniach słońca, a każda nić pajęczyny błyszczała jak srebro. Nazywał się Złotek.
Złotek nie lubił polować jak inne owady. Zamiast tego snuł pajęczyny, które wyglądały jak koronki utkane z promieni księżyca. Mieszkańcy lasu mówili, że kto dotknie nici jego sieci, ten usłyszy swój najskrytszy sen.
Pewnej nocy, gdy las spowiła mgła, a gwiazdy drżały jak łzy na niebie, do Złotka przyszedł mały jeżyk imieniem Tupek. Miał smutne oczka i potargane kolce.
— Złotku… — pisnął — chciałbym odnaleźć mamę. Zgubiłem ją w trakcie burzy.
Złotek zadrżał. Spojrzał w niebo, a potem zaczął prządź. Jego pajęczyna wiła się i skręcała, aż utworzyła mapę z nici światła.
— Podążaj za tymi nićmi — szepnął — poprowadzą cię do serca, które cię szuka.
Jeżyk pobiegł, a nić prowadziła go przez paprocie, strumyki i śpiące mchy. Aż w końcu, pośród sosen, zobaczył znajomy kształt. Mama!
Złotek od tamtej pory był opiekunem wszystkich zagubionych. Kiedy ktoś we śnie zapłakał, jego pajęczyna drżała i świeciła — bo Złotek prządł nie tylko nici, ale i nadzieję.
I choć był malutki, jego serce było większe niż cały las.
Mijały dni i noce, a wieść o Złotku niosła się po lesie dalej niż echo. Przylatywały sowy z dalekich borów, przychodziły zające z gór, a nawet lisy, które rzadko komu ufały. Każdy chciał zobaczyć złotą pajęczynę i poczuć, jak nić prowadzi do odpowiedzi, których nie dało się znaleźć inaczej.
Pewnego dnia, do pajęczej kryjówki pod wielkim dębem przyszła mała dziewczynka. Miała rude warkocze, niebieski płaszczyk i wielkie oczy pełne ciszy.
— Nazywam się Lilia — powiedziała cicho. — Nie jestem z lasu. Zgubiłam drogę do domu.
Złotek spojrzał na nią z gałązki. Czuł, że to nie była zwykła zagubiona dziewczynka. W jej sercu biła jakaś tajemnica.
— Czego szukasz naprawdę, Lilio? — zapytał łagodnie.
Dziewczynka zawahała się, a potem wyszeptała:
— Szukam miejsca, gdzie nikt się nie boi być sobą.
Wtedy Złotek po raz pierwszy utkał coś zupełnie nowego — nie mapę, nie nici snu, ale sieć odwagi. Pajęczyna zaczęła świecić miękkim złotym światłem, a wokół niej zawirowały wspomnienia – Lilia uśmiechająca się wśród łąk, tańcząca w deszczu, śmiejąca się mimo łez. Pajęczyna pokazała jej, że dom to nie zawsze miejsce z czterema ścianami. Czasem dom to uczucie, które się nosi w sobie.
Lilia uśmiechnęła się po raz pierwszy od dawna. Przytuliła Złotka czubkiem palca.
— Dziękuję — powiedziała. — Teraz wiem, kim jestem. I gdzie chcę wracać.
I poszła w świat — nie zgubiona, lecz przemieniona.
Od tej pory Złotek nie tylko odnajdywał zgubionych, ale przypominał każdemu, kto zapomniał, że nawet najmniejsza istota może mieć wielką moc — jeśli tylko jego serce będzie czyste i dobre.
A nocą, jeśli będziesz bardzo cicho, może i ty usłyszysz cieniutki dźwięk złotej nici — bo Złotek wciąż przędzie, gdzieś tam, pomiędzy liśćmi twoich własnych marzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz