Noc pełna rozpaczy
Pusta, litrowa butelka po whisky leży na stole
Kilka brudnych szklanek, resztki białego sera
Okruchy chleba i nadgryziony kawałek herbatnika
Zaropiałe oczy pieką jak diabli, a nieumyte ręce swędzą
Wargi spękane, a język wysuszony na wiór
Dusza cichnie jak świeczka na wietrze
Czasem głupi śmiech rozbrzmiewa w pustym pokoju
A dziwny smutek miesza się z tęsknotą
Czas mija, a udręka wciąż trwa i trwa
W końcu nadchodzi kres nocy pełnej rozpaczy
Pozostaje tylko zamglony, niejasny obraz
Niedosyt wszystkiego, wspomnienie i żal
Za tym, co mogło być, a co zostało zmarnowane
Bolesny grymas na twarzy i cichy chichot
Czy nieszczęście może tak bardzo boleć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz