Galastra
Podróż doprowadzała mnie już do szaleństwa. Długa, monotonna trasa do tego w nocy, w czasie deszczowej pogody nie napawała mnie pozytywnym nastrojem. Szybko w myślach przeliczyłem odległości i uświadomiłem sobie, że przejechałem już ponad 700 km, a pozostało mi jeszcze prawie 900 do celu. Odetchnąłem głęboko i docisnąłem nieco pedał gazu. Mijały minuty, godziny i w końcu minąłem granice Polski. No teraz już z górki pomyślałem z zadowoleniem. Przejechałem jakieś 80 km rozmyślając o czekających mnie obowiązkach po powrocie z kontraktu. W pewnej chwili nagle poczułem jakąś potrzebę zboczenia z trasy i skierowania mojego samochodu w drogę leśną. Było to takie uczucie jakby ktoś wewnątrz mnie nakazywał mi co mam robić. Szczerze mówiąc nie byłem bardzo zdziwiony taką sytuacją, lecz raczej zaciekawiony. Często bowiem w moim życiu doznawałem niewytłumaczalnych zdarzeń i zjawisk, w których uczestniczyłem. Wielokrotnie zdarzało mi się, że potrafiłem coś przewidzieć. Wiedziałem, kiedy ktoś mnie odwiedzi. Najważniejsze jednak było to, że zawsze instynktownie wyczuwałem kiedy może spotkać mnie coś złego i potrafiłem się przed tym ustrzec. Moje sny niejednokrotnie były prorocze jeśli tak to można nazwać lub kontynuacją czegoś, co wydarzyło się w moim rzeczywistym życiu. Od dziecka miałem wiarę i takie wewnętrzne przekonanie, że ktoś wskazywał mi drogę, chronił oraz nie dopuszczał, aby coś złego mi się przytrafiło. Szerokie zainteresowania oraz praca nad własnym rozwojem pozwalała mi na zrozumienie wielu rzeczy. Od dawna zupełnie inaczej postrzegam świat różniąc się tym od innych ludzi. W tej chwili doskonale rozumiem, że pomimo wielu wskazanych mi prawd odbiegających od przyjętych przez ludzkość praw, wierzeń, zachowań, hipotez i rozwiązań nie mogłem ich tak nagle odrzucić. Aby zrozumieć jak to wszystko naprawdę wygląda musiałem poznać to, co niestety jest absurdem. Dzisiaj mając już odrobinę wiedzy i doświadczenia wiem, że na wszystko, co mnie otacza muszę patrzeć zupełnie inaczej. Teraz rozumiem także, dlaczego tak się działo. Otóż przez te wszystkie lata rzeczy i miejsca, które widziałem oraz informacje, jakie odbierałem były jakby przygotowaniem na to, co miało mnie spotkać. Bez takiego przygotowania nie byłbym w stanie zrozumieć kompletnie niczego z tego co miało mi się przydarzyć. Większość ludzi na dzisiejszym etapie rozwoju ma ograniczone umysły i albo coś przyjmują albo nie. Dzieje się tak, ponieważ zachowują się jak gdyby byli zaprogramowani. Mało jest ludzi, którzy zadają pytania lub zastanawiają się, dlaczego jest tak lub dlaczego nie i jeszcze żądają przedstawienia argumentów. W każdym razie pomimo wielu podróży jakie odbyłem, rzeczy jakie widziałem oraz zjawiska, jakie na mnie oddziaływały dopiero stosunkowo niedawno, bo kilka lat temu zmieniłem całkowicie postrzeganie świata.
Rozmyślając i zastanawiając się nad tym co właściwie się dzieje doszedłem do wniosku, że coś jest nie tak. W pewnej chwili zorientowałem się, że wokół mnie panuje kompletna ciemność. Jedynie słup światła z reflektorów samochodu rozświetlał drogę przede mną, a właściwie…Żadnej drogi nie było. Co dziwne silnik w moim samochodzie nie pracował, a wszystkie wskaźniki były wyłączone. Nie bardzo wiedziałem co się dzieje. Gdy tak zastanawiałem się i szukałem jakiegoś wytłumaczenia tej sytuacji nagle zrobiło się przeraźliwie jasno, aby po chwili ogarnęła mnie zupełna ciemność. Próbowałem wyjść na zewnątrz lecz w samochodzie nie było drzwi. Oddzielała mnie za to jakaś niewidzialna bariera ograniczająca możliwość przemieszczania się. Nieoczekiwanie zostałem jak gdyby wessany w mrok, otchłań głęboką i nieprzeniknioną. Trudno mi określić, co to tak naprawdę było. Czułem jak gdybym rozpraszał się w różnych kierunkach poprzez nieprzyjazną i straszną ciemność. Nigdy wcześniej nie doznałem takiego uczucia, tego co się wokół mnie działo, a właściwie tego czego nie dostrzegałem. W głębi duszy odczuwałem tylko panującą ciszę. Była to cisza zupełnie inna aniżeli ta znana mi w rzeczywistości. Przenikała mnie. Była straszna i piękna jednocześnie. Nieprzenikniona ciemność i niesamowita cisza wyzwalała we mnie możliwość spojrzenia w głąb mojego własnego umysłu i poza umysł jednocześnie. Było to takie uczucie jak gdybym był w bardzo głębokiej medytacji i wszystko, czego bym pragnął mógłbym osiągnąć. Otchłań, która mnie wsysała zdawała się nie mieć końca. Nie odczuwałem żadnego lęku. Przeciwnie odczuwałem stan błogości i niesamowitej szczęśliwości. Trudno to opowiedzieć, ale czułem takie przyjemne mrowienie i wirowanie żołądka, które stawało się wręcz nie do wytrzymania. Można by to trochę porównać do chwili przed osiągnięciem orgazmu tylko, że o wiele silniejsze. Nagle wszystko zniknęło i znalazłem się w czymś, co przypominało galaretę z tym, że nie stanowiło żadnego oporu. Miało kolor trudny do określenia, gdyż nie potrafię przypasować tego koloru do żadnej barwy z jaką spotkałem się w swoim życiu. Trudno mi też określić czy znajdowałem się wewnątrz czegoś czy na zewnątrz. Moje zmysły nie dostrzegały żadnych ścian czy barier, ale z drugiej strony jakbym wyczuwał, że coś mnie ogranicza. Co ciekawe widziałem i czułem swoje ciało, ręce i nogi. Miałem takie wrażenie jakbym przebywał w jakiejś innej rzeczywistości. Pomimo tego, że to coś, co przypominało galaretę i ściśle do mnie przylegało to nie odczuwałem żadnego oporu. Mogłem również oddychać jak w normalnym świecie. Poruszałem rękami i nogami bez żadnego problemu, mogłem chodzić, chociaż żadnego podłoża nie widziałem i nie czułem. Miałem jednak odczucie, że nie potrzebuję poruszać nogami, aby przemieszczać się, co zresztą natychmiast sprawdziłem. Gdy tylko pomyślałem, że chce się udać w prawo lub w lewo to natychmiast przemieszczałem się w tę stronę, aby po chwili znaleźć się w tym miejscu, w którym chciałem być. Chwilę to wszystko trwało, gdy zobaczyłem zbliżającą się do mnie istotę. Tak istotę, bo nie wiem co to było. Trudno mi ją dokładnie opisać, ale wyglądała jak, jak jakieś straszydło? Przyglądałem jej się uważnie, aby zrozumieć, z czym mam do czynienia, lecz wtedy poczułem, że moje obserwacje są zbędne. Jakiś wewnętrzny głos powiedział mi, że za chwilę wszystkiego się dowiem. Istota przedstawiła się, jako Surgonit pochodzący z rasy istot przebywających na Asjomasondzie. Od razu poprzez wewnętrzny głos zrozumiałem, że niebawem dowiem się, co to znaczy, gdyż nie miałem pojęcia, co za informacje w ogóle mi przekazuje. Istota porozumiewała się ze mną w ten sposób, że w głowie pojawiały mi się jej słowa. Sam też nie musiałem mówić. Wystarczyło, że pomyślałem, a ona wiedziała, o co chodzi. Powiedziała, że mogę zwracać się do niej Jastnis. Trudno opisać mi tę istotę, ale wyglądała jak kilka ciemnych, podłużnych przenikających się plam zmieniających ubarwienie i kształt. Nie potrafię dokładnie określić kolorów, gdyż nigdy się z takimi nie spotkałem. Nie zauważyłem żadnych kończyn czy głowy. Nie potrafię określić czy to była postać duchowa czy materialna. W każdym razie istota ta oświadczyła, że jest rasą inteligentnych istot Surgonitów przebywających na, Asjomasondzie czymś, co w naszym rozumieniu przypomina słońce z tym, że w naszych miarach jest około 100 bilionów razy większy i potężniejszy. Takich Asjomasondów w Galastrze są miliardy z tą różnicą, że obowiązują na nich różne prawa. Galastra zaś jest czymś czego człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić. Jeśli my ludzie wiemy, że wszechświat jest nieskończony i nieodgadniony dla naszego rozumu i pojmowania to Galastra jest nieskończonością wszechświatów w naszym rozumieniu. Najważniejszą rzeczą w Galastrze jest Siwgaąrj, czyli coś jak pamięć, ale nie taka jaką rozumiemy. To jak by pamięć bycia wszystkim, wszędzie i zawsze. Siwgaarj posiada prawieczną moc wszystkiego i zawsze. Na Asjomasondzie znane nam procesy i prawa fizyczne, chemiczne i matematyczne zachodzą tylko w biliardowej części procenta, odnosząc się do naszego rozumowania. Generalnie nie ma tam żadnej znanej nam energii, żadnej temperatury ani wysokiej, ani niskiej. Nie ma tam żadnej grawitacji, wody, powietrza. Zachodzą tam procesy zupełnie dla nas niewyobrażalne i dużo silniejsze od znanych nam na przykład procesów termojądrowych. Są siły, których nie jesteśmy w stanie ogarnąć rozumem. Siwgaarj otacza wszystko i jest wszędzie. Również wszystkie istoty na ziemi, ale nasza wiedza i rozwój nie pozwala, abyśmy mogli dostrzec, zrozumieć, a przede wszystkim z niej korzystać. Nie wiemy co tak naprawdę dzieje się z nami i wokół nas. Asjomasond znajduje się w tak dużej odległości od ziemi, że nasz umysł nie jest w stanie sobie tego wyobrazić i na ziemi nie ma jakiegokolwiek odniesienia, aby można było zrozumieć taką odległość. Rasa Surgonit to istoty duchowe, potrafiące jednak przyjmować różne kształty, różną formę lub materializować się w zależności od warunków znajdujących się tam gdzie chcą się znaleźć. Mogą pokonywać niewyobrażalne dla nas odległości, a nawet przebywać w kilku miejscach naraz. W Galastrze są światy, w których różne rasy inteligentne do poruszania się po galaktykach nie potrzebują żadnych statków lub maszyn. Są też światy, w których istnieją różnorakie rodzaje pojazdów o różnych napędach. Wszystko zależy od rozwoju poszczególnych ras. Pojazdy międzygalaktyczne posiadają wymiary od kilkudziesięciu metrów długości do kilkuset kilometrowych kolosów. Te do napędów korzystają z energii słońc. W świecie Asjomasondów nie ma wojen, ani żadnych konfliktów. Nikt tam nie może bowiem umrzeć lub zginąć. Poza tym wszyscy są sobie równi i każdy może mieć prawie wszystko, czego tylko zapragnie. Pomimo, że są istotami duchowymi to bardzo często materializują się i odwiedzają inne planety, układy w poszukiwaniu innych, nie znanych im możliwości rozwoju umysłu. Dążą, bowiem do jeszcze większego rozwoju. W innych rejonach Galastry niestety często zdarza się, że różne rasy prowadzą straszliwe i długotrwałe, mocno wyniszczające wojny. Galastra jest, bowiem nieodgadniona. Surgonitowie pomimo swojego rozwoju, wiedzy i możliwości jaki daje im Siwgaarj także nie wszystko wiedzą. Właściwie to wiedzą tyle samo o Galastrze co my o wszechświecie w odniesieniu do naszej wiedzy i rozumowania. Mają jednak przekonanie, że na jeszcze wyższym stopniu rozwoju mogą uzyskać coś o wiele większego i ważniejszego od nieśmiertelności, bycia wszędzie teraz i zawsze. Niestety nie chciał mi tego wytłumaczyć mówiąc, że i tak nie jestem w stanie tego zrozumieć. Powiedział tylko, że wszystkie istoty w Galastrze pragną to osiągnąć. Podróżują, więc i odwiedzają różne zakamarki Galastry, aby w dalszym ciągu zbierać doświadczenie i rozwijać się. Nie stanowi to dla nich żadnego problemu, gdyż jak powiedział Jastnis wykorzystują 87% możliwości swojego umysłu wykorzystując przy tym Siwgaarj. Dążą jednak do takiego etapu rozwoju, aby stać się boską doskonałością w naszym rozumieniu. Jak mówił dalej inne istoty są dla nich zupełnie obojętne i nie zwracają na nie w ogóle żadnej uwagi. Tak jak my nie interesujemy się mrówkami w zakresie ich dobra, problemów czy codziennego życia. Jest im obojętne i nie interesuje ich, co się z innymi istotami dzieje i co robią. Jednakże czasami zdarza się, że sami nawiązują kontakt, ale dzieje się tak bardzo rzadko. Wszystko oparte jest bowiem o Siwgaąrj. W moim przypadku Jastnis poprzez Siwgaąrj usłyszał moje pragnienie rozwoju i uzyskania innej wiedzy aniżeli większość ludzi. To nie był jednak powód, że postanowił na nie odpowiedzieć. Nie była to również jego ciekawość i zaskoczenie moim postrzeganiem otaczającego mnie świata. Jastnis wytłumaczył mi, że tak naprawdę postanowił spotkać się ze mną gdyż jest mi to winien. Musiałem cały czas dziwnie reagować bo wytłumaczył mi to mówiąc, że zaciekawiłem go i zaskoczyłem swoim postępowaniem. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi. Zresztą z tego co opowiadał też niewiele zrozumiałem. Jastnis od razu zrozumiał moje zdziwienie.
- To co teraz powiem będzie prawdziwym zaskoczeniem, a może nawet szokiem dla ciebie-zaczął. Została ci wymazana pamięć i dlatego nic nie rozumiesz. W twojej podświadomości jednak wiele musiało się dziać. Jesteś zupełnie innym człowiekiem od pewnego zdarzenia w jakim brałeś udział i przeżyć jakich doświadczyłeś. Pora jednak abyś dowiedział się co zaszło. Nadeszła też pora żeby cię wynagrodzić za to co zrobiłeś. Byłem zdziwiony i bardzo ciekawy co się wydarzyło i co ma mi do powiedzenia. Historia ta miała miejsce gdy byłeś w wojsku w trakcie poligonu na pustyni błędowskiej. Gdy tylko pojawiła się przekazana przez Jastnisa ta myśl w mojej głowie natychmiast wszystko mi się przypomniało.
Była późna jesień. Na poligonie byliśmy już dwa tygodnie. Pewnego wieczora otrzymałem rozkaz z dowództwa, aby dostarczyć pilny meldunek do szefa grupy zwiadowczej. Z uwagi na poufność wiadomości meldunek miałem dostarczyć osobiście w zalakowanej kopercie. Do pokonania zarówno odkrytego jak i zalesionego terenu miałem drogę około 9 kilometrów. Zadanie to nie stanowiło dla mnie żadnego problemu, gdyż jako łącznik wielokrotnie wykonywałem już takie rozkazy. Uzbrojony w karabin Kałasznikowa ze ślepą amunicją, bagnet oraz pistolet sygnałowy wyruszyłem zrealizować zadanie. Po przejściu około 3 kilometrów w zalesionej części pustyni zauważyłem jakieś niebieskofioletowe błyski i różnokolorowe światła. Normalnie to z pewnością nie zwrócił bym na to uwagi. Ale w sytuacji gdy na pustyni odbywał się poligon było to co najmniej dziwne. Żaden cywil nie mógł w tym rejonie przebywać, a błyski i światła nie mogły pochodzić od żadnych znanych mi wojskowych środków pozoracji, amunicji lub świec dymnych. Nietypowe było również to, że światła pojawiały się cyklicznie w jednakowych odstępach czasu. Przyglądałem się tak przez dłuższą chwilę i nie za bardzo wiedziałem co widzę i jak powinienem postąpić. Pomyślałem, że być może jest to jakiś sprawdzian dla mnie. Może dowództwo chciało sprawdzić jak łącznicy reagują na takie zdarzenia. Nabierając takiego przekonania udałem się w kierunku pojawiających się błysków. W miarę jak zbliżałem się nabierałem przekonania, że chyba jest to zupełnie coś innego. Poza widocznymi światłami, które znacznie zmniejszyły swoją intensywność zacząłem słyszeć jakieś nieokreślone dźwięki. Poza tym poczułem dziwny, również nieokreślony zapach. Trudno było mi ogarnąć co się dzieje tym bardziej, że od świateł dzieliła mnie odległość około 200, 300 metrów. Był moment, ze zawahałem się i szczerze mówiąc chciałem sobie odpuścić sprawdzenie tego miejsca. Gdy zmieniłem kierunek marszu i zacząłem biec w miejsce przekazania meldunku usłyszałem nagle dźwięk przypominający jakieś jak by jęki, lub jakieś głośne charczenie. Ponownie zatrzymałem się i zastanawiałem co robić. Nie miałem radiostacji wiec nie mogłem z nikim się porozumieć. Procedury jasno określały jak w różnych sytuacjach powinienem się zachować. W przypadku mojego bezpośredniego zagrożenia procedura przewidywała wystrzelenie czerwonej rakiety z pistoletu sygnałowego. W przypadku zauważenia cywila na terenie poligonu wystrzelenie rakiety żółtej. W tej sytuacji żadna procedura nie mogła być przeze mnie zastosowana. Postanowiłem jednak sprawdzić co to jest. Gdy byłem już dosyć blisko zauważyłem jakby jakieś metalowe elementy jakiejś maszyny, które paliły się w różnych miejscach. Przez chwilę pomyślałem, że może jakiś helikopter się rozbił. Przyśpieszyłem kroku. Po chwili zobaczyłem widok, który mnie przeraził. Było to z pewnością miejsce jakiejś katastrofy. Na przestrzeni około 150 metrów na ziemi leżały różnego rodzaju części i elementy jakiegoś pojazdu. Z niektórych wydobywał się dym o dziwnym zapachu, a inne płonęły jaskrawoniebieskim ogniem. W pewnej chwili zobaczyłem część jakiegoś pojazdu. Miał podłużny kształt z wieloma dziwnymi elementami i nie przypominał żadnego jaki znałem lub chociażby widziałem. Od razu przyszło mi do głowy, że może to jakieś UFO się rozbiło. Zbliżając się powoli odruchowo skierowałem karabin w kierunku pojazdu co było idiotyczne bo przecież miałem tylko amunicję ćwiczebną. Ponownie usłyszałem charczenie. Nie pomyliłem się. To było UFO. Zauważyłem, że pod częścią pojazdu znajduje się coś dziwnego. Właśnie to coś wydawało dziwne dźwięki jakby charczenia. Podchodząc bliżej zauważyłem, że był to jakiś stwór. Przypominało to trochę takiego podłużnego ślimaka ogrodowego. Z tym, że jego powłoka była raczej chropowata. Miało też jakby łapy z długimi mackami zakończonymi cienkimi haczykami. Posiadało na sobie częściowo jakieś elementy jakiegoś ciemnego materiału przypominającego brezent. Było wielkości około półtora metra z tego co wystawało spod pojazdu. Okazało się bowiem, że to coś było przygniecione przechylonym i w zasadzie głęboko wbitym w ziemie pojazdem. W górnej części tego stwora zauważyłem różową pulsującą galaretę. Przyglądając się i zastanawiając nad tym co tak naprawdę widzę nagle w mojej głowie pojawiła się myśl, wołanie „pomóż mi”. W tym samym momencie różowa galareta stwora zmieniła kolor na fioletowy. Ponowne wołanie nasiliło się. Pomóż mi teraz i podaj „mezana” Sytuacja była zupełnie nienormalna i można powiedzieć przerażająca. Ja jednak nie odczuwałem żadnego strachu. Właściwie nie odczuwałem żadnych emocji. Ponownie w mojej głowie usłyszałem „podaj mezana teraz”, po czym tym razem usłyszałem przeraźliwe charczenie. Dobra, tylko jakiego mezana, gdzie odpowiedziałem. W tym momencie w odległości około 25 metrów od pojazdu zauważyłem światełko w bordowym kolorze. Pobiegłem w tym kierunku. Na miejscu na ziemi leżał przedmiot w kształcie trójkąta o wymiarach około 50 cm. Gdy podniosłem ten przedmiot stwierdziłem, że był bardzo lekki jak na takie wymiary. Nie odczuwałem też żadnej temperatury tego przedmiotu. Ostrożnie podszedłem do stwora. Przedmiot położyłem przed jego łapami. Natychmiast z łap wydobyło się wiele podłużnych macek zakończonych haczykami. Bardzo szybko zaczęły przesuwać się po tym przedmiocie, który zmieniał kolory i kształt. Wydawał też dźwięk przypominający jakieś brzęczenie. Nagle stało się coś czego się nie spodziewałem. Pojazd poruszył się po czym podniósł do góry na wysokość około 3 metrów. Teraz zobaczyłem całego stwora. Jego długość wynosiła około 3 metrów. Mogłem też dokładnie określić czym był materiał przypominający brezent. Stwór miał na sobie jakiś kombinezon. Dopiero w tej chwili zauważyłem, że miał jak by głowę, która posiadała tylko coś co przypominało oczy. W środkowej części stwora dokładnie w miejscu, w którym był przygnieciony jego powłoka była porozrywana i poszarpana, a z wnętrza wydobywało się coś brunatnego. Przypominało mi to olej. Światło z dostarczonego przeze mnie przedmiotu zmieniało kolor coraz szybciej. Poszarpana powłoka stwora zaczęła się scalać i po chwili nie było żadnego śladu. Nagle stwór wyprostował się i znalazł przede mną. Spojrzał w moje oczy. Ja także patrzyłem w jego. Był to dziwny, przerażający widok. Oczy tego stwora były taką czarno- bordową głęboką wciągającą otchłanią. Poza tym nie zauważyłem ani nosa, ust czy uszów. W mojej głowie pojawiły się jego słowa „ocaliłeś mnie i zostaniesz wynagrodzony. Bez twojej pomocy moje istnienie by się zakończyło. Moja misja nie została by ukończona. Galaktyczna droga zostanie na zawsze. Zostaniesz za to wynagrodzony”. Nie bardzo wiedziałem o czym mówi Przez chwilę byłem trochę zamroczony. W pewnej chwili zobaczyłem, że wszystkie porozrzucane części i elementy pojazdu scalają się. Nagle zrobiło się bardzo jasno i pojazd zniknął z pola mojego widzenia. Gdy ocknąłem się była godzina 4 rano. Znajdowałem się w polowej izbie chorych. Dowódca plutonu powiedział mi, że żołnierze znaleźli mnie nieprzytomnego po drugiej stronie pustyni. Ani ja, ani nikt inny nie wiedział jak się tam znalazłem i co się wydarzyło.
Jastnis wydawał się być poruszony tym, że odblokował moją pamięć. Takie przynajmniej miałem wrażenie. Wielokrotnie zdarzało się, że różne istoty z Galastry w wyniku różnych katastrof potrzebowali pomocy na ziemi - zaczął nagle. Nigdy od tysięcy lat nie zdarzyło się aby człowiek pomógł bezinteresownie. W większości przypadków kończyło to się unicestwieniem przybysza, uwięzieniem go, okrutnymi badaniami i unicestwieniem. Jesteś jedynym człowiekiem, który bezinteresownie udzielił pomocy – stwierdził. Dowiedziałem się, że swoim postępowaniem uratowałem nie tylko istotę z rasy Masoranów z odległej galaktyki w Galastrze. Przede wszystkim dzięki temu został ocalony Wir Pradawnych Galaktyk Smugowych. Istota, którą uratowałem na czas dostarczyła bowiem długo poszukiwane Ciemniejsze Kryształy Jaźni Mocnej. Najwyższe prawne podjum Galastry jest zgodne, że moja pomoc była jedyna i ostateczna.
- Z pewnością nie zdajesz sobie sprawy z tego jak ważna była twoja pomoc - oświadczył Jastnis. Pojazd uratowanej istoty w wyniku uderzenia planetoidy w rejonie pasa asteroidów na skraju drogi mlecznej doznał bowiem poważnych uszkodzeń. Wprawdzie miał on możliwość samo naprawy, ale uderzenie planetoidy było bardzo mocne. Najgorsze jednak było to, że dostęp do najważniejszego urządzenia na statku, które dokonywało samo naprawy, samoleczenia i podtrzymywania procesów życiowych „mezana” został zablokowany. W wyniku uderzenia planetoidy część statku została uszkodzona przez co wejście do niektórych sektorów nie było możliwe. W takim sektorze właśnie znajdowała się „mezana”. Przelatując w rejonie ziemi wszystkie istotne dla dalszego lotu urządzenia zaczęły poważnie szwankować i w końcu przestały działać. Przyciąganie ziemskie zmieniło kierunek lotu, a brak możliwości sterowania pojazdem doprowadziło do katastrofy. Jastnis powiedział, że dzięki mojej pomocy misja została pozytywnie zakończona, a Wir Pradawnych Galaktyk Smugowych zostanie zawsze. W dalszym ciągu nie miałem pojęcia o czym mówi. Jastnis odpowiedział natychmiast, że wielu rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć. To tak samo jak ja chciał bym mrówce opowiedzieć o możliwościach mózgu, równaniach matematycznych lub starał się jej wytłumaczyć jak posługiwać się komputerem lub z czego zbudowany jest prom kosmiczny. Stwierdził, że ludzie wymyślają pojęcia i używają ich nie rozumiejąc żadnych zasad, jakie obowiązują w Galastrze. Pojęcia takie jak wszechświat, kosmos, absolut, nieskończoność, życie, czy śmierć są pojęciami, których sami nie ogarniamy i nie rozumiemy. Ponadto większość z naszej wiedzy to domysły, manipulacje albo kłamstwa. Natomiast te rzeczy, które najbardziej odpowiadają prawdzie wcale nie pochodzą od naszych naukowców z przeprowadzanych przez nich badań, czy obserwacji lecz z przekazów od innych inteligencji. W Galastrze są bowiem miliardy inteligentnych ras znajdujących się na różnym stopniu rozwoju. Na uwagę w tym wszystkim zasługuje to, że ludzie przekazanej wiedzy w ogóle nie wykorzystują. Bardzo chętnie natomiast przejmują od słabo rozwiniętych, ale wielokrotnie przekraczających nasz rozwój niektórych ras technologie, które niestety głownie wykorzystują do zabijania i destrukcji. Dlatego jak powiedział obecnie do końca nie będę potrafił pojąć, czym jest Asjomasond i jakie prawa w nim obowiązują. W każdym razie z przekazu zrozumiałem, że najważniejszą rolę odgrywają tam tzw. czarne kryształy i ich energia - pamięć miłości oraz coś pomiędzy siłą wibracji, a śpiewem, jednak w zupełnie innym rozumieniu niż na ziemi.
Jastnis powiedział, że każda istota w Galastrze ma takie same prawa i możliwości i może je wykorzystać. Musi tylko poznać i nauczyć się korzystać z możliwości swojego umysłu, uwierzyć w nie i przestrzegać panujących w Galastrze zasad.
Zadawałem wiele pytań. Nie na wszystkie otrzymywałem odpowiedź, a wielu odpowiedzi nie rozumiałem i nawet nie potrafię ich przytoczyć. Jastnis, aby mi udowodnić, o czym mówi pokazał mi kilka miejsc w Galastrze. Były tam różne obiekty, jeśli tak można nazwać to, co widziałem. Jedne były niewyobrażalnie ogromne, straszne i przerażające inne tak fascynujące, że trudno było mi oderwać wzrok od nich. Widziałem budowle o wysokości kilkuset metrów, lewitujące i takie o różnych kształtach, które się przenikały nawzajem. Niestety nie jestem w stanie dobrać odpowiednich słów, aby opisać wiele z tych rzeczy. Widziałem także różne istoty. Wtedy zrozumiałem, że nasze ludzkie wyobrażenie wszechświata, przekazy naukowców to bzdury i domniemania. Nasi uczeni nie wiedzą nic, a ich domysły nie są warte funta kłaków. Według nich do życia potrzebna jest woda i tlen. To kolejna bzdura. Oglądałem istoty o wysokości 300 metrów o rozrzuconej i poszarpanej strukturze. Istoty, które przebywały w kwaśnych twarogach, Istoty, które zamieszkiwały słońce i morza gazowe. W Galastrze istnieją istoty duchowe i żywe jaźnie materialne. Żadne z istot, które widziałem nie przypominały człowieka. Nie miały kończyn, widocznych oczów ani nosa. Wiele z tych istot przypominało trochę ziemskie wirusy lub bakterie z tym, że ich rozmiary dochodziły do kilkunastu metrów a nawet większe. Wiele tych żywych form swoim wyglądem przypominało jakieś stwory z ziemskich głębin morskich. Jastnis powiedział mi, że one wszystkie znajdują się na bardzo wysokim poziomie rozwoju. Jedną z dziwnych istot jaką widziałem to była postać która miała wysokość około ośmiu metrów. W górnej części miała dziesiątki takich podłużnych scalonych ze sobą jakby grubych lin o długości około dwóch metrów. Na przemian kurczyły w dół i rozkurczały do góry tworząc dziwne wypukłe kształty. Następnie z lin tych wydostawały się długie na kilka metrów odnóża, których były tysiące. Od każdego odchodziło wiele mniejszych i cieńszych. Przypominały swoim wyglądem cienkie, giętkie gałązki. Poruszała się zarówno po podłożu zajmując wtedy powierzchnię około dwadzieścia metrów, gdyż dolne odnóża jakby rozbiegały się dookoła. Głównie poruszała się jednak kilka metrów nad powierzchnią. Widok był niesamowity, gdyż istota ta posiadła jasno seledynową barwę. Gdy jednak zmieniła kolor na ciemno brązowy to z daleka swoim wyglądem przypominała dolną cześć rozczochranej miotły. Zawsze gdy wydawała bardzo wysoki piskliwy dźwięk wszystkie jej odnóża natychmiast zwijały się do środka tworząc okrągły kształt po czym z błyskawiczną prędkością wzbijała się w górę znikając.
Widziałem wiele dziwnych przedmiotów, których mój umysł nie potrafił objąć rozumem. Jednym z takich przedmiotów było urządzenie w kształcie kuli. Jak zwykle posiadał kolor, którego nigdy nie widziałem. Nie to jednak było dla mnie dziwne i niezrozumiałe. Otóż przedmiot ten posiadał wymiar 22 cm z jednej strony, a 187 cm z drugiej strony. Z innej zaś 73 cm. Przypominam, że była to kula. Patrząc z każdej strony widziałem kulę. Dotykając czułem i wiedziałem, że jest to kula. Wymiary natomiast z każdej strony były inne. Niezrozumiałe dla mnie było również to, że w zależności od której strony podchodziłem do tej kuli to mogłem ją podnieść albo w ogóle nie dało się nią poruszyć. Kula znajdowała się na płaskim podłożu na zewnątrz. Na moje pytania dotyczące kuli Jastnis powiedział mi krótko, że i tak tego nie zrozumiem. Dodał, że kula w środku jest 600 razy większa niż na zewnątrz.
Innym niewytłumaczalnym urządzeniem jakie widziałem było coś co przypominało właz, śluzę czy rodzaj okrągłego przejścia. Było to płaskie urządzenie w kształcie koła o średnicy około 6 cm. Urządzenie to w pewnej chwili zawisło w przestrzeni na wysokości 80 cm. i powiększyło się do rozmiarów prawie 2 metrów. Następnie jak przysłona obrotowa w obiektywie aparatu wnętrze tego urządzenia otwarło się. Zobaczyłem, że po drugiej stronie znajduje się zupełnie inny świat, inny krajobraz. To było niesamowite i nie do uwierzenia Również świat roślin był niewyobrażalny. Coś co przypominało drzewa rozpościerało się w różnych miejscach na różnej wysokości w ogóle nie dotykając podłoża. Dziwny system korzeniowy tych drzew podtrzymywał niezliczone gatunki różnokolorowych roślin. Wiele z nich w przeciągu kilku chwil rozkwitało aby obumrzeć i ponownie rozkwitnąć. W innych miejscach z podłoża wydobywała się jakby lawa, z której natychmiast wyrastały przedziwne rośliny. Rozpleniały one jakieś twory wielkości budynków. Widoki, kolory i towarzysząca przepiękna muzyka nie wiadomo skąd dobiegająca powodowała, że panował błogi spokój. Czasami wyczuwałem jednak jakieś napięcie, niepokój. Rośliny zmieniały kolor, a muzyka i śpiew stawał się przygnębiający, a nawet straszny. Z podłoża wytryskiwały fontanny jakiejś substancji co skutkowało natychmiastowym zniknięciem wszystkich roślin jakie wcześniej były w zasięgu mojego wzroku. Różne istoty gdzieś znikały, podłoże stawało się groźne. Pojawiało się wiele szczelin, z których wydobywały się na zewnątrz długie na kilkanaście metrów stwory pokryte czymś co przypominało jakieś kolczaste powrozy. Nie wiem co robiły, gdyż w każdym takim przypadku Jastnis natychmiast zabierał mnie w inne miejsce. Wewnętrznie wiedziałem, że nie powinienem pytać o te stwory.
W Galastrze nie ma żadnych czarnych dziur, czy antymaterii. Są za to o wiele potężniejsze zjawiska, które potrafią wchłonąć planety, gwiazdy oraz całe galaktyki, a uzyskane energie przerabiają na potrzebne do ich utrzymania zasoby. W Galastrze istnieją takie możliwości i paradoksy, że dla człowieka są nie do ogarnięcia. Dla przykładu jeden Samałaganin coś w rodzaju zjawy w naszym rozumieniu wielkości dwóch naszych słońc potrafi wchłonąć kilka galaktyk, nie zwiększając własnej wielkości. Na moje pytanie, w jakim procencie ludzie poznali wszechświat, czyli Galastrę Jastnis odpowiedział, że Galastry nie znamy w ogóle. Nie poznaliśmy nawet milionowej części procenta wszechświata. To, co mówią o niej naukowcy to tylko domysły i hipotezy. Wszystko, co znajduje się w odległości około kilku lat świetlnych od ziemi jest nam wrogie, nieprzyjazne i niewyobrażalne. To, co znajduje się dalej przekracza nasze wyobrażenia i nie ma sensu o tym mówić. Nasi naukowcy mylą się nawet w odniesieniu do naszego księżyca i najbliższych planet. Nic nie wiedzą. Jastnis powiedział, że z uwagi na specyficzny etap rozwoju naszej planety oraz takich istot jak my, gdzie aktualnie zachodzą bardzo intensywne procesy i duże zmiany istnieje duże zainteresowanie nami przez inne istoty, ale nie duchowe. Ziemia i miliony podobnych planet jest systematycznie odwiedzana przez różne rasy, z których każda ma jakiś swój cel. Jest wiele takich, które nie są nam przychylne. Nie chcą nas niszczyć, ale wykorzystują naszą, ludzką energię, która jest im niezbędna do przetrwania. Nie jest to energia, którą znamy, na co dzień. Jest to energia wytwarzana poprzez złość, strach, zawiść, smutek, radość czy miłość oraz wszystkie negatywne zachowania człowieka. Często te rasy manipulując nami doprowadzają do różnego rodzaju konfliktów i katastrof, aby potrzebnej im energii było jak najwięcej. Są rasy, które wskazywały ludziom jak się bronić przed tymi, którzy nas wykorzystują. Jednak ludzie odrzucają jak na razie wszelkie dane im możliwości ochrony przed nimi. W całej Galastrze najważniejsza jest miłość absolutna do wszystkich i do wszystkiego zawsze. Miłość głęboka, wypływająca z wnętrza każdej istoty. Ludzie to wiedzą, ale nie przyjmują tego. Jest to trudne, gdyż wymaga wielu wyrzeczeń, współczucia, a przede wszystkim odrzucenia przyzwyczajeń do materializmu. Miłość jest niezbędna do wszystkiego, gdyż wyzwala coś o wiele potężniejszego niż znane nam różnego rodzaju energie razem wzięte. W Galastrze istnieje pewien ustalony porządek i wszystkie rasy muszą się do niego stosować. Są prawa i zasady niepodważalne, które mają na celu stały i systematyczny rozwój Galastry. Gdy jakaś rasa czy cywilizacja zbyt długo stoi na jednym etapie rozwoju podejmowane są odpowiednie działania i procesy. Na ziemi już raz takie procesy w dalekiej przeszłości miały miejsce. Niebawem na naszej planecie nastąpią ponowne potężne zmiany, które już się rozpoczęły. Większość ludzi pozostanie na tym samym poziomie rozwoju i po opuszczeniu dotychczasowych ciał rozpoczną swój dalszy rozwój na innych planetach. Całkiem duża ilość ludzi pozostanie na zmienionej, udoskonalonej i oczyszczonej ziemi. Znajdzie się w innym wymiarze, innej gęstości i osiągnie wyższy stopnień rozwoju. Taka kolej rzeczy jest zawsze i dotyczy wszystkich istot. Zadałem jeszcze jedno pytanie, a właściwie poprosiłem o to czy nie mógłby mnie zabrać chociaż na chwilę na Asjomasond. Jastnis odpowiedział mi, że właśnie za chwilę to się stanie. Powiedział jeszcze, że zarówno w całej Galastrze jak i na Asjomasondzie zawsze jest teraz. Aby to lepiej zrozumieć wyjaśnił mi, że to tak jak prawdziwą miłością nie można obdarzać kogoś lub czegoś, co było lub co będzie. Miłością prawdziwą można obdarzać tylko kogoś lub coś, co jest teraz. Zapytałem Jastnisa czy mogę ponownie jeszcze kiedyś spotkać się z nim. Odpowiedział, że jest to możliwe, ale dla niego zupełnie niepotrzebne. Zresztą po otrzymaniu nagrody dla mnie też nie będzie to potrzebne. W tej chwili w swojej głowie usłyszałem, że nadeszła pora mojej nagrody i udajemy się na Asjomasond. Czekałem na to co się wydarzy i jak będzie przebiegać podróż. Moje rozmyślania przerwał Jastnis informując, że właśnie jesteśmy na miejscu. Nagle znalazłem się w dużym jasnoszarym pomieszczeniu, w którym na środku znajdowało się kilkadziesiąt wysokich około trzy metrowych czarnych kryształów. Miały szerokość w granicach 50 cm. Pomimo, że były zupełnie czarne to widziałem dokładnie wydobywające się z nich - czarne światło, blask i przejmujące wibracje. Wewnętrzny głos nakazał mi podejść do kryształów. Gdy tylko to uczyniłem natychmiast poczułem jakby mnie te kryształy otoczyły. Czułem wewnętrzne wibrowanie całego ciała, gorąco i zimno na przemian, swędzenie skóry. Przede wszystkim odczuwałem jak by coś przemieszczało się wewnątrz mojego ciała. Trudno mi określić czas, ale mogło to trwać około godziny. Po opuszczeniu pokoju z kryształami ponownie ujrzałem Jastnisa. Zauważyłem, że coś się zmieniło. Coś ze mną. Jego przekazy myślowe były zupełnie inne. Teraz po prostu już wiedziałem co mi chce przekazać. Moją nagrodą było jakby to po ludzku powiedzieć całkowite odnowienie i ulepszenie mojej osoby. Zostałem całkowicie wyleczony z różnego rodzaju chorób i niedoskonałości. Moja inteligencja została zwiększona o 500 procent. Także mój wzrok, siła, wytrzymałość, słuch oraz kondycja zostały ulepszone i zwiększone o 500 procent. Wielokrotnie zwiększono twardość mojej skóry i kości.
- Tutaj na Asiomasondzie nie zauważysz nowych zdolności - usłyszałem Jastnisa. Na ziemi będziesz jednak jedynym takim człowiekiem. Już nigdy nie zachorujesz. Będziesz też dużo dłużej żył. Twój rozum zadba o to, aby unikać tego co może ci zaszkodzić. Posiadłeś zdolność uleczania innych ludzi z chorób uznawanych za nieuleczalne. O wielu innych zdolnościach szybko dowiesz się sam. Za chwilę przekonasz się bo właśnie wracamy na ziemię. Ale mam dla ciebie coś jeszcze – zwrócił się do mnie Jastnis. Mówiąc to przekazał mi niewielkich rozmiarów urządzenie w kształcie koła.
- W środku jest czarny kryształ. Na ziemi nie ma takich i z pewnością żadnego innego nigdy nie zobaczysz. To urządzenie pozwoli ci na podróżowanie po Galastrze. - Wykorzystuj go rozważnie dodał
Bardzo zmieniło się moje życie. Teraz wszystko stało się proste, łatwe i nie stanowiło żadnych problemów. Do żadnej trudnej sytuacji, czy niekorzystnego dla mnie zdarzenia nie dochodziło ponieważ zanim cokolwiek miało się wydarzyć ja już miałem rozwiązanie i wiedziałem jak przeciwdziałać. Tak jak powiedział Jastnis mogłem uleczać innych ludzi i zwierzęta co z ochotą robiłem. Zorientowałem się również, że przy użyciu mojej siły umysłu potrafiłem wpływać na innych ludzi. Mogłem nimi kierować i mówić co mają robić i jak postępować, a oni bez sprzeciwu to wykonywali. Teraz już wiele rzeczy zrozumiałem z tego co mówił Jastnis. Między innymi o tym, że ludzie są zniewoleni. Zrozumiałem, że przecież nikt inteligentny i zdrowy na umyśle nie chce wojen, zabijania, terroryzmu. Natomiast gdy ktoś wpływa i wymusza takie zachowanie to jest dużo krzywdy i cierpienia. Sam też szybko przekonałem się o tym, że nawet gdy chce się czynić dobro to też komuś to przeszkadza. Któregoś dnia odwiedził mnie bowiem przybysz z Galastry- Przedstawiciel Wielkiej Rady i uprzejmym tonem zakomunikował mi, że z moich zdolności powinienem korzystać w bardzo umiarkowanym zakresie. Na moje pytania i wątpliwości odpowiedział, że dotyczy to głównie mojego uleczania ludzi i przeciwdziałania różnego rodzaju złym zdarzeniom tj. wypadkom, katastrofom i innym jakim zapobiegłem. Powiedział, że równowaga musi istnieć i nie można za bardzo w nią ingerować. Dodał, że jeśli nie dostosuję się do jego sugestii to utracę przekazane zdolności i po wymazaniu pamięci będę żył jak zwykły człowiek. Wiedziałem już na co mogę sobie pozwolić. Obecnie mam 147 lat i wraz z moją najbliższą rodziną jesteśmy obserwatorami zachowania ludzi na ziemi. Pomału jednak przestaje nas interesować co dzieje się na naszej planecie i jak zachowują się ludzie. Większość czasu spędzamy bowiem na podróżach po zakamarkach Galastry.
Galastra II
Od dłuższego czasu byłem jakiś niespokojny. Miałem wrażenie, że coś się wydarzy. Czułem się tak jak bym na coś oczekiwał. Nie wiedziałem co o tym mam myśleć. Nie odczuwałem żadnego niepokoju i nie wydawało mi się, aby mnie miało spotkać coś złego. Intuicja i przeczucie nigdy mnie do tej pory nie zawiodło. Byłem jednak pewien, że znowu coś się rozegra. Nie wiedziałem tylko co to będzie tym razem. Od wielu lat przy użyciu urządzenia, które otrzymałem od Jastnisa mogłem odwiedzać i odwiedzałem wiele światów w Galastrze i byłem z tego powodu bardzo zadowolony. Widziałem nieprawdopodobne rzeczy. Moje doświadczenia wynikające z udziału w różnych sytuacjach i zdarzeniach powodowały coraz szybszy rozwój zarówno mojego umysłu jak i całego ciała. Stałem się zupełnie innym człowiekiem, a często zastanawiałem się czy ja jeszcze jestem człowiekiem. Robiłem przecież rzeczy przeczące wszystkim znanym mi prawom. Podróże po Galastrze sprawiały mi ogromną przyjemność i spełnienie wszystkich nawet najskrytszych marzeń. Niestety niewyobrażane odległości powodowały, że nie wszędzie mogłem dotrzeć. Nie wszystkie miejsca były w zasięgu moich możliwości. Wiele galaktyk i gwiazdozbiorów było zbyt wrogich, niedostępnych i zagrażało mojemu istnieniu. Musiałem zatem przed wyborem miejsca kolejnej podróży dokonywać wielu ustaleń, sprawdzeń i analiz. Aby odpowiednio zadbać o swoje bezpieczeństwo każdorazowo korzystałem również z pomocy Siwgaarj. Pewnego razu udałem się w najbardziej odległe krańce Galastry w jakie mogłem dotrzeć i gdzie jeszcze nie byłem. Znalazłem się w świecie Diamentowych Galaktyk Promienistych, cofających czarne światło. Czułem, że to nie jest przypadkowe miejsce, do którego się zapuściłem. Byłem także przekonany, że nie znalazłem się tu przypadkowo. W pierwszej chwili jeszcze tego nie rozumiałem, ale już niebawem było to dla mnie bardzo proste. Nawet nie przypuszczałem, jak bardzo będzie mnie to osobiście dotyczyć. Podróżując po jednej z tych galaktyk ujrzałem fioletowo-niebieskiego Mikrusa Wirującego. Postanowiłem, a właściwie coś bardzo nakłaniało mnie, abym udał się na niego. Bardzo mocno ciągnęło mnie w tę stronę i szeptało, abym niezwłocznie skierował się dokładnie w to miejsce. Wirujący Mikrus składał się jakby z niewielkiej gwiazdy wokół której krążyło kilkadziesiąt różnej wielkości planet. Postanowiłem wziąć kurs na jedną z nich. Z zewnątrz wyglądała jak taka włochata piłka do koszykówki. W miarę zbliżania się do niej widziałem, jak z planety wyrastały kilkusetkilometrowe bordowo-czarne jęzory. Były ich miliardy. Falowały i wiły się we wszystkie strony. To właśnie stwarzało efekt włochatej planety. Z dotarciem na samą planetę nie miałem żadnego problemu. Będąc już na niej zauważyłem, że wyrastające jęzory znajdowały się w dość dużej odległości od siebie, co najmniej kilkudziesięciu kilometrów. Widok był naprawdę niesamowity. Sama planeta zaś w całości składała się z różnokolorowych diamentów. Nie zauważyłem na niej żadnych istot, co nie znaczy, że ich tam nie było. Widziałem bowiem wiele przedziwnych tuneli wyrytych w diamentowym podłożu. Poruszające się jęzory także posiadały wiele różnego rodzaju dziur, wgłębień i dziwnych wypustków. W różnych odległościach z podłoża wystawały na wysokość kilkuset metrów diamentowe wieże o prostokątnym kształcie. Wiele z nich było otoczonych potężnymi pierścieniami. Krajobraz był niesamowicie nasycony tysiącami kolorów rozchodzących się we wszystkie strony. W normalnych warunkach człowiek nie miałby najmniejszych szans cokolwiek zobaczyć, gdyż nasilenie jasności światła i różnorodność barw ograniczyła by jakiekolwiek pole widzenia. Ja jednak bez problemu dostrzegałem każdy szczegół. W pewnej chwili moją uwagę przykuło duże wzniesienie, na którym coś jakby wirowało. Gdy z ciekawości dotarłem w to miejsce stwierdziłem, że to jakaś olbrzymia budowla oczywiście wykonana z diamentu. To był fascynujący i niepowtarzalny widok. Wszystko było prawie przezroczyste, a jednak można było wyodrębnić poszczególne elementy. Na wzgórzu po środku stała przeźroczysta budowla w kształcie sześcianu o wymiarach około 350 metrów szerokości i 350 wysokości. Wokół tej budowli znajdował się diamentowy walec, którego górna część wirowała w jedną, a dolna część w drugą stronę. Było to wyraźnie widać. Gdy podszedłem bliżej ujrzałem w sześciennej budowli otwór o wymiarach około 10 na 10 metrów. Chciałem dostać się do wnętrza, ale gdy zbliżałem się wirowanie zewnętrznego pierścienia nasilało się. Coś mi jednak mówiło, że powinienem wejść do środka. Podszedłem i stanąłem około 50 cm od wirującego pierścienia i wyciągnąłem rękę przed siebie, a następnie pomalutku włożyłem palec w obracający się walec. Zdziwiłem się trochę ponieważ nic mi się nie stało. Poczułem coś takiego jak bym włożył rękę do wartkiego nurtu górskiej rzeki. Poczułem zimno i lekki opór, ale mogłem przejść. Nie było to jednak wcale proste takie jak mi się wydawało gdy oglądałem budowle z zewnątrz. Jak patrzyłem przed chwilą to obracający się pierścień mógł mieć około 3 m w głąb. Gdy jednak w niego wszedłem to nagle przybrał barwę niebiesko fioletową. Mało tego, widząc cały czas otwór w budowli jakoś nie mogłem do niego dojść. Szedłem już jakieś pół godziny i niewiele się zbliżyłem. Gdy się obejrzałem, aby w razie czego zawrócić stwierdziłem, że nie ma takiej możliwości, gdyż za mną nie było niczego. Gdy zrobiłem tylko kilka kroków do przodu to natychmiast za mną wszystko znikało. Nie mając zatem wyjścia parłem do przodu. Droga nie była uciążliwa, nie odczuwałem żadnego oporu. Jedynie co zauważyłem to fakt, że do otworu w budowli zbliżałem się w nienaturalnie słabym tempie. Szczerze mówiąc nudziło mnie już to bardzo, ale dobre było to, że jednak do celu się zbliżałem. Mając zegarek, który w moich podróżach niejednokrotnie był mi bardzo pomocny, aby choć trochę odnosić się do rzeczywistości, przynajmniej swojej, stwierdziłem, że minęło już 11 godzin, a ja ciągle jeszcze szedłem i nie dotarłem do określonego punktu. Kroczyłem wiec i zastanawiałem się co będzie dalej. Po kolejnych 8 godzinach marszu nagle znalazłem się na otwartej przestrzeni. Tym razem znowu bardzo się zdziwiłem. Budowla wprawdzie stała, ale znajdowała się w odległości kilku kilometrów ode mnie. Nie rozumiałem tego. Ona jakby się oddaliła. Znowu musiałem pokonać niełatwą tym razem drogę, aby zbliżyć się do widzianego wcześniej otworu w budowli. Idąc odczuwałem bowiem jakiś silny opór, jak by jakaś siła pociągała mnie do tyłu. Nie było to nie do pokonania, ale utrudniało marsz. W końcu jednak pokonałem dzielący mnie odcinek i znalazłem się przed dziwnym otworem. Okazało się, że jest to jakiś portal. Zauważyłem, że do wnętrza wchłaniane były setki, a może tysiące pojedynczych ogników. Były w kształcie odwróconego płomienia świecy w kolorze jaskrawo różowym z seledynową aurą otaczającą cały płomień wielkości około 80 cm. Na zewnątrz także wypływały płomyki. Było ich bardzo dużo. Jedne poruszały się bardzo wolno, a inne z błyskawiczną prędkością. W miarę jak zbliżałem się do portalu czułem jakieś dziwne wibracje. W pewnej chwili zostałem wchłonięty do środka. Tym razem błyskawicznie znalazłem się po drugiej stronie. To co zobaczyłem było nie od opisania. Stałem na diamentowej skale, a pod spodem rozpościerał się las kolorowych jakby roślin z różnego rodzaju kryształów. Były różnej wielkości od zupełnie małych do olbrzymich gigantów. Wszystkie poruszały się, kołysały, zmieniały kształt i przenikały się wzajemnie. Całą przestrzeń dokąd tylko mogłem sięgnąć wzrokiem wypełniały latające wcześniej widziane przeze mnie płomienie. To było niesamowite. Tysiące płomieni podlatywały do kryształowych roślin. Gdy tylko znalazły się w ich pobliżu kryształy natychmiast powiększały się do bardzo dużych rozmiarów oświetlając jaskrawym światłem otoczenie. Rozglądając się zauważyłem niewielkich rozmiarów kopułę zamocowaną na trzech żółto-niebieskich kryształach. Gdy tylko podszedłem do tej kopuły wypłynął z niej jeden z płomieni. Ten miał barwę fioletowo-czerwoną. Był jednak dużo mniejszy około 30 cm. Znalazł się nagle przed moimi oczami i w tym samym momencie usłyszałem w swojej głowie jego przekaz.
- Jestem Soretus, Praświatło Nieustającej Jasności Wstecznej. Pokonałeś „Wir Nie Dotarcia Tu Na Zawsze”. Nas wszystkich to bardzo zdziwiło, ale i ucieszyło jednocześnie. Mało jest istot w Galastrze, które mogą to zrobić, a jeszcze mniej, aby przedostać się by stanąć przed Soretusem. Minąłeś miliony Minurów, które zamieszkują żywe macki planety. Ich zadaniem jest nie dopuszczenie żadnej niepowołanej istoty do wejścia w niższe rejony planety. Skoro cię nie zatrzymały i udało ci się dotrzeć do mnie to oznacza, że Siwgaarj wie i to jest dobre. Siwgaarj bez powodu nie zezwala na taki niepokój całego Praświatła. Jesteśmy Prastrażnikami Nieustającej Miłości Chociaż Często Wątpliwej. Musi być cel ukryty i potężny dla światów i wydarzeń, które się jeszcze nie rozpoczęły, a już stały się tragiczne i nieuniknione, ale ważne. To twoja misja.
Nic z tego nie rozumiałem
- Jaka misja. Ja tu trafiłem zupełnie przypadkowo. Z ciekawości
-Nie. Nie ma takich przypadków. To, że kiedyś nagle skręciłeś w leśną drogę, to też nie był przypadek. Ty patrzysz na świat inaczej. Zawsze inaczej patrzyłeś. Masz intuicję, wiarę i nieskończone dobro. Ty kochasz wszystkie istoty. Nie sztuką było uratować jednego Masorana. Sztuką było zrobić to bezinteresownie. Zawsze byłeś taki i jesteś. Przypomnij sobie ile istot uratowałeś
- Ja? Nikogo innego nie uratowałem.
- Ha. Ha. Bo dla ciebie to po prostu takie normalne. Nawet nie bierzesz pod uwagę tego jak odnosisz się do innych. Siwgaarj wie, że miłość jest najważniejsza. Wszystkie istoty są równe i trzeba je tak traktować. I właśnie ty tak wszystkich traktujesz nie zwracając uwagi na to kim lub czym są. Przypomnij sobie ile razy schylałeś się podnieść ślimaki, aby ktoś ich nie rozdeptał. Chroniłeś mrówki, pająki, motyle. Zmieniałeś trasę, aby nie rozdeptać robaków. Ile to razy namęczyłeś się, aby podlewać drzewa, czy inne rośliny w czasie upałów. Karmiłeś bezdomne psy, wspierałeś ludzi biednych i schorowanych. Walczyłeś o ochronę środowiska. Los żadnych stworzeń nigdy nie był ci obojętny. Ratowałeś je z narażeniem życia. Płakałeś, gdy widziałeś, że dzieje im się krzywda, a nie mogłeś nic na to poradzić. Twoje myśli były dla nich bardzo ważne. Wspierały i dodawały im otuchy i siły. Tak samo teraz, gdy otrzymałeś swoje moce uratowałeś miliony istnień. Zapobiegłeś wielu kataklizmom i katastrofom. Skupiłeś się na tym tak bardzo, że o mało nie doprowadziłeś do naruszenia równowagi na świecie. Musiał interweniować Przedstawiciel Wielkiej Rady Galastry. Te wszystkie istoty, które uratowałeś, i o które tak zawzięcie walczyłeś są przecież istotami Galastry. One pamiętają, a Siwgaarj wie zawsze. Dlatego tylko ty możesz wejść do świata, którego nie ma i nigdy nie było. Musisz zdobyć i dostarczyć „miłość, której nigdy nie było, nie ma i nigdy nie będzie”. To ważne. W Galastrze istnieją długotrwałe, wyniszczające wojny. Trzeba uwolnić dobro zawsze. Tylko „miłość, której nigdy nie było, nie ma i nigdy nie będzie” może wszystko zmienić. Bo tak jest zapisane w Siwgaarj. To jedyna szansa.
- Ale jak ja mam to zrobić? Ja nie wiem. Nie umiem. Nie znam się
- Tylko ty to zrobisz tak jak ma być zrobione. Myślałeś, że tak bez celu, dla jakiejś rozrywki podróżujesz sobie po zakątkach Galastry. A twoje systematycznie powiększające się moce i rozwój duchowy? To wszystko zostało zaplanowane. To twoja misja. To nie będzie łatwe zadanie. W całej Galastrze nie natrafiono na jakikolwiek trop, ślad lub jakąkolwiek wskazówkę która pomogła by w ustaleniu miejsca, do którego ty musisz się dostać.
- No dobrze, a poza Galastrą?
- Co!!! Co ty Powiedziałeś???
- Może takie miejsce jest poza Galastrą?
- Poza Galastrą? Przecież Galastra jest nieskończona
- Nieskończona, ale jest też nieodgadniona, wiec wszystko jest możliwe.
- Taaak. Teraz już wiadomo dlaczego Siwgaarj wybrał ciebie. Ty myślisz zupełnie inaczej. Dla ciebie wszystko jest możliwe ponieważ nie musi opierać się na logice i prawdzie. To ty jesteś tym, który ocali Galastrę. Aby chociaż trochę ułatwić misję, którą masz do realizacji to przekazuję ci Niebieskie Skondensowane Diamenty Nieskazitelnie Czyste. Przez miliardy lat gromadziły cofające się czarne światło z fioletowych, skupionych kryształów odwrotnych odzyskując najróżniejsze rodzaje spełnionej i wiecznej miłości. Uzyskały dzięki temu niezwykłą moc pozwalającą na wszystko zawsze. One pozwolą ci prawie na wszystko. Ograniczyć może cię tylko brak wyobraźni i krzywda z twojej strony, choćby robaka.
Mało tego, że przy użyciu tych diamentów możesz podróżować w czasie zarówno w przeszłość jak i przyszłość. Możesz za ich pomocą odbywać podróże w czasy prawdopodobne oraz w czasy, których nie ma, nie było i nigdy nie będzie. Diamenty te dają jeszcze taką możliwość, że każda istota zarówno materialna jak i duchowa i wiele innych może przebywać w każdym środowisku i różnych warunkach. Nie ma żadnego znaczenia czy ktoś trafił na słońce w trakcie wybuchów termojądrowych, czy w rejon antymaterii, czarnych dziur, ekstremalnie niskich temperatur, planety z wrzącego ołowiu, rtęci czy kwasowych gejzerów. W każdych warunkach istota posiadająca te diamenty może przebywać i nie grozi jej żadne, najmniejsze nawet niebezpieczeństwo.
Poprzez Siwgaarj natychmiast uzyskałem wiedzę, że takie diamenty znajdują się tylko w jednym miejscu, właśnie tu gdzie się znalazłem.
- Problem polega jednak na tym, że nikt nie wie jak działają. – powiedział Soretus. Nikomu z nas nie udało się spowodować, aby diamenty zadziałały. W Galastrze miliony istot korzysta z tych diamentów, ale my niestety nie. Jesteśmy tylko Prastrażnikami. Tylko wybraniec może ich użyć. Dla każdego innego są bezużyteczne.
- Miliony? To bardzo dużo
- To nic. To tak, jak by w całej galaktyce używała tego tylko jedna istota.
- To znaczy, że rozdaliście więcej takich diamentów?
- Galastra istnieje zawsze i zawsze są ważne misje. To tak jakbyśmy dawali te diamenty raz na milion lat. Czy to tak dużo?
Ale na mnie już czas. Powodzenia, które będzie ci bardzo potrzebne w światach, których nie ma. Wszyscy bardzo liczymy na to, że twoja misja zakończy się z pożytkiem dla nas wszystkich.
- Uff. Ale jazda - pomyślałem. Ja, zwykły facet. Jeszcze nie tak dawno wkurzała mnie monotonna jazda samochodem i zastanawiałem się jak związać koniec z końcem, a teraz mam ratować inne światy, galaktyki i wszechświaty? No tak. Galastra jest nieodgadniona i wszystko jest możliwe. Schowałem niebieskie kryształy i udałem się na ziemię, aby spokojnie to wszystko przemyśleć jeszcze raz.
Tym razem, aby wydostać się ze świata Soretusa nie musiałem pokonywać żadnych barier lub przeszkód. Bardzo szybko znalazłem się tam gdzie chciałem. Moja misja rzeczywiście nie jest łatwa. Można by było powiedzieć, że jest nie do wykonania. Światy, których nie ma i nigdy nie było. To chyba jakieś żarty.
- Ale chwila! To znaczy, że takie światy mogą być. Zaraz! Jak to on powiedział. Musisz zdobyć i dostarczyć miłość, której nigdy nie było, nie ma i nigdy nie będzie. No tak. Twierdząc, że takiej miłości nigdy nie będzie opierał się na tym, co wie. Ale jeżeli dopuszczam, że światy mogą być to i taką miłość można znaleźć. Ważne tylko, aby diamenty zadziałały, ponieważ takich nieistniejących światów może być tyle samo co istniejących, a może dużo więcej. Nie wiedziałem jednak jak w ogóle zabrać się za realizacje tej całej misji. Gdzie szukać tych nieistniejących światów. Wiedziałem tylko jedno Musiałem za wszelką cenę dotrzeć do starej rasy „Praistot z dużą wrażliwością lecz bez sumienia”. Tylko one mogły dać mi jakakolwiek wskazówkę.
Tym razem nieoczekiwanie pomógł mi Jastnis. To było spotkanie, którego nigdy bym się nie spodziewał.
- Nie wiele się zmieniłeś - usłyszałem głos w mojej głowie. Rozejrzałem się i zobaczyłem jak zbliżał się w moja stronę.
- Jak to? Ja teraz dużo podróżuję po Galastrze i…
- Tak. Skromny jak zawsze. Teraz mając nadludzką wiedzę, moce, możliwości w dalszym ciągu robisz to samo co zawsze. Nie odwaliło ci. Moce nie przewróciły ci w głowie.
- Znaczy co?
- Kochasz wszystkich. Dlatego znów ci pomogę. Musisz udać się na planetę Galabir. Znajduje się ona w gwiazdozbiorze Marusa czyli Umarłych Galaktyk Zanikających Jaskrawych. Planeta Galabir powstała w wyniku zderzenia trzech różnych planet po wybuchu supernowej. Aby ją odnaleźć musisz udać się do najczarniejszej czeluści, mroku i otchłani tak gęstej, że najjaśniejsze światło nie jest w stanie przebić się i oświetlić drogi. Przebywa tam Praojciec Czarnego Światła Cofającego.
- Ale gdzie znajdę…
- Do Praojca Czarnego Światła Cofającego zabiorę cię osobiście. On przekaże ci Największe Zwątpienie, które przekażesz Duchowi Wszelkiego Zła, Pogardy i Strachu, który z kolei wskaże ci miejsce gdzie przebywa Wielki Konstruktor, twórca nieskazitelnych diamentów odwrotnych ciemnej strony Galstry. On ma bardzo dużą wiedzę i doświadczenie w korzystaniu z Niebieskich Skondensowanych Diamentów Nieskazitelnie Czystych. Żeby pokonać drogę do Wielkiego Konstruktora musisz użyć czarnego światła. Tylko w snopie czarnego światła będziesz mógł ujrzeć ogromne stwory plamiste, których musisz się wystrzegać. Stwory te potrafią wchłonąć sumienie i dobroć każdego stworzenia. Gdy do niego dotrzesz wskaże ci gwiazdozbiór Marusa, w którym znajduje się Galabir. Udzieli ci również wskazówek jak dostać się do tego gwiazdozbioru, bo dotarcie tam wcale nie jest łatwe. Na planecie Galabir przebywa Kolekcjoner Planet Krasant. Narodził się on w najodleglejszych krańcach Galastry, gdy czas jeszcze nie istniał, a światło dopiero powstawało. Długo szukał takiego miejsca, w którym mógł rozpocząć to co zamierzał. Galabir okazał się właśnie tym miejscem. Kolekcjoner jako jedyny w Galastrze ma wiedzę na prawie każdy temat. On z pewnością podpowie ci gdzie szukać i jak zdobyć „miłość, której nigdy nie było, nie ma i nigdy nie będzie”
- Jastins był bardzo pomocny. Bez niego nie byłbym chyba w stanie uzyskać od Ducha Wszelkiego Zła Największego Zwątpienia. Nawet sam Jastins musiał użyć odpowiednio dużych mocy, aby go przekonać. Teraz wiedziałem, że pomoc Jastinsa nie była przypadkowa.
Z dotarciem do Wielkiego Konstruktora tym razem nie miałem żadnego problemu. Dowiedziałem się od niego, że Niebieskie Skondensowane Diamenty Nieskazitelnie Czyste wcale nie otwierały żadnych portali, tuneli czasoprzestrzennych i nie zakrzywiały czasu, przestrzeni międzygalaktycznej czy czegokolwiek innego. Wyjaśnił mi również dlaczego mało kto potrafi uruchomić działanie i potrafi wykorzystać diamenty. Z siły i mocy diamentów mogą korzystać tylko wyjątkowe istoty wybrane. Taka właśnie wybrana istota wystarczy tylko jak pomyśli o potrzebie wykorzystania mocy diamentów, podniesie je na wysokość oczu, a dalej wszystko samo się wydarzy. Wielki Konstruktor powiedział, że gdy tylko użyje diamentów rozjaśni mi się na tyle umysł, że natychmiast będę wiedział gdzie szukać planety Galabir i jak dalej postępować.
Mając już odpowiednią wiedzę wziąłem do ręki kryształy. W dalszym ciągu nie wiedziałem jak przy ich pomocy mogę realizować zadania z mojej misji. Doświadczyłem już jak bardzo utrudniało mi stałe pilnowanie urządzenia do przemierzania światów, które otrzymałem od Jastnisa. A te diamenty były o wiele większych rozmiarów. Gdybym tak zgubił takie urządzenie w trakcie dalekiej podróży pozostał bym tam bez możliwości powrotu. Pomyślałem jednak, że i tak nie mam żadnego wpływu na to co się stanie i muszę się podporządkować. Wziąłem więc po raz kolejny do ręki Niebieskie Skondensowane Diamenty Nieskazitelnie Czyste, podniosłem na wysokość moich oczu, zamknąłem je i pomyślałem jak bardzo potrzebuję ich mocy. W tym samym momencie diamenty w pierwszej chwili przywarły do mojej głowy po czym jakby zostały wchłonięte do jej wnętrza. Poczułem, że wszystko, zupełnie wszystko stało się dla mnie całkowicie inne. Miałem poczucie, że teraz wiem wszystko, no prawie wszystko. Nagle pojawiła się w mojej głowie wiedza, która wcześniej była dla mnie niewyobrażalna. Stałem się biegły z dziedziny matematyki, fizyki chemii, biologii i genetyki. Była też wiedza zupełnie niezrozumiała jakby z innych światów, którą pomimo tego mogłem wykorzystywać. Najbardziej istotne było jednak dla mnie to, że pojawiła mi się myśl, iż mogę prawie wszystko wszędzie i zawsze. Dotarło do mnie, że nie ograniczają mnie żadne bariery ani czasowe, miejscowe, materialne, czy duchowe. To było fascynujące, niewyobrażalne i niesamowite. Postanowiłem jak najszybciej sprawdzić jak to wszystko wygląda w realizacji. Zacząłem wiec podróżować, a w zasadzie przemieszczać się gdzie tylko pomyślałem, również w czasie. Byłem w przyszłości i przeszłości. Sprawdziłem, że mogę być w wielu miejscach naraz. Dziesięciu? Pięćdziesięciu? Nie było granicy. W prymitywnych światach zażegnywałem bitwy i wojny. Za pomocą myśli zacząłem tworzyć planety, a nawet całe galaktyki, takie przynajmniej miałem odczucie. Do podróżowania w najdalsze zakamarki różnych światów nie potrzebowałem żadnych maszyn czy urządzeń. Przede wszystkim zaś nic mnie nie ograniczało i nic nie stwarzało dla mnie żadnego zagrożenia. Wystarczy że pomyślałem gdzie chce być i w tej samej chwili dokładnie tam się znajdowałem. To bardzo dziwne, ale za pomocą myśli mogłem znaleźć się w miejscu, które w ogóle nie istniało. Za pomocą myśli tworzyłem różnego rodzaju budowle, skomplikowane struktury, maszyny i urządzenia. Przede wszystkim zaś tworzyłem różne światy, różne istoty, różne rasy. Teraz zrozumiałem dlaczego Galastra czyli wszechświat wszechświatów jest nieskończona. To mnie przerażało. Przecież takich istot jak ja są miliardy i każda może tworzyć własne wszechświaty, wymyślone przez siebie istoty i rasy. Jak więc poruszać się po nich i jak cokolwiek w nich odnajdywać? Diamenty miały jednak moce, o których nawet nie śniłem.
Gdy byłem już pewny, że moc i siła diamentów może wszystko postanowiłem udać się na planetę Galabir. Z jej odnalezieniem nie miałem kłopotu. Była wprawdzie bardzo dobrze ukryta i z pewnością niewiele istot mogło trafić na jej ślad. Galabir był ogromny. Nie posiadał kształtu kuli jak większość planet. Przypominał raczej wielką porozrywana szyszkę z dziwnym kapeluszem. Wyglądał bardzo osobliwie. W ogóle nie dziwiło mnie, że właśnie na takiej planecie znalazł swoje miejsce Kolekcjoner Planet. Nie bardzo wiedziałem jak rozpocząć poszukiwania Krasanta. Jako jeden z niewielu w Galastrze potrafił uchronić się przed mocą Niebieskich Skondensowanych Diamentów Nieskazitelnie Czystych. Teraz wiedziałem, że nie bez powodu jest Kolekcjonerem bardzo niezwykłych planet. Poszukiwaniami nie musiałem jednak w ogóle się martwić. Okazało się bowiem, że gdy tylko zbliżyłem się do planety Najemnicy Kolekcjonera już mnie namierzyli, a Pielgrzymi objęli swoim nadzorem i bacznie obserwowali każdy mój ruch. Ich zadaniem było ustalić jakie mam zamiary i w razie czego w odpowiedni sposób reagować.
Nie trwało długo, kiedy zauważyłem, że zbliża się do mnie kilka postaci w długich ciemnobordowych szatach z kapturami na głowach. Przypominali bowiem postacie ludzi.
Gdy tylko znaleźli się w moim pobliżu natychmiast przekazałem myśli, że mam dobre zamiary i chcę się spotkać z Kolekcjonerem. Zdziwiłem się z ich życzliwym przywitaniem, gdyż w Galastrze każdy początek spotkań nie należy do przyjemnych. Po chwili znalazłem się w podziemnym pałacu Krasanta. Teraz uświadomiłem sobie, że na powierzchni planety nie zauważyłem żadnych budowli, dróg, roślinności. Po prostu niczego nie było. Jak okiem sięgnąć widać było tylko skały.
- Witam- usłyszałem głos Kolekcjonera
Rozejrzałem się i zauważyłem, że na zwieńczeniu skamieniałej figury jakiegoś stwora, z którego wypływała ciemnogranatowa gorącą, gęsta lawa siedział Krasant. Wyglądał jak człowiek
- Widzę, że jesteś zdziwiony patrząc na mnie. Nie musisz. Tylko z twojego powodu przyjąłem postać człowieka, jak wszyscy, z którymi miałeś kontakt. W rzeczywistości wyglądamy zupełnie inaczej. Co cię do mnie sprowadza?
- Witam i pozdrawiam cię. Mam do wykonania misję i potrzebuję informacji.
- Zapewne. Co dla mnie masz?
- Nie rozumiem? Ja tylko chciałem…
- Nie rozumiesz? Ty chciałeś. Ja też chcę. Jestem Kolekcjonerem Planet
- To co? Mam ci dać planetę?
- Chodź coś ci pokażę
Posłusznie udałem się za Kolekcjonerem. Idąc ciemnymi tunelami doszliśmy do niewielkiego prześwitu. Gdy stanęliśmy przed nim skały rozstąpiły się na szerokość kilkudziesięciu metrów. Widok, który zobaczyłem spowodował, że kolejny raz podróżując po Galastrze zaniemówiłem z wrażenia. Przede mną znajdował się zupełnie inny, niewyobrażalny świat.
- To nie jest świat - usłyszałem głos kolekcjonera
- To jest właśnie moja kolekcja
To było niesamowite. Widziałem zawieszone w przestrzenni nie wiadomo czego olbrzymie ilości różnego rodzaju planet. Były w różnych rozmiarach, kształtach, kolorach. Były tam planety włochate, ogniste, podłużne, wirujące. Takie które kurczyły się i rozkurczały. Widziałem planetę, której każda półkula obracała się w inną stronę. Były tam planety przerażające z mnóstwem czarnych otchłani zasysających do swojego wnętrza wszystko co znajdowało się dookoła. Planety lodowe, takie, które znikały i pojawiały się.
- Mam też perełki jak planetę wiecznej trwogi, smutku i nieszczęścia. Planetę strachu i największego okrucieństwa. Posiadam planetę wiecznej szczęśliwości i dozgonnej miłości, a także planetę radości, uśmiechu i nieustającej rozkoszy. To osobliwa kolekcja.
- Ale… Ale jak tyle planet tu się pomieściło? – zadałem pytanie niedowierzając w to co widzę.
- Jestem jedynym takim Kolekcjonerem w Galastrze. Przez tysiące lat poszukiwałem miejsca i sposobu, aby stworzyć, gromadzić i powiększać swoją kolekcję. I oto ona. A miejsca jest tu wystarczająco dużo na kolejne tysiące planet.
- Więc co dla mnie Masz? – kolekcjoner ponownie zadał mi pytanie
- Nic. Ja tylko potrzebuję…
- Jeśli nie masz nic to nic nie dostaniesz.
- Mogę dać ci siebie - prawie krzyknąłem
- Siebie? A po co? Ani nie jesteś ciekawy. Ani ładny do podziwiania. Ani nie jesteś wartościowy.
- I tu się mylisz. – przerwałem mu. Możesz mnie wykorzystać. Mam bowiem wrażenie, że ta twoja kolekcja jest dla ciebie bezcenna. Myślę, że ani ty, ani twoi pomocnicy nie chcecie i nie możecie opuścić tej planety w obawie o bezpieczeństwo kolekcji. Widzę i czuję, że ona potrzebuje cały czas pełnej i skutecznej ochrony. Więc mogę coś dla ciebie zrobić. Coś czego sam nie jesteś w stanie, nie ruszając się z tego miejsca.
- No tak. Tu masz rację. Moja kolekcja to łakomy kąsek. Przez nią wojny się toczyły i straszliwe inwazje. Te planety to nie tylko ładny widok. Każda z nich tętni życiem. To kopalnia wiedzy, doświadczeń i różnego rodzaju rozwiązań na każdą zaistniałą sytuacje. Dzięki nim znajduję odpowiedzi na każde pytanie.
-Taak. Nie spotkałem do tej pory nikogo takiego jak ty. Byli tu różni którzy czegoś oczekiwali, co chcieli coś otrzymać. Kłamali, oszukiwali, wymuszali, grozili, straszyli. Też nic nie mieli w zamian. Wszyscy marnie skończyli. Ale żaden nie zaproponował mi siebie. Pomogę ci. Dzisiaj otrzymasz czego pragniesz i będziesz moim dłużnikiem. W odpowiednim czasie będziesz mógł spełnić moją prośbę.
-Na pewno nie odmówię.
- Wiem
- Wykonam wszystko o co tylko mnie poprosisz. Chyba, że miało by to kogoś skrzywdzić to wtedy umowa stanie się nieważna. Mówię o tym teraz.
- Jestem kolekcjonerem i nie potrzebuję dodatkowych wrogów. Żadna z planet, które widziałeś w mojej kolekcji nie została zabrana siłą lub wbrew woli ich mieszkańców. Mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że te wszystkie planety uratowałem przed samozniszczeniem, całkowitym unicestwieniem, najazdem innych wrogich ras, niebezpiecznym promieniowaniem i wieloma innymi zdarzeniami, które zakończyły by istnienie tych planet.
- Czego zatem pragniesz?
- Chciałbym wiedzieć gdzie szukać i jak zdobyć „miłość, której nigdy nie było, nie ma i nigdy nie będzie”
- Oczywiście. Na szczęście w moich zbiorach jest planeta wiecznej szczęśliwości i dozgonnej miłości. Tam na pewno ci pomogą Jestem o tym przekonany. Udaj się do jasnowłosej Emły. To jest istota zmiennokształtna i na pewno przyjmie postać człowieka na spotkanie z tobą. Uprzedzę ją, że do niej przybędziesz.
Nie chciałem zwlekać ze spotkaniem wiec po chwili stałem już przed Emłą, która doskonale wiedziała po co przyszedłem.
- Nie trzeba szukać żadnych światów w przeszłości, przyszłości, a tym bardziej światów nieistniejących. To czego szukasz może byś wszędzie. Wszystko zależy od nas samych. Na naszej planecie „miłości, której nigdy nie było, nie ma i nigdy nie będzie” jest mnóstwo. Bez żadnego problemu dam ci tej miłości tyle ile tylko zapragniesz.
- Ale jak? Skąd? Nie rozumiem. To przecież takie trudne do zrozumienia, a co dopiero do zdobycia
- Owszem. Bo taka miłość nie jest łatwa. Ja ci to wytłumaczę, a gdy zrozumiesz to sam z pewnością bez niczyjej pomocy będziesz mógł wejść w jej posiadanie. Z tego co słyszałam akurat tobie bardzo mało brakuje aby ją mieć.
- W dalszym ciągu nie rozumiem.
- Bo ty idziesz na żywioł i nie zastanawiasz się. Robisz co uważasz za stosowne z głębi serca i wrażliwości. Gdy zrozumiesz czym jest „miłość, której nigdy nie było, nie ma i nigdy nie będzie” to akurat ciebie od razu wypełni ta miłość w całości
- …
- Z tą miłością jest tak, że musisz kochać kogoś w taki sposób jak nikt nigdy dotąd nie kochał, musisz kochać najbardziej ze wszystkich, tak jak nikt nie kocha nikogo i musisz kochać tak jak nikt nigdy nie będzie kochał. Jeżeli będziesz o tym sam przekonany to właśnie będzie ta miłość. To takie proste.
- Rozumiesz już. Nie trzeba nic wymyślać i nigdzie takiej miłości szukać.
- Tak. Teraz rozumiem. To naprawdę jest proste. Teraz wiem, że każdy może mieć taką miłość i obdarzać każdego taką miłością. Teraz wszystko jest jasne. Jeżeli w całej Galastrze będzie taka miłość to nie będzie już więcej żadnych wojen.
- Masz rację. Ty zrozumiałeś. Chodzi o to żeby zrozumieli inni.
- Wiem, ale z tym to sobie już poradzę. Wprawdzie nie jestem Bogiem, ale maksymalnie wykorzystam Niebieskie Skondensowane Diamenty Nieskazitelnie Czyste. Bardzo dziękuję za pomoc. Nie wiem gdzie szukałbym tej miłości. Bez ciebie bardzo trudno było by mi ze zrealizowaniem mojej misji.
- Mam dla ciebie niestety przykrą wiadomość.
- Przykrą?
- Tak. Widzisz twoja misja wcale nie jest zakończona. Ta miłość nie uratuje Galastry. Nie możesz nikogo zmusić do kochania bardziej, bezwarunkowo, z pełnym oddaniem. To tak jak mówiłam wcześniej Taka miłość musi wypływać z każdego z nas dobrowolnie, z głębi serca i duszy. W Galastrze jest dużo zła i puki co wojny są i będą. Oczywiście „miłość, której nigdy nie było, nie ma i nigdy nie będzie” jest niezbędna do ukończenia twojej misji. Ale ważne jest zrozumienie wielu, wielu jeszcze rzeczy. Aby tego dokonać musisz udać się poza granice Galastry. Tak. To ty jako jedyny w Galastrze sam wpadłeś na taki pomysł. Tylko poza Galastrą można znaleźć odpowiednie rozwiązania.
Galastra III
Długo zastanawiałem się co zrobić i jak pokonać granice Galastry. Zachodziłem w głowę czy taka granica w ogóle istnieje. Musiałem za wszelką cenę to ustalić. Postanowiłem, że odpowiedzi znajdę u Skończonego Mędrca Największej Wiedzy Wszelkiej Myśli w Galastrze. Była to wysoce rozwinięta postać duchowa. Niestety nigdy nie przebywała w jednym miejscu. Ciągle poruszała się po różnych wszechświatach. Jej celem było osiągniecie najwyższej doskonałości. Przemierzyłem wiele gwiazdozbiorów i galaktyk usiłując nawiązać z nią kontakt. Niestety bez powiedzenia. Gdy byłem już całkowicie zrezygnowany Mędrzec pojawił się sam
- Na co ci te wszystkie doświadczenia, podróże, rozwój, moce, które otrzymałeś? Tyle trudu. Na co to wszystko, kiedy w dalszym ciągu myślisz jak zwykły robak. Pouczasz innych i to z bardzo dobrym skutkiem, a sam? Co ty wyprawiasz? Poszukujesz mnie jak zagubionego narzędzia? Tracisz czas, którego przecież nie ma. Dlaczego nie przywołałeś mnie myślą skoro szukasz odpowiedzi? Długa i bardzo trudna przed tobą droga. To fakt, że jesteś wyjątkowy i ja nie oceniam cię. Jest niewiele rzeczy, których nie potrafię zrozumieć, ale ty i twoje postepowanie mnie zadziwia. Wydawało by się głupie i nieprzemyślane decyzje jakie podejmujesz w końcu okazują się jedynymi jakie były słuszne. Jesteś nieodgadniony jak sama Galastra
- Czy to źle?
- Tego nie powiedziałem, ale zadziwiasz mnie coraz bardziej. Nawet ja nigdy nie wpadł bym na pomysł zastanawiania się co może być poza nieskończoną i nieodgadnioną Galastrą. Gdy tylko twoje myśli dotarły do mnie zburzyły mi całą moją poukładana odwieczną wiedzę i spokój wewnętrzny. To bardzo smutne, że nie pomyślałem o tym sam. To dobrze świadczy o tobie, o tym, że masz całkowicie niedorzeczne pomysły i myślisz pomijając wszystkie schematy, prawidłowości i znane ci prawa. To świadczy o twoim rozwoju. Tylko istota, która w taki sposób myśli może dokonać wielkich rzeczy. Teraz i ja zacząłem zastanawiać się nad nieskończonością I mam wiele wątpliwości. Moje rozważania już przeczą tym prawdom jakie znam i jakie wyznaję. Bo skoro Galastra jest nieskończona i nieodgadniona to można przyjąć, że wszystko jest możliwe. Nieskończoność to tylko takie wyobrażenie. Bo na przykład jak ma się nieskończoność do światów równoległych, z których każdy jest nieskończony. Ile więc może być nieskończoności? Dokonałeś wielkiego odkrycia i z pewnością sam jeszcze o tym nie wiesz. To, że nie jesteśmy w stanie czegoś zmierzyć, policzyć nie powinno skutkować stwierdzeniem, że jest nieskończone. To tak samo jak by ktoś twierdził, że na ziemi jest nieskończona ilość powietrza, tlenu, wody czy insektów. Takie twierdzenie świadczy o braku rozumu. Tysiące lat doskonalę swój rozwój i gdy teraz zastanawiam się to trudno mi konkretnie stwierdzić czy Galastra jest nieskończona, czy też nie. Nie jestem w stanie określić czy ma granicę czy może granicy żadnej nie ma. A jeśli natomiast ma, to co znajduje się poza nią. Myślę, że tylko stwórca to wie.
Przeprowadzając zatem wiele analiz i odnosząc się do różnych paradoksów, przedwiecznych prawd, z których jedna mówi, że jeżeli w coś bardzo mocno wierzysz to z pewnością to osiągniesz jestem teraz przekonany, że nie ma nieskończoności. Dotychczas nikt nie sprawdził i nie udowodnił tego, że nieskończoność istnieje. Nikt też nie sprawdził i nie potwierdził, że jest odwrotnie. To tak samo jak nikt nie wie i pewnie nigdy nie będzie wiedział kiedy powstały wszechświaty, galaktyki, gwiazdy, planety i wiele innych nie znanych nam obiektów. Nikt też nie wie czy to się kiedyś skończy czy nie. Zasłużyłeś sobie, aby jako pierwszy sprawdzić co jest poza Galastra. Pamiętaj wiara i myśli są najważniejsze. Jeżeli twoje poglądy, zamierzenia motywy i intencje w dalszym ciągu będą niestandardowe osiągniesz z pewnością swoje cele. Chociaż to ja jestem Skończonym Mędrcem Największej Wiedzy Wszelkiej Myśli to wiele się od ciebie nauczyłem. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe przyrównanie cię do robaka. To tylko świadczy o twojej wielkości
- Ja już chyba wiem co mam dalej robić. Także dużo nauczyłem się również dzisiaj od ciebie za co bardzo dziękuję. Usprawiedliwiając się trochę to miałem zamiar przekazać ci moje myśli, aby się spotkać, ale z wielkiego szacunku do ciebie szukałem okrężnej drogi.
- Cel jednak osiągnąłeś, a o to przecież ci chodziło. Powadzenia. Będę wiedział co czynisz i obserwował twój rozwój. Gdy będzie taka potrzeba pomogę.
- Uff. To wszystko zaczyna być zbyt proste. Ale faktycznie. Jeszcze nie tak dawno ludzie nie wierzyli, że można latać i pokonywać olbrzymie odległości, pływać na wielkich głębokościach, rozmawiać przy użyciu zegarka z całym światem, czy odbywać podróże w kosmos. A teraz jest to zwykłą codziennością. Tak. To tylko kwestia wiary i wyobraźni.
Postanowiłem jak najszybciej udać się poza granice Galastry. Miałem zamiar uzyskać odpowiedzi jak doprowadzić do wszechobecnego pokoju w całej Galastrze. Potrzebowałem wiedzy co zrobić, aby nie było już żadnych walk, wojen, rabowania i wykorzystywania słabiej rozwiniętych ras.
Teraz kiedy byłem już przekonany, że można podróżować za granice Galastry nie miałem barier i ograniczeń. Korzystając z mocy Niebieskich Skondensowanych Diamentów Nieskazitelnie Czystych bardzo szybko znalazłem się poza Galastrą. Rozejrzałem się dookoła i stwierdziłem, że znajduję się w nicości. Nie było zupełnie niczego. Nie widziałem żadnego horyzontu, światłości, ciemności, żadnych kolorów. Byłem w nicości. Panowała zupełna cisza. Nie słyszałem żadnych, nawet najmniejszych szmerów, nawet bicia własnego serca. Żyłem i wiedziałem, że żyję. Niczego jednak wokół mnie nie było. Moje jestestwo trwało…Nie wiem ile czasu minęło. Tu po prostu nie było czasu. Zastanawiałem się co dalej robić. Stwierdziłem, że nie mam żadnych myśli. Ja tak jak dookoła także nie miałem niczego.
- Zatem jesteś. Odnalazłeś mnie sam- dochodził nagle ze wszystkich stron jakiś głos do mnie
- Kto to? Kim jesteś.
- Nie wiesz? Jestem stwórcą wszystkiego
- Ale nie widzę cię. Gdzie jesteś
- Nikt nigdy mnie nie widział i nie zobaczy. Jestem wszędzie
- A gdzie ja teraz jestem- zadałem pytanie w nadziei, że przynajmniej to będę wiedział.
- Jesteś we mnie i poza mną. Wiem czego szukasz i dlaczego. Nie zmienisz tego czego nie da się zmienić. Dałem wszystkim stworzeniom wolną wolę. To jedyny i największy dar jaki mogłem ofiarować i jaki ofiarowałem. Taka jest moja wola zawsze. Każdy z tego daru korzysta jak chce.
- Czy Galastra jest nieskończona?-zapytałem nagle
- Galastra? To tylko nazwa jakich wiele różne istoty używają. Dałem wam potężny dar, z którego musicie umieć korzystać, a większość tego nie robi. Możecie wszystko, a nie robicie nic. Jeżeli chcecie, aby świat był nieskończony to taki będzie. Jeżeli nie to tak się stanie.
- A czy świat jest tylko jeden, czy więcej? - chciałem wykorzystać to, że mam kontakt ze stwórcą
- To są proste pytania, na które sami możecie sobie odpowiedzieć. Trzeba tylko pomyśleć i użyć rozumu
- Ale jak to?
- Jeżeli ktoś hoduje rybki w akwarium to dla tych rybek światem jest tylko ograniczona przestrzeń akwarium. Są przekonane, że tylko one istnieją na świecie, a za boga uważają tego kto dba o karmienie i wymianę wody. A jeśli te same rybki żyją w oceanie to dla nich istnieje całe mnóstwo światów z różnorodnymi warunkami. Ich świat wygląda zupełnie inaczej. Mają kontakty z innymi stworzeniami i dla nich świat jest nieskończony. To samo dotyczy ludzi. Dla nich świat kończy się w obrębie planety, którą zamieszkują i niewielkie przestrzenie kosmosu. Nie wiedzą co jest dalej i czy istnieje nieskończoność, czy nie. Dla istot z Galastry także nic nie zmienia się w całym systemie pojmowania. Oni też mają różne wyobrażenia nieskończoności i nie odpowiedzą czy ona istnieje czy też nie. Tak jak powiedziałem dla każdego wszystko może istnieć lub zupełnie nic.
- A co z wojnami na świecie i niesprawiedliwością. Dlaczego jest tyle zła, okrucieństwa i krzywdy. Dlaczego, skoro twierdzisz, że jesteś Stwórcą nie zrobisz z tym porządku? Dlaczego tyle różnych istot musi cierpieć?
- Jak wy niczego nie rozumiecie. Dałem wam wolną wolę. Gdyby nie to wszyscy byli by niewolnikami. Musieli by robić co nakazuję. Myślisz, że wieczne życie w błogiej szczęśliwości było by takie wspaniałe. Bardzo szybko stało by się nudne i prowadziło by do wegetacji.
- Ale jak to?
- Aby wszyscy byli szczęśliwi musiało by nie być zazdrości, zawiści, chorób ani dobrobytu. Wszyscy musieli by posiadać to samo. Takie same warunki, mieszkania, ubrania. Uwierz mi, że gdyby chociaż jedna istota miała coś więcej, natychmiast doszło by do nieporozumień, zazdrości i wielu negatywnych zjawisk jak złodziejstwa, nietolerancji i złości.
- To może wszyscy powinni byś zdrowi i mieć wszystko, co tylko chcą i żyć w dobrobycie.
-Tak, ale w dalszym ciągu byli by niewolnikami, a życie w takiej sielance bardzo szybko by im minęło, w takiej nudnej wegetacji bez żadnej przyszłości
- To może powinni żyć wiecznie?
- Twoje pytania świadczą o tym, że nic nie zrozumiałeś. Wolna wola daje możliwość rozwoju, miłości, zadowolenia, kreacji. Niestety jej konsekwencją są też złe rzeczy. Sami decydujecie, ale jesteście wolni i możecie robić co tylko chcecie. Dar, który wam ofiarowałem jest największym darem bo możecie być równi mnie. To wszystko zależy tylko od was. Zrozumiałeś już.
-Tak. Teraz już wszystko rozumiem. Musi być jak jest.
- Nie. Wcale nie musi być jak jest. Są miejsca w Galastrze i poza nią, że istoty żyją w harmonii ze wszystkim co je otacza. Oni już wiedzą jak korzystać z wolnej woli i robią to dobrze. Wszystko zależy od was samych. Możecie być mi równi. Nie można skupiać się tylko na sobie i swoich potrzebach. Rozmawiam z tobą tylko dlatego, że jesteś jednym z tych który pomimo wielu ułomności wyznaje moją podstawową zasadę.
- To znaczy?
- Bezwarunkowej miłości do wszystkiego i wszystkich. Właśnie to jest rozwiązaniem wszelkich problemów i kłopotów. Przed tobą trudne zadanie. Nie wszyscy zrozumieją co im powiesz. Nie wszyscy to zaakceptują, a wielu po prostu nie będzie się to podobało. Nikt nie lubi zmian, które pogorszą ich jestestwo, życie, warunki, wpływy i władzę. Doceń to co ci powiedziałem i wyciągnij odpowiednie wnioski z tej nauki. Masz dużo do zrobienia w Galastrze, a jednocześnie tak mało. Jestem w każdym z was, a wy jesteście we mnie. Pamiętaj o tym. Ja też często cierpię z waszego powodu i przeżywam to samo co wy.
To były ostatnie słowa stwórcy jakie usłyszałem, gdy ponownie znalazłem się w rozległej otchłani Galastry. Ujrzałem przepiękny widok różnych gwiazdozbiorów, galaktyk, mgławic i niezliczoną liczbę fantastycznych obiektów.
Tak. Tylko stwórca mógł to wszystko wymyśleć i tak poukładać, aby wszystko działało z całkowita perfekcją. Moje rozmyślania przerwał wewnętrzny głos
- Potrzebuję twojej pomocy. Teraz ty możesz oddać mi przysługę. Coś bardzo złego się wydarzyło. Przybywaj – to Kolekcjoner Planet upomniał się o udzielenie mu pomocy, którą mu kiedyś obiecywałem. Bardzo szybko znalazłem się przed nim i zapytałem co się stało.
- Pomimo pełnej ochrony i mojego osobistego nadzoru bezpowrotnie znikają planety z mojego zbioru. To jest nie do zaakceptowania. Ja dałem tym planetom nowe życie, a ich mieszkańcom obiecałem pomoc i bezpieczeństwo. A teraz nie wiem co się dzieje i nic nie mogę na to poradzić. Musisz mi pomóc. Nie mogę opuścić Galabiru, a skradzione planety muszą znajdować się daleko poza nią. Gdy bowiem wydostaną się tylko z Gabloty Bezkresu Pinakoteki natychmiast osiągają swoje naturalne rozmiary i nie jest możliwym, aby znajdowały się w obrębie Galabiru. Musisz ich jak najszybciej poszukać.
- Ile tych planet zniknęło?
- Tu masz przygotowane urządzenie, które powie ci wszystko o tych siedmiu zaginionych planetach. W drogę bo ani jedna planeta więcej nie może zginąć. Musisz je odnaleźć.
- Nie wiedziałem co mam robić, ale nie mogłem nie zrobić nic. Obiecałem przecież odwdzięczyć się i słowa musze dotrzymać. Zastanawiałem się jak to możliwe, że nikt z tak licznej armii ochrony niczego nie zauważył. Planeta to nie igła. Coś mi nie pasowało. Pomyślałem też o tym co powiedział mi stwórca, że nie zmienię tego czego zmienić nie mogę. Postanowiłem jednak zrobić co w mojej mocy, aby ustalić co się wydarzyło. Najważniejsze i najbardziej istotne dla mnie było zacząć od ustaleń w Gablocie Bezkresu Pinakoteki Kolekcjonera Planet.
Bardzo szybko zorientowałem się, że nie doszło do żadnego zamierzonego zdarzenia. Ustaliłem, że w pobliżu Galabiru Książe Ciemnej Antymaterii przeprowadzał swoje eksperymenty tworząc „Czarną Antydziurę” Gdy tylko powstała jej moc spowodowała, że wessała siedem planet. Były to planety, które miały najsłabszą ochronę grawitacyjną i dlatego spotkał je taki los. Stało się to zupełnie przypadkowo. Nie była to żadna kradzież lub cel zamierzony. Nawet Książe Ciemnej Antymaterii nic o tym nie wiedział. Gdy tylko otrzymał informacje o skutku przeprowadzonego eksperymentu natychmiast zapewnił, ze zrobi wszystko, aby planety wróciły na swoje miejsce. W ramach rekompensaty postanowił przekazać Kolekcjonerowi Planet specjalną ochronę z ciemnej antymaterii Gabloty Bezkresu Pinakoteki, aby nic podobnego w przyszłości się nie wydarzyło.
- Jestem bardzo zadowolony, że pomogłeś mi. Ja niestety nie byłbym w stanie dokonać żadnych ustaleń. Teraz to ja jestem twoim dłużnikiem – Krasant był bardzo poruszony całą tą sytuacją
- Niczego mi nie jesteś winny. Myślę, że wszyscy powinniśmy sobie pomagać nawzajem w trudnych sytuacjach
- Zgadza się. Masz rację. Ale jeszcze raz bardzo dziękuję
- To do zobaczenia kiedyś bo muszę coś pilnego załatwić – pożegnałem Kolekcjonera
Teraz gdy wyjaśniłem sprawę zaginionych planet udałem się do Soretusa. Opowiedziałem mu o spotkaniu ze Stwórcą. Wyjaśniłem, że to my sami kreujemy swoje światy i mamy to co chcemy i czego oczekujemy. To my sami jesteśmy odpowiedzialni za wojny i barbarzyństwo i sami musimy sobie z tym poradzić. Dodałem, że jeżeli tylko bardzo będzie nam na tym zależało to z pewnością doprowadzimy do wszech ogólnej zgody i zadowolenia wszystkich. Ostrzegłem jednak, że wcale nie jest to takie proste i oczywiste dla wszystkich, ale możliwe.
Poinformowałem go, że istnieją światy, które poradziły sobie i takie problemy mają już za sobą.
- Wiedziałem, że można na ciebie liczyć. Przypuszczałem, że właśnie taką przyniesiesz odpowiedź. To tylko potwierdza, że „bezwarunkowa miłość zawsze” jest najważniejsza. Tylko systematyczne jej wyznawanie i obcowanie z nią może skruszyć najtwardsze skały, zło i przywrócić wrażliwość i sumienia. Dokonałeś czegoś co mogło wydawać się niemożliwe.
Jako Praświatło Nieustającej Jasności Wstecznej - Prastrażnik Nieustającej Miłości Chociaż Często Wątpliwej już wiem co mam teraz zrobić. Dziękuję za twoją pomoc i oddanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz