30 czerwca 2025

Moc Archanioła

 

Moc Archanioła

Wysoko, ponad chmurami i ciszą zwykłego świata, tam gdzie granitowe szczyty gór przecinają niebo jak ostrze, stała samotna warownia wykuta z białego kamienia, kryształu i światła. Niewidoczna dla ludzkiego oka, była domem Archanioła – strażnika pradawnej równowagi. Obrońcy świata, którego serce tliło się ogniem nieskończonej miłości. Archanioł nie miał imienia, przynajmniej takiego, które potrafiłby wymówić człowiek. Ludzie szeptali o nim w modlitwach i legendach. Jedni nazywali go Strażnikiem Szczytów, inni Mieczem Nadziei. Jego skrzydła, wielkie jak burze przecinały niebo z siłą smoka, a jego miecz – ostrze czystego światła błyszczał jak poranne słońce na śnieżnych zboczach. Codziennie stawał na najwyższym szczycie, czujny, uważny, wpatrzony w odległe doliny, gdzie życie pulsowało w rytmie świata. Strzegł harmonii. Nie dla chwały, lecz z miłości do wszystkiego, co zostało stworzone.

Pewnego dnia powietrze nad górami zadrżało. Nie był to zwykły wiatr, lecz wołanie. Rozbrzmiewało głęboko, przenikało przez kamienie, śniegi i niebo. Był to głos ludzkości. Złamanej, zagubionej, pogrążonej w gniewie i wzajemnej nienawiści. Archanioł naprężył się. Spojrzał w dół. Doliny stały się szare i zimne, twarze ludzi pełne były strachu i złości. Miłość, którą znał i którą chronił przez wieki, była tłumiona przez ciemność, która nie przyszła z zewnątrz, ale rodziła się w ich sercach. Bez wahania złożył skrzydła i runął w dół jak błyskawica. Przemierzał burze i wichry, walczył z cieniami, które próbowały go zatrzymać. Toczył bitwy z  demonami nienawiści, pychy, rozpaczy i obłudy. Każdy cios jego miecza był światłem, każdy uderzający skrzydłem wiatr rozwiewał mrok.

Ale ciemność była uparta. Nie odchodziła łatwo.

Zmęczony, zraniony, lecz niezłomny Archanioł wzbił się ponownie, tym razem ku samemu niebu. Przebił się przez ostatni pierścień chmur i stanął przed Bramą Światłości. Tam czekało na niego Światło  najpotężniejsze, gorące, jak tysiące słońc, lecz łagodne jak matczyny szept.

Z niego przemówił Głos – nie dźwiękiem, lecz obecnością.

Bądź silny, Archaniele. Twoja miłość jest bronią większą niż miecz. Niech nie zgaśnie. Gdy płonie w tobie. Ja jestem z tobą, a twoja siła staje się nadzieją dla tych, którzy zapomnieli, czym ona jest.

Archanioł nie odpowiedział słowami. Pokłonił się, a potem odwrócił, rozpostarł skrzydła i wrócił na Ziemię.

Ludzie mówili potem o cudach. O nagłych chwilach jasności w najciemniejszych godzinach. O dzieciach, które śniły o wielkim ptaku ze światła. O wojnach, które nagle zakończyły się i nie wybuchały kolejne. O sercach, które zapomniały, czym jest nienawiść.

A Archanioł? Nadal jest w górach. Czasem można zobaczyć jego cień przemykający przez niebo podczas burzy, czasem poczuć można ciepło na twarzy, choć słońce dawno zaszło.

On nadal strzeże., kocha i czuwa.

I będzie to robił, dopóki świat oddycha, a w człowieku tli się iskra dobra.

Minęły wieki, lub może tylko chwile odkąd Archanioł powrócił na ziemię. Czas dla niego płynął inaczej, jakby każda sekunda była wiecznością, a każda wieczność tylko uderzeniem serca. Przemierzał góry, doliny, miasta, nie pozostawiając za sobą śladów. Był tam, gdzie ktoś szeptał modlitwę. Gdzie dziecko płakało w ciemności. Gdzie stare serce biło jeszcze w rytmie nadziei.

Ale świat zmieniał się  i to szybko. Ludzie zbudowali miasta tak wysokie jak szczyty, których kiedyś strzegł. Światła neonów zastąpiły gwiazdy, a hałas zagłuszał ciszę, w której Archanioł słyszał kiedyś głos Boga.

Lecz ciemność nie zniknęła. Przeciwnie – nauczyła się maskować.

Zło nie przybierało już postaci cieni. Miało teraz twarz człowieka – uśmiechniętą, obojętną, zapracowaną. Miało formę kłamstwa, które udawało prawdę, wojny wypowiedzianej w imię pokoju, postępu, który po cichu ranił dusze. I choć ludzie byli wolni, wielu z nich zapomniało, czym jest wolność. Albo przestali w nią wierzyć.

Pewnego dnia, w samym sercu wielkiego miasta, Archanioł usłyszał  znowu  wołanie. Inne niż wcześniej. Było ciche, pękające, jakby dusza świata nie wołała już o ratunek, ale o pamięć. Jakby świat zapomniał, że kiedyś istniało coś większego niż zysk, władza i układy.

Zstąpił.

Nie jako wojownik – ale jako człowiek.

Nie niósł miecza, lecz spojrzenie, które przenikało serca. Chodził ulicami, mijany przez tłumy, przez tych, którzy nie zauważali niczego poza własnym odbiciem w szybie. Ale tam, gdzie jego cień padał na ziemię, ludzie nagle milkli. Na chwilę. Jakby przypomnieli sobie sen, który kiedyś mieli jako dzieci.

W starym parku, pod drzewem jakiś chłopiec siedział samotnie z rozdartym tornistrem i łzami w oczach, Archanioł usiadł obok.

– Dlaczego jesteś smutny? – zapytał łagodnie.

– Bo nikt mnie nie słucha. Bo wszyscy się śmieją, gdy chcę być dobry – odpowiedział chłopiec. – Mówią, że to słabość.

Archanioł spojrzał mu w oczy i odparł:

– Dobroć to największa siła. Gdy ją wybierasz, nawet światło przystaje, by ci się przyjrzeć. To, co czyste, zawsze będzie wyśmiewane przez tych, którzy już dawno się poddali.

I wtedy chłopiec uśmiechnął się. Nie wiedział, kim był nieznajomy. Ale czuł, że jego serce stało się lżejsze.

Takich spotkań było wiele. W szpitalach, gdzie ludzie gasili ostatnie światełka, w szkołach, gdzie dzieci bały się marzyć, w domach, w których zabrakło miłości. Archanioł – teraz jako jeden z nich  siał iskrę dobroci. Nie błysk miecza, nie grzmot skrzydeł, ale ciche światło, które rozpalało ogień z serca do serca.

I choć zło nadal rosło – nigdy już nie było bezkarne.

Bo każda rozpłomieniona dusza była jak latarnia, która świeciła dalej. Czasem w najmroczniejszych zaułkach ludzkich serc.

Archanioł jak dawniej wspinał się na granitowe szczyty widział. Siadał na krawędzi nieba w swojej  warowni wykutej z białego kamienia, kryształu i światła i czuwał. Gotowy.

Bo wiedział, że wojna między światłem, a ciemnością nie kończy się raz na zawsze.

Ale gdy w człowieku żyje iskra dobroci Archanioł nie walczy sam.

Z czasem ludzie zaczęli opowiadać o nieznajomym, który pojawiał się wtedy, gdy wszystko zdawało się być stracone. Który nie nosił sztandaru, nie przemawiał głośno, ale patrzył tak, jak nikt inny, jakby widział serce, a nie tylko ciało. Jego obecność była jak cień drzewa w upalny dzień. Jak światło świecy zapalonej w ciemności. Dzieci rysowały go w zeszytach z wielkimi skrzydłami, choć nikt nie widział ich naprawdę. Starcy wspominali sny, w których młodnieli na jego widok. A ci, którzy byli blisko śmierci, mówili, że to właśnie on trzymał ich za rękę, gdy przechodzili przez próg. Nie sączył strachu, lecz pokój. I choć jego imię nadal było nieznane, serca, które raz spotkały jego spojrzenie, nigdy już nie były takie same. Rozpoznawały światło. Niosły je dalej  w gestach, w słowach, w odwadze, by być dobrym, nawet gdy świat mówił inaczej.

Jednego dnia, gdy niebo nad górami znów pociemniało, a świat zaczynał drżeć – nie z powodu wojny, ale obojętności, która była gorsza od nienawiści – Archanioł powrócił do swojej warowni.

Stanął na szczycie, tak jak robił to od tysiącleci.

Patrzył długo. Milczał.

A potem złożył skrzydła. Nie dlatego, że się poddał. Lecz dlatego, że już nie był sam.

W dolinach, miastach, w sercach ludzi rozbłysły inne światła. Nie tak potężne jak jego, nie tak wieczne, ale autentyczne. Ludzie zaczęli wstawać. Chronić siebie nawzajem. Mówić prawdę. Wybaczać. Marzyć. I nie wstydzić się łez, ani dobroci. Archanioł spojrzał w niebo, które jaśniało od tych nowych świateł, i uśmiechnął się po raz pierwszy od setek lat. Wiedział, że jego misja nie dobiegła końca. Ale wiedział też coś ważniejszego:

Miłość, którą siał, zaczęła żyć bez niego. A to oznaczało, że świat miał jeszcze szansę.

Usiadł w ciszy na krańcu skały, otulony wiatrem i światłem poranka. Jego miecz odpoczywał przy nodze. Skrzydła powoli składały się jak stronicę zamkniętej księgi. Ale ogień,  ogień w jego sercu nadal płonął.

I będzie płonął.

Dopóki jedno serce gdzieś na świecie będzie zdolne kochać. Dopóki jedno dziecko będzie miało marzenia i śniło o świetle.

Dopóki choć jeden człowiek spojrzy w górę i uwierzy, że wszechświat czuwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nic nie jest nam obceco ludzkie

  Nic co ludzkie nie jest nam obce Zacznijmy od początku, bo tam zwykle tkwi tajemnica Życie jest nieprzewidywalne, pełne zmian i dram...