03 czerwca 2025

Siostra Małgorzata

 

Siostra Małgorzata

Miałem wtedy może 25 lat. Jako porządny, praktykujący katolik, który w każdą niedziele chodził do kościoła bez problemu i jakichkolwiek oporów odpowiedziałem na apel proboszcza. Po zakończeniu jednej z mszy prosił on bowiem o pomoc przy rozpoczynającej się budowie nowego kościoła w naszej parafii. Systematycznie udzielałem się społecznie pomagając budować nową Świątynię. Pracowałem jako pomocnik murarza, zbrojarza, betoniarza, malarz i wykonywałem wiele innych czynności w zależności od potrzeb. Pracowałem społecznie i byłem na każde zawołanie księdza. Nigdy nie zdarzyło się, abym odmówił pomocy. Bardzo często wezwanie do pracy otrzymywałem nawet w nocy.  Niejednokrotnie matka budziła mnie o trzeciej czy czwartej nad ranem mówiąc, że jakiś ministrant w imieniu proboszcza przyszedł prosić o pomoc, bo przyjechał transport cementu, drutu zbrojeniowego, czy cegły i trzeba to rozładować. Proboszcz naszej parafii miał bardzo dobre kontakty z kościołami w różnych państwach. Najlepsze chyba jednak z Niemiec i Włoch. Parafianie z tych państw w różny sposób pomagali przy budowie  przekazując tak zwane dary. Często brałem udział przy rozładowywaniu materiałów budowlanych, ale zdarzały się też transporty darów tj. żywności, odzieży, środków czystości i innych artykułów przemysłowych. Pewnego razu  przydarzyło mi się dziwne zdarzenie. Otóż przy rozładowywaniu dużego samochodu pomiędzy kartonami znalazłem skórzaną saszetkę. Wewnątrz znajdowały się dokumenty w języku niemieckim i dużo pieniędzy. Były to marki zachodnie. Proboszcza nie było w parafii więc  następnego dnia przekazałem mu wszystko to co znalazłem.  Był trochę zdziwiony, ale bardzo ucieszył się gdyż miał już w tej sprawie telefon z Niemiec. Okazało się, że saszetkę przypadkowo  wewnątrz tira zostawił jeden z darczyńców, jakiś niemiecki biznesmen. W saszetce był dowód osobisty, prawo jazdy, licencja pilota, kilka zdjęć nagich chłopców, czeki i 9 tysięcy marek. Proboszcz zapytał czy zaglądałem do saszetki, odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że tak, dodając, że niczego nie zabrałem. Powiedział, że wierzy mi i na tym zakończył rozmowę. Po dwóch lub trzech tygodniach dał mi tysiąc marek mówiąc, że to od tego biznesmena, który prosił o przekazanie tych pieniędzy za uczciwość i dyskrecje, nie rozwijając tematu. Proboszcz był bardzo zadowolony z mojej pracy, a któregoś dnia zaproponował mi stałe zatrudnienie na umowę o pracę. Oczywiście chętnie się zgodziłem. Teraz już praktycznie całe dnie spędzałem przy budowie kościoła. Z biegiem czasu ksiądz angażował mnie do różnych innych zadań. Kiedyś poprosił, abym pojechał z nim do Niemiec po nowy samochód. Problemem było to, że nie miałem paszportu, ale załatwił mi go bez większego trudu. Miał niesamowite znajomości. Innym razem pojechaliśmy po wino mszalne. Nabrał do mnie dużego zaufania. Kiedyś do północy liczyłem z nim pieniądze z tacy. Poznałem wielu księży i sporo zakonnic. Wielokrotnie uczestniczyłem w obiadach i kolacjach, często  zakrapianych alkoholem. Poznałem wiele różnych sekretów księży. Zachowywali się przy mnie jak normalni faceci. Opowiadali kawały, rozmawiali o dziewczynach, a gdy nieraz za dużo wypili alkoholu przechwalali się, kto ile panienek zaliczył, a niektórzy mówili to samo tylko o chłopcach. Dziwiło mnie to, że nie czuli się przy mnie w ogóle skrępowani. Może, dlatego, że proboszcz wielokrotnie powtarzał im jak bardzo mi ufa. To, że nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, i że rzeczywiście mieli do mnie duże zaufanie okazało się w trakcie jednej z takich kolacji. Dosiadł się do mnie wcale nie taki młody ksiądz i zapytał, czy podobały mi się zdjęcia chłopców, które widziałem w portfelu niemieckiego biznesmena. Odpowiedziałem, że specjalnie to nie przyglądałem się. Zapytał mnie wtedy czy miałem jakieś kontakty z chłopcami i czy byłbym zainteresowany takim seksem. Dodał, że jest tu wielu księży, którzy mają na mnie ochotę. Odpowiedziałem, że panowie mnie nie interesują i dodałem, że szkoda, iż żadna z zakonnic nie ma na mnie ochoty. Ksiądz ten nic nie odpowiedział, ale nigdy więcej, ani on, ani inny ksiądz nie rozmawiał już ze mną na taki temat. Proboszcz z pewnością należał do tej grupy, co lubią chłopców. Raz coś też próbował ze mną zagadać, ale z uwagi na stanowczy sprzeciw z mojej strony już więcej do tematu nie wracał. Pomyślałem, że moja odmowa zmieni jego stosunek do mnie, ale nic takiego się nie stało. Myślę nawet, że od tej pory mniej krył się ze swoimi upodobaniami. Mnie to nie przeszkadzało, tym bardziej, że ani raz nie widziałem i nie słyszałem, aby zadawał się z nieletnimi.  Każdy robi co chce i podejmuje własne decyzje. Ja byłem zadowolony. Zarabiałem całkiem niezłe pieniądze, a do tego ksiądz często odpalał mi niemałe premie za dodatkową robotę.

Któregoś dnia jak zwykle pracowałem, gdy podszedł do mnie proboszcz i powiedział, abym przyszedł do niego na plebanię o 17.00, dodając żebym się przyzwoicie ubrał.  Oczywiście zgodziłem się i o nic nie pytałem, gdyż wielokrotnie załatwiałem z nim różne interesy. Okazało się, że tym razem pojechaliśmy do oddalonej od parafii o kilkadziesiąt kilometrów Kurii Biskupiej. Gdy weszliśmy do środka udaliśmy się do dużego salonu, wewnątrz którego przy dużym stole siedziało kilkunastu księży, w tym dwóch biskupów. Proboszcz usiadł obok jednego, a ja zająłem miejsce obok proboszcza. Stół był obficie zastawiony i było też sporo alkoholu. Trochę głupio się czułem, bo nikogo nie znałem. W pewnej chwili usłyszałem, jak proboszcz powiedział do biskupa:

- To jest właśnie ten chłopak, o którym opowiadałem i wskazał na mnie.

Nie za bardzo wiedziałem, o co tu chodzi i co ja tu robię.  Byłem jednak już w różnych sytuacjach, więc przestałem się dziwić, a po wypiciu dwóch kieliszków koniaka zupełnie się wyluzowałem. Zauważyłem, że przy stole siedziało kilku chłopców w moim wieku, a może nawet młodsi i na pewno nie byli księżmi. Nie musiałem długo się zastanawiać, aby zorientować się, w jakim celu tam byli. Rozmowa i gesty księży wyraźnie dawały do zrozumienia, że byli tu tylko i wyłącznie w celach towarzyskich. Pomyślałem, że może w stosunku do mnie też mają jakieś zamiary i już planowałem jak się zachować gdybym otrzymał jakieś propozycje. Przyglądałem się, więc uważnie i z zaciekawieniem oczekiwałem, na to co się będzie dalej działo. Chłopcy, o których wspominałem wielokrotnie wychodzili z księżmi, a atmosfera panowała jak na zwykłej imprezie. W końcu zachciało mi się siku więc postanowiłem poszukać ubikacji. Nie byłem już skrępowany i czułem się zupełnie swobodnie. Na dole nie zauważyłem żadnej toalety, więc poszedłem na górę. Gdy tylko znalazłem się na holu zaraz natknąłem się na jakąś zakonnicę, której o mało nie przewróciłem. Odruchowo złapałem ją za rękę ratując przed upadkiem, po czym natychmiast przeprosiłem. Nie zrobiło to jednak na niej żadnego wrażenia i nawet z uśmiechem odpowiedziała, że nic się nie stało.  Zapytałem gdzie jest toaleta, a ona odpowiedziała, że sama mnie zaprowadzi. Doszliśmy więc do drzwi ubikacji, a po załatwieniu potrzeby stwierdziłem, że na korytarzu na szczęście już jej nie było. Jakoś głupio poczułem się tą całą sytuacją. Gdy schodziłem po schodach ponownie ją zauważyłem. 

- Mam do pana prośbę - usłyszałem.

- Skoro już pana tu spotkałam to czy mógłby mi pan pomóc? - Zapytała.

- No tak - Odpowiedziałem i poszedłem za nią, a  po chwili weszliśmy do jakiegoś pokoju.

- Nie mogę otworzyć tej szafki, a potrzebuję wyjąć obrusy – powiedziała wskazując starą, stylową komodę.

Okazało się, że drzwiczki były wypaczone i sam musiałem nieźle namęczyć się, aby je otworzyć. Usłyszałem, jaki to jestem silny mężczyzna i jak bardzo jej pomogłem, i że nikt tej szafki nie umiał otworzyć od dłuższego czasu.   Korzystając z chwili odpoczynku przyjrzałem się uważnie siostrze. Mogła mieć około 35-40 lat. Trudno mi było ocenić dokładnie gdyż była poubierana tak jak to zakonnica i do tego to miała to coś na głowie. Była jednak bardziej swobodna i jej zachowanie było jakieś odbiegające od zachowania innych zakonnic. Cały czas się uśmiechała, żartowała i szczerze mówiąc byłem przy niej trochę onieśmielony. Wyglądała bardzo fajnie. Pojawiły mi się  nawet jakieś zbereźne myśli. Niestety usłyszałem, że mogę już lecieć na dół i czar prysnął. Gdy doszedłem do stołu Proboszcz zapytał gdzie się zgubiłem, po czym powiedział, abym szedł za nim. Tym razem szliśmy w inną stronę holu, aby po chwili wejść do jednego z wielu pokojów, które mijaliśmy. Po otwarciu drzwi w środku siedział Biskup. Noooo!  – pomyślałem. Teraz się będzie działo.

- Księże, Biskupie załatwmy to teraz, bo jest już późno, a przed nami droga daleka powiedział   Proboszcz i usiadł w fotelu.

 Co, do licha, pomyślałem, ale po chwili wszystko się wyjaśniło. Biskup podszedł do dużej szafy, z której wyjął teczkę i podał ją Proboszczowi. Odwrócił się następnie w moją stronę i powiedział.

- W tej teczce jest 200 tysięcy marek. To dużo pieniędzy. Mam nadzieję, że po drodze nic dziwnego wam się nie przydarzy. Wasz Proboszcz obawiał się trochę sam jechać z taką ilością pieniędzy. Zdrowie ma nie najlepsze i gdyby tak zasłabł??? – Zamyślił się przez chwilę patrząc do góry. A do ciebie ma stu procentowe zaufanie i mówił mi, że przy tobie czuje się bezpieczny. Wierzy, że w razie, czego podejmiesz słuszną decyzje. To wielki zaszczyt dla ciebie i odpowiedzialność – dodał.

- Dziękuję, nie wiedziałem, że…

- Nie bądź taki skromny – przerwał mi biskup.

- Jesteś dobrym chłopakiem, życzę wam powodzenia w drodze i z  Bogiem, wymamrotał,  już pod nosem.

Coś mi nie pasowało, że niby ja do obstawy proboszcza z taką kupą pieniędzy skoro miał tak wielu znajomych księży. Niewiele mnie to jednak obchodziło. Już wiele razy zauważyłem, że księża  mają sporo różnego rodzaju tajemnic.

Droga oczywiście minęła spokojnie, a ja tylko śmiałem się w duchu z tego, jakie to miałem wyobrażenia i przewidywania, co do tego wieczora. Pracowałem, więc dalej w kościele oraz wykonywałem inne zadania na rzecz proboszcza i myślałem, że nic nie jest mnie w stanie już zaskoczyć. Jak bardzo się wtedy myliłem i nawet w najśmielszych marzeniach nie śniło mi się, co może mnie jeszcze spotkać.

Pamiętam dokładnie, że była to sobota rano, gdy jeden z ministrantów powiedział mi, że mam iść na plebanię.  Pomyślałem, że pewnie znowu jakiś wyjazd się szykuje. Tym razem było to jednak zupełnie, coś innego. Gdy się spotkałem z proboszczem on zastanowił się chwilę i powiedział, że ma dla mnie fuchę, i że mógłbym zarobić trochę dodatkowych pieniędzy. Zapytałem, co miałbym zrobić, a on odpowiedział, że tym razem to może potrwać ze dwa, a może nawet trzy tygodnie. Dodał, że normalnie za ten okres zapłaci mi taj jakbym pracował w kościele, ale pracowałbym zupełnie gdzie indziej. Oczywiście zgodziłem się nie pytając o szczegóły. Sam powiedział mi, że ma zaprzyjaźnione siostry zakonne, które opiekują się kilkunastoma kobietami – syberiankami, jak je określił. Dodał, że jest to taki kościelny dom opieki. Powiedział, że trzeba pomalować kilka pokoi i innych pomieszczeń, a z uwagi na pewne okoliczności prace te może wykonać tylko osoba zaufana. Powiedział też, że na pewno nie pożałuję. Napisał mi adres na kartce i kazał się zgłosić w nowe miejsce pracy w poniedziałek o ósmej godzinie. Dodał, że na miejscu będę miał wszystko, co będzie mi potrzebne do pracy. U sióstr byłem już o godzinie 7.30. Zawsze wszędzie starałem się być przed czasem. Drzwi otworzyła mi starsza siostra zakonna i od razu była przekonana, że ja to ja, ponieważ powiedziała.

- Dobrze, że pan już jest, zdążył pan na śniadanie.

Zrobiło mi się głupio i pomyślałem, że na dzień dobry to nieźle się wpakowałem. Nie miałem żadnej ochoty jeść śniadania z jakimiś starymi ciotami. Po wejściu do dużej kuchni zauważyłem, że przy stole siedziało pięć sióstr zakonnych. Od razu też rozpoznałem jedną z nich. Była to dokładnie ta sama, którą spotkałem u biskupa. Powiedziałem Szczęść Boże i zostałem zaproszony na miejsce przy stole, gdzie śniadanie na mnie już czekało. W dalszym ciągu  nie za bardzo byłem zadowolony i niewiele się odzywałem. Szybko zjadłem śniadanie i powiedziałem, że chciałbym zorientować się, co jest do zrobienia i od czego zacząć.

- Jestem siostra Małgorzata – powiedziała znana mi już zakonnica i dodała

- My to w zasadzie się już znamy.

- No tak – odpowiedziałem

- To ja tu pana sprowadziłam. Wiele dobrego o panu słyszałam. O uczciwości i dyskrecji –

   dodała. 

- Oprowadzę pana po całym budynku – powiedziała i wyszliśmy z kuchni.

Na korytarzu uśmiechając się powiedziała, że miło jej mnie znowu widzieć. Kiwnąłem głową też uśmiechając się i zapytałem gdzie jest pomieszczenie, w którym znajduje się sprzęt i materiały i gdzie ewentualnie mogę się przebierać do pracy. Siostra zaprowadziła mnie do bardzo dużej łazienki, w której wyodrębnione było niewielkie pomieszczenie oddzielone zasłoną z materiału.

- Tu może się pan przebierać - powiedziała.

- A sprzęt i materiały? - Zapytałem.

- Jest tylko drabina – powiedziała i wskazała stojącego w rogu rupiecia.

- To się raczej nie przyda – odpowiedziałem. Ledwie się trzyma ta drabina - dodałem

- Nie ma problemu, niech pan zrobi listę potrzebnych rzeczy, a jak pan skończy to pojedziemy    na zakupy, a drabinę też kupimy nową. Nie chciałabym, aby takiemu chłopakowi coś złego   się przytrafiło – powiedziała siostra Małgorzata cały czas uśmiechając się do mnie.

Trochę mnie onieśmielała swoim zachowaniem, ale musiałem sobie z tym jakoś poradzić. Przecież i tak nie miałem innego wyjścia.

- Chciałbym jeszcze obejrzeć pomieszczenia przeznaczone do odnowienia i ustalić, co jest do   zrobienia oraz sporządzić odpowiednie zapotrzebowanie na materiały – powiedziałem donośnym głosem, aby zabrzmiało tak bardziej fachowo

Trochę trwało zanim obeszliśmy wszystkie pomieszczenia, tym bardziej, że w każdym przebywały kobiety, którymi siostry się opiekowały. Widząc kogoś nowego patrzyły z zaciekawieniem, a niektóre z nich zaciągając po rosyjsku zadawały mi różne pytania. Starałem się być grzeczny i w miarę możliwości odpowiadać, chociaż nieraz to nie wiedziałem, co im tak naprawdę powiedzieć. Pomyślałem tylko, że w tych okolicznościach to  długo będę się tu grzebał.  Okazało się, że łącznie jest 18 pokoi do pomalowania, kaloryfery, lamperie, okna i wiele innych prac. Gdy już byłem gotowy zeszliśmy przed budynek, gdzie siostra Małgorzata podeszła do wypasionego Forda

- No to jedziemy – powiedziała. Fajnie, że to pan będzie u nas pracował. Sama o to prosiłam   waszego proboszcza – powiedziała to już po raz drugi

- Dobrze, że się pan zgodził.

- Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc nie powiedziałem nic.

Siostra Małgorzata roześmiała się głośno i dodała gazu.

Załadowaliśmy prawie pół samochodu materiałami i sprzętem. Wróciliśmy znowu dokładnie na obiad. Siostra Małgorzata widząc moją niepewność oświadczyła, że posiłki są wkalkulowane w koszt i muszę się do tego przyzwyczaić. Miejsce dla mnie przy stole było oczywiście naszykowane. W trakcie obiadu przyjrzałem się innym siostrom. Były w różnym wieku, najmłodsza chyba lekko po trzydziestce, a najstarsza koło siedemdziesiątki.  Po obiedzie siostra Małgorzata stwierdziła, że powinienem rozładować tylko przywiezione materiały i na dzisiaj wystarczy tej pracy. Powiedziała, że odwiezie mnie do domu, a następnego dnia od rana zacznę pracować. Absolutnie nie zgodziłem się, aby mnie odwoziła, ale z zadowoleniem stwierdziłem, że faktycznie będzie tu niezła fucha.

Następnego dnia już z większą pewnością zapukałem do domu sióstr. Oczywiście rozpocząłem od śniadania, które już było naszykowane, a następnie zabrałem się za pracę. Siostra Małgorzata systematycznie przychodziła i pytała czy nie chce mi się pić, albo czy nie jestem głodny. Po kilku godzinach to już się do jej zachowania przyzwyczaiłem. Co jakiś czas robiłem, więc sobie takie, trochę wymuszone przerwy na kawę, herbatę, czy jakieś słodycze. Syberianki  także zagadywały mnie i opowiadały o swoim losie. W trakcie tych przerw siostra Małgorzata cały czas mi towarzyszyła wypytując o różne rzeczy i sama opowiadała jakieś historie. Nawet nie wiem jak szybko nadszedł wieczór i trzeba było wracać do domu.  Minęło kilka dni, a ja tak naprawdę to niewiele zrobiłem Pomalowałem dwa pokoje. Jak mogło być jednak inaczej, gdy ciągle miałem przerwy w pracy. Jak nie śniadanie to kawa, herbata podobiadek, obiad, coś po obiedzie, a nawet zostawałem na kolacje. Powiedziałem, więc Siostrze Małgorzacie trochę zaniepokojony, że jak tak dalej pójdzie to nie zdążę w wyznaczonym czasie wszystkiego wykonać, a proboszcz mnie wyleje z roboty.  Siostra odpowiedziała mi, abym się niczym nie przejmował. Powiedziała, że zadba aby proboszcz zorientował się ile tu jest pracy. Dodała, że nie dopuści abym się tu przepracował. Stwierdziła, że  pracę trzeba wykonać spokojnie, solidnie i dokładnie. I rzeczywiście po kilku dniach dom opieki odwiedził proboszcz i zapytał jak idą postępy w odświeżeniu pomieszczeń. Wszystkie zgodnie oświadczyły, że jest tu bardzo dużo pracy, bo ściany były bardzo zaniedbane i dużo czasu potrzeba, aby je dobrze przygotować, a dodatkowe problemy stwarzają podopieczne, co nie pomaga w pracy.  Oczywiście przesadzały. Wykazywały przy tym dużą wdzięczność, że przysłał tak dokładnego pracownika i wykazały obawę, o to, kto dokończy prace jak nie wyrobie się w terminie. Proboszcz popatrzył na nie, uśmiechnął się i powiedział, że nie wiedział ile tu jest roboty. Do mnie zaś zwrócił się mówiąc, że mogę pracować tyle ile potrzeba, tylko mam wszystko dokładnie zrobić tak, aby siostry były zadowolone. Czasem miałem się nie przejmować. Zastrzegł jednak sobie tylko, że gdyby mnie potrzebował to niestety on będzie miał pierwszeństwo i bez względu na wszystko będę mu musiał służyć pomocą. Systematycznie wiec wykonywałem zaplanowane prze siebie prace z przedłużającymi się przerwami, do których całkowicie się przyzwyczaiłem, i które tak szczerze mówiąc bardzo mi pasowały. Miałem tu jak  Pana Boga za piecem. Przyzwyczaiłem się nawet do tego, że zawsze jak przebierałem się w łazience to siostra Małgorzata akurat wtedy miała w łazience coś pilnego do załatwienia. Albo szukała jakichś środków czystości, albo zawieruszyła jej się jakaś szmata do podłogi, albo po prostu bardzo chciało jej się sikać, co za pierwszym razem wprawiło mnie w prawdziwe osłupienie. Drzwi niestety nie miały żadnego zamknięcia i do łazienki każdy mógł wejść, kiedy tylko chciał. Pamiętam pierwszy raz, co dla mnie było nie do pomyślenia. Przebieram się w najlepsze, byłem w samych majtkach, a tu do łazienki wchodzi Siostra Małgorzata i mówi, że musi szybko się wysikać, bo nie wytrzyma.  Ja powiedziałem, że w takim razie już wychodzę z łazienki, a ona odpowiedziała, że nie muszę, bo zrobi to szybko i nie powinienem sobie przeszkadzać, bo ona nie widzi tu żadnego problemu. Byłem bardzo zdziwiony, tym bardziej, że przypuszczałem, iż te jej wizyty to takie przypadkowe do końca nie były. Nie ukrywam, że od tej pory często przeciągałem przebieranie się, aby siostra weszła w tym czasie do łazienki. Robiła to już każdego dnia, a ja każdego dnia tego oczekiwałem. Czułem, że coś się dzieje, i że niebawem  coś się wydarzy. Aby się o tym przekonać nie musiałem długo czekać. Pewnego dnia nastąpiło coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewał. Otóż pracowałem jak zwykle, a siostra Małgorzata, co chwilę jak nie kawę mi przyrządzała to herbatę, lub inny napój. No i w końcu musiałem iść siku. Poszedłem do łazienki i sikam sobie w spokojnie, a tu nagle czuje jak ktoś łapie mnie za przyrodzenie. Najnormalniej w świecie wystraszyłem się, bo nie słyszałem żeby drzwi do łazienki się otwierały. O mało nie krzyknąłem, ale poczułem, że dotyk był bardzo delikatny. Obróciłem się i zobaczyłem, że…… to siostra Małgorzata.

- Co ???? Jak???? Ale????

- Nic nie mów- usłyszałem i poczułem jak zaczęła mnie masturbować, aby po chwili dokończyć ustami

- Dobrze ci było - zapytała

- No… Tak – odpowiedziałem zdezorientowany

- To teraz ja bym coś chciała – powiedziała to takim głosem, że wiedziałem, iż żadna    odmowa nie wchodzi w rachubę.

Nie wiedziałem za bardzo, co mam  zrobić, ale siostra zauważyła moje niezdecydowanie i powiedziała

- Kochaj się ze mną  bo oszaleje.

-  Ale… próbowałem jeszcze coś powiedzieć, lecz nie dała mi dojść do słowa

- Niczym nie przejmuj się wszystko jest ok. Zaczynaj – prosiła sapiącym głosem

No teraz to już trzeci raz nie musiała mi tego powtarzać. Okazało się, że wszystko wcześniej zaplanowała i przygotowała, nawet inne siostry były w tym czasie gdzieś poza domem. Była taka napalona, że dopiero po czwartym razie miała dosyć.

- Od pierwszej chwili miałam na ciebie ochotę, a gdy zobaczyłam cię u biskupa to myślałam,   że oszaleje - powiedziała mi patrząc głęboko w oczy.

- Ale siostra widziała mnie tylko przez chwilę rzekłem

- Nie mów do mnie siostra. Mam na imię Ewa, a u biskupa obserwowałam cię przez dłuższy   czas, ale tego nie mogłeś widzieć. Zresztą pierwszy raz widziałam cię kilka tygodni temu   na plebani u proboszcza, który dużo mi o tobie opowiadał.

Taaak. Teraz przypominam sobie jak na imieninach proboszcza było sporo osób, w tym kilka zakonnic. Nie zwracałem jednak wtedy na nie uwagi, bo miałem inne rzeczy do załatwienia.

- Jak Ewa?? Przecież siostra ma Małgorzata na imię – zapytałem zdziwiony

- Ewa to moje cywilne imię i tak mi mów proszę, jak będziemy razem

Zauważyłem, że mówiąc to patrzyła na mnie z jakimś dziwnym zastanowieniem

- No, chyba, że ci się nie podobam to…

- Nie!!! -  Przerwałem jej, bardzo mi się siostra…. To znaczy bardzo mi się podobasz, ale   nigdy…no….

- Co, że zakonnica, to nie ma żadnych potrzeb. Przecież ja jestem normalną kobietą. A    księża…sam widziałeś, co robią.

- A nie obawiasz się - zacząłem

- Co, że zajdę w ciążę. Oj widzę, że jeszcze mało wiesz o życiu. Nic się nie obawiaj. Wiem,    co robię. Nie musisz się stresować.

Od tej pory systematycznie uprawialiśmy sex. Przeważnie w toalecie, ale zdarzało się, że pod pretekstem dokupienia brakujących materiałów również w samochodzie za miastem. Ewa była niesamowita i nienasycona. Miała duże jędrne piersi i fajną figurę, której w habicie oczywiście tak dokładnie nie było widać. Szczerze mówiąc ten habit dodatkowo mnie podniecał. Byłem szczęśliwym facetem i z ochotą przychodziłem do pracy. Czas teraz upływał z mi z podwójną szybkością. Dni szybko mijały, a i roboty zostawało coraz mniej. W końcu nadszedł ten moment, że wszystko, co było do zrobienia zostało zrobione i nie możliwe było już opóźnianie czegokolwiek. Ostatniego dnia siostry zrobiły prawdziwą ucztę, a za prace zapłaciły chociaż wcale nie musiały, bo remont finansował przecież proboszcz. Otrzymałem też sporo różnych prezentów. Z siostrą Małgorzatą umówiliśmy się, że będziemy się spotykać, kiedy to tylko będzie możliwe. W każdym razie wróciłem do pracy przy budowie kościoła. Oczywiście spotykałem się z nią, ale kontakty nie były wcale łatwe. Siostra zakonna z młodym chłopakiem wszędzie wzbudzała ciekawość. Nawet kilkakrotnie ją ostrzegałem, gdyż obawiałem się, że może mieć jakieś kłopoty. Ona jednak stawiała na swoim.

Któregoś dnia podszedł do mnie proboszcz i zapytał czy nie pojechałbym na pielgrzymkę do Rzymu. Szczerze mówiąc sam nie wiedziałem czy miałem ochotę jechać ze starszymi ludźmi w zatłoczonym autokarze i całą drogę spędzić na śpiewach i modlitwie.  Moja mina już chyba sama dawała odpowiedź, bo  ksiądz nie czekał, co odpowiem tylko powiedział, że to siostra Małgorzata załatwiła mi miejsce.

- Nic nie będzie cię  to kosztowało. Cały pobyt wraz z wyżywieniem będziesz miał za darmo. Nie powinieneś   odmawiać – powiedział uśmiechając się

- Nie wiem, co mam powiedzieć – stwierdziłem głośno naprawdę zaskoczony

- Nic nie mów, tylko najlepiej udaj się jutro do siostry i daj jej odpowiedź, bo wyjazd jest za kilka dni, a   pielgrzymka będzie trwać dwa tygodnie.   powiedział proboszcz i oddalił się na plebanie.

Następnego dnia bardzo szybko zjawiłem się w domu opieki. Siostra Małgorzata przywitała się oficjalnie, po czym spytała czy wyrażam zgodę na udział w pielgrzymce. Chciałem się więcej czegoś dowiedzieć, ale powiedziała mi, że na razie nic mi nie może powiedzieć, ale na pewno nie będę żałował. Oczywiście zgodziłem się i umówiliśmy się za trzy dni. Powiedziała, że najlepiej jak będę czekał na parkingu przy dworcu głównym i stamtąd będzie odjazd. Trzy dni szybko minęły i z niecierpliwością czekałem w umówionym miejscu. Było już po godzinie, ósmej bo o tej właśnie byliśmy umówieni, a ja żadnego autokaru nie widziałem. Zacząłem się już niepokoić i pomyślałem, że może pielgrzymka jest odwołana, gdy usłyszałem

-  Długo będę czekać?

Odwróciłem się… i normalnie mnie zamurowało. Przede mną stała siostra Małgorzata czyli Ewa. Prawie jej nie poznałem. Była ubrana w  normalną sukienkę. Miała  rozpuszczone czarne długie włosy.  Wyglądała prześlicznie. Rozejrzałem się dookoła  nie wiedząc już, czego szukam. Miałem chyba bardzo głupią  minę, bo Ewa śmiejąc się powiedziała

- No chodź głuptasie, bo szkoda czasu

W dalszym ciągu nie wiedziałem, co się dzieje. Nie było autokaru, nie było Forda. Do tego to cywilne ubranie.

- Ale co jest właściwie grane – zapytałem

- Niespodzianka, powiem ci w samochodzie.

Właśnie w tej chwili podeszliśmy do WV Passata. Wrzuciłem torbę do bagażnika i wsiadłem do środka.

- Tak bardzo za tobą tęskniłam i tak mocno cię pragnęłam, że wymyśliłam sposób, aby bez ukrywania się spędzić z tobą trochę więcej czasu – powiedziała zadowolona

- No, ale proboszcz mówił, że pielgrzymka…

- Tak, to będzie pielgrzymka, ale tylko we dwoje. Jedziemy do Rzymu. Będziemy tam mieszkać w hotelu. Wszystko załatwiłam. Po drodze będziemy mieć też dwa noclegi w Wiedniu i Weronie.  Za to, co dla mnie zrobiłeś musiałam ci to jakoś wynagrodzić. Postaram się, aby to były dla ciebie, dla nas niezapomniane chwile.

Ewa była niesamowita, wyglądała zjawiskowo. Teraz bez habitu prezentowała się przepięknie. Zachowywała się zupełnie inaczej, swobodnie, radośnie. Była dla mnie wielką tajemnicą.

Do Wiednia droga zleciała nam bardzo szybko. Rozmawialiśmy na różne tematy. Ewa opowiadała o zakonie, księżach, rodzinie, ojcu i matce, którzy byli dumni, że ich córka jest zakonnicą. Dowiedziałem się, że biegle rozmawia po włosku, francusku i angielsku. Chociaż jest zakonnicą to nie zrezygnowała ze swojej pasji jaką jest fotografia, którą uwielbia. Powiedziała, że bardzo lubi podróże. Gdy wjechaliśmy do Wiednia poczuliśmy głód i lekkie zmęczenie. Ewa powiedziała jednak, że najpierw załatwimy coś innego. Poprosiła, abym się czasem nie obraził, ale  chce mnie ubrać w odpowiednich sklepach. Trochę mi się głupio zrobiło ponieważ nigdy nie przykładałem zbytniej uwagi do mody i aktualnych trendów w odniesieniu do odzieży. Chyba zauważyła moje zakłopotanie bo powiedziała żebym się niczym nie przejmował. Po około dwóch godzinach wyglądałem zupełnie inaczej. Miałem ciuchy o których nawet nie marzyłem. Dodatkowo kupiła mi garnitur, buty, koszule i wiele innych rzeczy, a do tego przyzwoitą skórzaną torbę. Szczerze mówiąc najbardziej podobał mi się drogi i elegancki zegarek. Około godziny 16.00 byliśmy już zameldowani w hotelu. Chociaż byliśmy bardzo głodni to oczywiście nie obyło się bez szybkiego sexu. Po obiedzie trochę pospacerowaliśmy, ale zarówno mnie jak i Ewę ciągnęło do pokoju. Musieliśmy się nacieszyć sobą. Nie była w ogóle skrępowana. Chodziła po pokoju nago doprowadzając mnie do szaleństwa. Miała naprawdę ładne i jędrne piersi i w ogóle wyglądała zjawiskowo. Kochaliśmy się bez opamiętania do późnej nocy. Rano po śniadaniu poszliśmy na spacer i małe zakupy. Około 12.00 ruszyliśmy w dalszą drogę. I tym razem podobnie jak poprzednio, chociaż droga była dużo dłuższa do Werony czas zleciał nam bardzo szybko. W hotelu byliśmy przed 18.00. Tym razem podróż i emocje dały  o sobie Ewie znać. Zauważyłem, że była mocno zmęczona. Po kolacji położyliśmy się do łóżka, a Ewa szybko zasnęła. Długo podziwiałem jej nagie ciało, po czym także zasnąłem. Rano wzięliśmy wspólnie prysznic i kochaliśmy się do 10.00. Widziałem, że Ewa jest naprawdę szczęśliwa. Gdy tak na nią patrzyłem to nie mogłem uwierzyć, że jest zakonnicą.  Ja też byłem przy niej szczęśliwy. W Rzymie byliśmy wieczorem. W hotelu nie mogłem wyjść z podziwu jak Ewa świetnie rozmawiała po włosku. Dużą niespodzianką dla mnie było jak weszliśmy do pokoju. Okazało się, że jest to duży, drogi apartament. Rozglądałem się jak dziecko, bo wszystko mnie ciekawiło. Nie uszło to uwadze Ewy

- Tak bardzo cię kocham, dałeś mi tyle miłości. Tak naprawdę to do tej pory tylko dwa razy uprawiałam miłość. Nie mam wielu możliwości na takie kontakty z innymi mężczyznami. Księża mają inaczej, a zakonnica może mieć tylko same problemy. Już raz miałam kłopoty z facetem. Do niczego nawet jeszcze nie doszło, a zaczął mnie szantażować. To też był powód, że pomimo układów wylądowałam w tym domu opieki. Muszę mieć stuprocentowe zaufanie. Właśnie takie mam do ciebie. Spędzimy tu wspaniałe chwile.

- Ale przecież to  kosztuje majątek – powiedziałem zażenowany

- Nic się nie przejmuj. Mój ojciec ma dużo pieniędzy. Jest właścicielem międzynarodowej firmy transportowej i bardzo często wspomaga nasz zakon i różne akcje charytatywne. Wie, że wyjechałam do Rzymu. Dał mi sporo pieniędzy, gdyż przed wyjazdem poprosiłam go o wsparcie Misji w Ugandzie. On jest szczęśliwy, kiedy komuś pomaga. Nigdy mnie nie kontrolował, nie sprawdzał i nie rozliczał z takich pieniędzy, więc i tym razem tego nie będzie robił. Zresztą do tej pory nie okłamałam go. Dodam tylko, że jego pieniądze pozwoliły mi też osiągnąć odpowiednie miejsce w hierarchii zakonu. Niestety kochany, wszędzie rządzi pieniądz. U nas też. Dlatego możemy spokojnie balować na naszej pielgrzymce i niczego się nie obawiać.

- Ale, myślałem, że…

- Głuptasku, a twój proboszcz? Myślisz, że nie wie, o co chodzi? Doskonale wie gdzie jesteśmy i co robimy. Jeszcze wiele rzeczy w życiu cię zaskoczy. Ale nie zajmujmy się tym. Chciałam tylko, abyś wiedział, że rzeczywistość nie jest wcale taka, na jaką wygląda. Ja już dawno to zrozumiałam. Mam nadzieję, że będziemy szczęśliwi i będziemy się kochać nie tylko na tej naszej pielgrzymce, ale tak  długo jak tylko będziemy mieli na to ochotę.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nic nie jest nam obceco ludzkie

  Nic co ludzkie nie jest nam obce Zacznijmy od początku, bo tam zwykle tkwi tajemnica Życie jest nieprzewidywalne, pełne zmian i dram...