Miłość niepełnosprawnej kobiety
Studia rozpocząłem dosyć późno, bo miałem już 28 lat. Długo zastanawiałem się nad kierunkiem i w końcu zdecydowałem, że pójdę na Psychologię. Zawsze interesowało mnie to, co dzieje się w głowie człowieka. Wielokrotnie zadawałem sobie pytania, czym jest i jakie możliwości daje ludzki umysł i próbowałem dociec jak można go wykorzystać. Fascynowały mnie zagadnienia rozwoju duchowego, samodoskonalenie, wiara w siebie. Interesowałem się zagadnieniami dotyczącymi manipulacji i wywieraniem wpływu na innych ludzi. Głównie zaś zależało mi na obronie przed takimi działaniami. Chciałem dowiedzieć się jaki pogląd ma współczesna Psychologia na zagadnienia dotyczące poczucia własnej wartości, medycyny niekonwencjonalnej, bioenergoterapii i wiele innych. Biorąc pod uwagę, że powyższe tematy nauki w tym dziwnym świecie w pozornie normalnych szkołach były i są nie do przyjęcia, interesującą wiedzę musiałem zdobywać z książek, Internetu i różnych opracowań. Uważałem, że na tym kierunku studiów mogę spotkać wiele osób, które również wykazują podobne zainteresowania. Chciałem poznać opinie takich ludzi, ich wiedzę i zdobyte doświadczenie.
Z uwagi na chęć poznania ludzi wywodzących się z różnych środowisk i grup społecznych wybrałem jedną ze szkół w Warszawie. Ustaliłem, bowiem, że na studia w Warszawie decydują się osoby z całego kraju. Wiele osób planuje przyszłość z tym miastem, wiele chce się wyrwać z nieciekawych miejsc lub małych miasteczek, a są tacy, którzy po prostu chcą posmakować wielkiego świata. Jako kierunek studiów wybrałem Psychologię rozwoju osobistego i zawodowego – coaching. Było to dokładnie to, co mnie interesowało. Spotkałem kiedyś w różnych sytuacjach kilku coachów, którzy mocno zaintrygowali mnie swoją wiedzą, łatwością przekazywania wiedzy, a przede wszystkim tym, że z łatwością manipulują i wywierają wpływ na kogokolwiek by tylko chcieli. Byłem pod wielkim wrażeniem ich umiejętności. Pomyślałem, że ten kierunek studiów pozwoli mi zrozumieć mechanizmy, które powodują, że z jednej strony bez problemu ludzi można zniewolić, a z drugiej strony poprzez wiedzę i doświadczenie można uchronić się przed jakimkolwiek działaniem niepożądanym lub szkodliwym.
Studiowałem w trybie zaocznym. Do Warszawy jeździłem raz w miesiącu na trzy dni, ale czasem zdarzało się, że Warszawę musiałem tolerować przez kilka dni z rzędu. Pisze tolerować, bo bardzo szybko zorientowałem się, iż miasto to rządzi się zupełnie innymi prawami, a ludzie są tu jacyś inni. Zauważyłem, że różni ludzie z różnych miast ledwo, co liznęli życia w stolicy, a już byli najfajniejsi, najmądrzejsi i zadzierali nosa. Na każdym kroku usiłowali udowodnić, że są lepsi od pozostałych. Wydawało mi się, że każdy z nich wiedział, iż psycholog powinien być otwarty na problemy innych, akceptować ich zachowania, podchodzić do nich z empatią, rozumieć i ewentualnie obdarzać zaufaniem. Niestety poza nielicznymi wyjątkami nic takiego nie miało miejsca. Jak wszędzie i tu był wyścig szczurów i walka po trupach o wszystko. O miejsce na parkingu, pokój w hotelu, czy jakieś wypociny zawarte w beznadziejnym skrypcie niedouczonego „naukowca” ze starszego rocznika. Dla mnie zachowania tych osób dawały mi możliwość prowadzenia obserwacji i wyciągania własnych wniosków. Niektórych rzeczy nie potrafiłem w ogóle zrozumieć, a niektórych zaakceptować. Najbardziej raził mnie brak tolerancji. W dzisiejszym świecie jak zapytasz, co to jest tolerancja to wiele osób odpowiada podając przykłady. Przeważnie mówią o braku akceptacji osób o innym kolorze skóry, innego wyznania i gejów. Na tym właściwie kończą się ich rozważania i wiedza w temacie braku tolerancji. Większość studentów na moim wydziale nie akceptowała ludzi mocno otyłych i nie ważny był powód nadwagi. Mieli problemy z chłopakami, którzy nosili długie włosy, mieli tatuaże lub wyglądali inaczej. Brak akceptacji był mocno widoczny w stosunku do studentów, którzy nie mieli takiego obycia, jak rasowi warszawiacy. Od razu zasłużyli na miano zwykłych ćwoków i prostaków. Osoby, których statut materialny nie pozwalał na modne ubrania, drogie komórki, samochód i laptopa nie miały żadnych szans na wejście do grupy bogatszych. Nawet ci, co mieli inne, własne zdanie byli odpychani. W tym zakłamanym świecie najbardziej mnie uderzyło jednak to, jak normalni, wydawałoby się inteligentni i wykształceni ludzie tolerowali osoby niepełnosprawne lub chore.
Ja nie potrafiłem przyzwyczaić się do takiego zachowania i nie mogłem pogodzić się z tym, że wszyscy to akceptują. Zawsze szanowałem ludzi, nie ważne czy ktoś był biedny, czy bogaty, czy to była sprzątaczka, czy gość, co łaził po śmietnikach lub człowiek ułomny. Z każdym mogłem porozmawiać i dobrze się z tym czułem. Nie lubiłem tylko cwaniaków i tych, co żerują na nieszczęściu innych. Wiele osób zauważało, że byłem szczególnie życzliwy dla tych, których nie tolerowano. Oczywiście nie wszystkim się to podobało, ale ja miałem to gdzieś.
Na drugim semestrze do naszej grupy dołączyła kobieta, która poruszała się na wózku inwalidzkim. Miała na imię Katarzyna. Spotkało ją straszne nieszczęście gdyż straciła obie nogi na wysokości ud. Miała 27 lat. W zasadzie zachowywała się normalnie, rozmawiała, uśmiechała się. Widziałem sporo osób niepełnosprawnych, w tym także poruszających się na wózkach inwalidzkich. Z wieloma rozmawiałem i u każdego widziałem, jakąś siłę i taką wewnętrzną wiarę. W przypadku Katarzyny miałem wrażenie że chyba coś z nią jest nie tak. Jej zachowanie było dziwne. Trzymała się raczej na uboczu, nie chciała uczestniczyć w żadnych imprezach, czy spotkaniach. Nie lubiła żartować i raczej stroniła od ludzi. Ciągle coś czytała, pisała i była zajęta sama sobą. Obserwowałem ją i po jakimś czasie stwierdziłem, że żyje w swoim świecie i nie ma jej co wchodzić w drogę.
Któregoś dnia jak zwykle przyjechałem do Warszawy na wykłady. Tym razem wyjechałem dużo wcześniej, bo chciałem załatwić kilka spraw w dziekanacie, a w piątek był czynny tylko do 12.00. Zajęcia natomiast rozpoczynały się od 16.00. Przez całą drogę coś mnie trapiło, byłem wyjątkowo nerwowy i rozdygotany. Sam nie wiedziałem, dlaczego. Przecież nie miałem żadnego egzaminu lub zaliczenia. Nie mogłem znaleźć przyczyny lęku, jaki mi towarzyszył i mocno dokuczał. Przeczuwałem tylko, że stanie się coś złego. Martwiłem się, bo moje przeczucia zawsze się spełniały.
Gdy byłem już na terenie uczelni otrzymałem telefon z pracy i to wyjaśniło sprawę. Szef darł się na mnie, że aż trudno było go zrozumieć. Zawaliłem robotę. Pracując w międzynarodowej firmie, która zajmowała się leasingiem maszyn i urządzeń byłem odpowiedzialny za dostawę i wymianę sprzętu w wyznaczonych fabrykach. Kilka dni wcześniej w jednej z fabryk na śląsku uszkodzeniu uległo urządzenie dużego pieca hutniczego. Brak nowego mógł spowodować wygaszenie pieca. Powtórne uruchomienie mogłoby nastąpić dopiero po całkowitym wygaszeniu, a proces ponownego rozruchu to kolejny tydzień. Spowodowało by to niewyobrażalne przestoje, straty nie tylko w tej fabryce. Miałem, więc uzasadnione powody mieć nie tylko lęki, ale obawy o swoją przyszłość w firmie. Okazało się, że zostało tylko kilka godzin, aby zepsute urządzenie wymienić na nowe. Wprawdzie złożyłem odpowiednie zamówienie, które było już w kraju. Zapomniałem tylko, że w korporacji, w której pracowałem najważniejsze były papiery, dokumenty, formularze o których zupełnie zapomniałem. Mogłem to zrobić na swoim komputerze w kilka minut, ale przed wyjazdem szlak go trafił. Nie wiem, co się stało, ale po prostu nie działał. A tu jak na złość nikogo znajomego z komputerem. Już sam nie wiedziałem co robić, gdy przed budynkiem zauważyłem Kaśkę na wózku. Siedziała i jak zwykle grzebała w swoim laptopie. Byle tylko miała Internet, pomyślałem i nie zastanawiając się podbiegłem do niej.
- Cześć, dobrze, że cię spotkałem, nie wiem, co tu robisz tak wcześnie, ale bardzo potrzebuje twojej pomocy. Wiesz…. coś stało się z moim komputerem i nie działa, a bardzo pilnie muszę wysłać ważną wiadomość do pracy.
- Ale ja cię nie znam
- Znasz. Mam na imię Zbyszek. Jesteśmy w tej samej grupie
- Wiem, ale i tak cię nie znam.
- Ja wiem i rozumiem, ale w tej chwili nie mam żadnej możliwości poradzenia sobie. Musisz mi pomóc. Nie znam tu nikogo innego, kto miałby ze sobą komputer do tego z Internetem, a widzę, że ty masz. To bardzo ważna sprawa służbowa. Jak nie wyślę tej wiadomości to stracę pracę, ale nie to jest najważniejsze. Sporo osób może ucierpieć, bo zawaliłem sprawę.
- Muszę? Nie wiem, czy mogłabym ci zaufać. Ja w komputerze mam dużo osobistych rzeczy.
- Ale dla mnie to ważne. Ja muszę wysłać…
- Przepraszam, ale nie – Kasia zamknęła laptopa
Co ja wyprawiam? – Pomyślałem. Napadłem na dziewczynę, z którą nigdy nie zamieniłem ani jednego słowa. Prawie zmuszam do przekazania jej komputera. Sam nie wiem czy bym dał komuś swój choćby na chwilę.
- OK. – zwróciłem się do Kaśki. To ja przepraszam, że naskoczyłem na ciebie. Poszukam innego rozwiązania. Nie gniewaj się na mnie. I na razie. Gdy odchodziłem i zastanawiałem się, co teraz zrobić usłyszałem głos Kaśki
- Poczekaj! Ile to potrwa? - Zapytała
- Co potrwa?
- No jak długo będziesz chciał korzystać z komputera?
- Sam nie wiem. W godzinę powinienem się wyrobić. Wiesz na swoim to w parę minut, a tak to muszę pościągać odpowiednie dane.
- Lecę może w dziekanacie mi ktoś pomoże.
- Zaczekaj, jak to takie ważne i ma ci to życie uratować to skorzystaj z mojego komputera. Tylko proszę uszanuj mają prywatność.
- Naprawdę? Pozwolisz skorzystać mi ze swojego komputera?
- Powiedziałam, że tak.
- Super to chodźmy na dół do kawiarni, tam zawsze jest sporo miejsca i dobrze byłoby laptopa podłączyć do prądu, będzie szybciej chodził.
W tym momencie popatrzyłem na Kaśkę, wózek i … Kurcze, jak ona ma iść ze mną do kawiarni?
- Przepraszam, Bardzo cię przepraszam, ja…Wszystko mi się wali. Nie gniewaj się …, przepraszam, nie chciałem cię obrazić
- Skończ już, wariaacieee, Masz tu komputer, ładowarkę, modem i biegnij już. Podłącz się, a ja za chwile dojadę
- Pomogę ci
- Nie trzeba, dam sobie radę, zmykaj
Udało się. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Miła dziewczyna ta Kasia i wyrozumiała. Miało być godzinę, a siedziałem prawie dwie. Na pewno się niecierpliwiła, ale nic już nie mówiła. Chciałem z nią pogadać między zajęciami, ale po trzeciej godzinie gdzieś się straciła, a w sobotę i niedzielę też jej nie było
Miesiąc minął mi bardzo szybko, a na kolejny zjazd tym razem jechałem już zupełnie wyluzowany. Dopilnowałem, aby w pracy wszystko grało. Ucieszyłem się, że Kaśka jest na zajęciach. Na pierwszej przerwie podszedłem do niej.
- Cześć Kasia
- Cześć, chcesz znowu pożyczyć laptopa?
- Uratowałaś mi wtedy życie – dosłownie. Jeszcze raz bardzo ci za to dziękuję. Nie wiem gdzie się straciłaś po tej całej zadymie. Szukałem cię.
- Ja wtedy od rana załatwiałam prywatne sprawy i byłam tylko na pierwszych zajęciach
- Chciałem cię dzisiaj zaprosić na kolację o 19.00. Zgodzisz się? – Zapytałem niepewnie trochę zaskoczoną Kasię
- ….
- Jest sobota. Jutro zajęcia dopiero od 10.00. Posiedzimy, pogadamy i miło spędzimy czas. Może w ten sposób się trochę zrewanżuję za pomoc.
- Niee, raczej nie – odpowiedziała Kasia - patrząc gdzieś w bok
- Dlaczego? To tylko kolacja. No chyba, że masz naprawdę ważne sprawy do załatwienia w sobotni wieczór. Ale czasem trzeba się trochę rozerwać. Zgadza się?
- Sama nie wiem – zastanawiała się Kasia
- Nooo. Nie daj się prosić. Znam fajną restaurację. Jest tam taki gościu, który bardzo fajnie gra na pianinie. Na pewno ci się spodoba. I nie tylko o rewanż chodzi. Fajnie w miłej atmosferze spędzimy czas - dodałem
- Wiesz…Ja nigdy nie byłam w restauracji – z nutą niepewności powiedziała Kasia
- To będziesz – odpowiedziałem trochę zdziwiony
- Nie, będziesz miał tylko kłopoty
- Jakie kłopoty, co ty w ogóle opowiadasz?
- No popatrz tylko.
- No patrzę i widzę fajną dziewczynę. Przyjadę po ciebie o…
- Nie – przerwała mi Kasia. Zgoda, ale sama przyjadę. Jak nazywa się ta restauracja?
- U Szopena – odparłem podając jej adres
- Dobrze, to jesteśmy umówieni.
- Tuż przed 19.00 Czekałem przed restauracją. Po chwili podjechała Kasia własnym samochodem. Byłem pod dużym wrażeniem patrząc jak świetnie poradziła sobie z wyjęciem wózka, rozłożeniem go i jak sprytnie przesiadła się z samochodu na ten wózek. Dobrze, że były tu miejsca dla inwalidów, pomyślałem w duchu. Trudno było by jej poradzić sobie na normalnym parkingu.
- Witam cię. Fajnie, że jesteś – przywitałem się podchodząc do niej. Nie obrazisz się jak ci pomogę?
- OK. Jedźmy - odpowiedziała
Kasia była trochę zdezorientowana i chyba czuła się dosyć niepewnie. Gdy dotarliśmy do stolika zapytałem:
- Z której strony chciała byś siedzieć
- Obojętnie,…Ale wolała bym tyłem do sali
- Jak sobie życzysz – odpowiedziałem
Po chwili przyszedł kelner i podał menu. Kasia długo przeglądała kartę i jakoś nie mogła się zdecydować. W końcu jednak wybrała pieczoną kaczkę z jabłkami. Ja również zamówiłem to samo
- Do kaczki fajnie było by wypić po lampce wina, ale skoro przyjechałaś samochodem to będziemy pić sok. – Kasia nic się nie odezwała
Siedzieliśmy, więc naprzeciw siebie. Fajna i nastrojowa muzyka rozbrzmiewała z pianina, na którym starszy pan grał romantyczne kawałki. Zauważyłem jednak, przynajmniej odnosiłem takie wrażenie, że Kasia nie czuła się tutaj najlepiej.
- Czy ty czujesz się tu może skrępowana?- Zapytałem ostrożnie
- Dlaczego pytasz?
- Przepraszam, ale takie odnoszę wrażenie
- A, co psycholog jesteś??? – Zapytała zadziornie i w tym samym momencie razem głośno roześmialiśmy się. To chyba trochę rozładowało napięcie.
- O ranyyy! Kasia!! Pierwszy raz zobaczyłem, że się roześmiałaś. Choćby, dlatego warto było tu przyjść
- Wieszcz…Ja tak się jakoś dziwnie czuję. Wydaje mi się, że wszyscy się na mnie patrzą?
- Kasiu, ci ludzie??? Tu każdy jest zajęty swoimi sprawami. Tu nikt na ciebie nie patrzy. No chyba żeby podziwiać, jaka fajna laska siedzi z takim dziwnym typem – Kasia ponownie uśmiechnęła się
- Miły jesteś, ale…Wiesz, ja pochodzę z małej wioski. Nie jestem przyzwyczajona do…
- Nie mówmy o tym, powiedz mi, dlaczego wybrałaś psychologię? – przerwałem jej
- Wiesz…W mojej sytuacji..
- Kaśkaaa!!!???
- No dobrze, zawsze interesowały mnie sprawy dotyczące życia po śmierci, reinkarnacja, rozwój duchowy, możliwości umysłu, parapsychologia. Wiesz, że wykorzystujemy tylko 8 do 10 % możliwości naszego mózgu? – Zapytała nagle z powagą
- Słyszałem o tym
Fascynuje mnie to, że przy odrobinie wysiłku możemy osiągnąć naprawdę niewyobrażalne rzeczy.
- No… z tą odrobiną wysiłku to bym się nie zgodził, ale rzeczywiście mamy duże możliwości.
- Kiedyś bardzo bałam się śmierci- nagle zmieniła temat. Ale gdy do ręki wpadła mi zupełnie przypadkiem taka książka, takiego autora Kardeca…
- Księga Duchów Allana Kardeca
- Znasz go?
- Przeczytałem jego wszystkie książki i odgadnę, co chciałaś powiedzieć
- Nooo. .. ciekawa jestem
- Po przeczytaniu Księgi Duchów nie boisz się śmierci
- Jak na to wpadłeś?
- Bo ja też przeczytałem tę książkę i po zapoznaniu się z jej treścią stwierdziłem, że nie ma żadnych uzasadnionych podstaw, aby obawiać się śmierci. Jeżeli żyje się w zgodzie z własnym sumieniem i nie szkodzi innym, to nie powinniśmy się niczego obawiać. A do tego jak wierzymy w reinkarnacje i rozwój duchowy to może być tylko lepiej
- No właśnie, ta książka dała mi dużo do myślenia
- A oglądałaś może film Nasz Dom Wagnera de Assisa, na podstawie książki Chico Caviera.
- Nie, ale czytałam jego książkę, jest świetna, nie wiedziałam, że jest też film.
- Jest, obejrzyj, bo naprawdę warto.
- Nigdy bym nie przypuszczała, że spotkam na tej uczelni kogoś, kogo interesuje Kardec, czy Chico Xawier
- Dużo czytam i dużo rzeczy mnie interesuje. Fascynują mnie Kachuni, o których Max Long, sporo napisał, ich podejście do życia i sposób, w jaki radzą sobie z problemami, czytałem Złotą Księgę Germanina. Jest sporo pozycji, które wywarły duży wpływ na moje życie.
- Zbyszku… To są książki z mojej półki. Tylko one pozwalają mi jeszcze wierzyć, że warto żyć. Podobnie jak ty interesuje się tego typu sprawami i dużo czasu poświęcam na studiowanie tych zagadnień
Kasia pierwszy raz zwróciła się do mnie po imieniu. Zauważyłem, że zupełnie się zmieniła. Zachowywała się normalnie, na luzie, popijała, co chwilę napój jabłkowy i cieszyła się jak dziecko gestykulując rękami, gdy opowiadała o ulubionym autorze lub ciekawej książce.
- A powiedz mi, czym jeszcze się interesujesz?
- Jak już mówiłem wieloma rzeczami. Pisze wiersze, opowiadania, interesuje mnie fotografia. Robię dużo zdjęć. Mam fajne zdjęcia kwiatów, koni, drzew, architektury. Bardzo lubię gotować
- A ty powiesz mi cos o sobie?
Kasia zaczęła mi opowiadać o swoich zainteresowaniach i pasjach, o tym jak nie cierpi obłudy, zakłamania, litości i wtrącania się w nieswoje sprawy. Czas pomału leciał. Zamawialiśmy przekąski i napoje i było fajnie. Opowiedziała mi o wypadku, jaki jej się przydarzył w młodości i o tym jak długo nie mogła się z tym pogodzić. Mówiła, że mając 27 lat dopiero teraz przyzwyczaja się do swojego życia, ale jest rozżalona, że jej się to przytrafiło. Miała pretensje do opaczności, że jej sytuacja blokuje to, czego bardzo pragnęła. Lubiła, bowiem taniec, podróże, sport. Powiedziała, że nie ma przyjaciół i nie rozumie, że ktoś taki w ogóle może istnieć
- Kasiu, ja też nie mam przyjaciół, ja nie mam nawet kolegów
- Jak to, jesteś przecież wygadany, zdrowy, przebojowy, dajesz sobie radę ze wszystkim
- Kasia…To nic nie znaczy. W dzisiejszym świecie takie słowo jak przyjaciel jest mocno nadużywane. Jak słyszę, że ktoś był gdzieś z przyjaciółmi to mi się śmiać chce. Przyjaciel to jest na dobre i na złe. Dla przyjaciela można, a przynajmniej powinno się zrobić wszystko. Przyjaciele powinni mieć do siebie zaufanie, darzyć się szacunkiem i nie uciekać w potrzebie. Ważne powinno być dobro przyjaciela. A z kolegami to jest tak, że dzisiaj z nimi rozmawiasz, a jutro nagadają na ciebie głupot lub będą ci czegoś zazdrościć. Ja mam tylko wielu znajomych, a przyjaciół? Wciąż szukam.
- Pewnie masz rację, chociaż i tak nie rozumiem, co to znaczy mieć przyjaciela.
- Wiesz Kasiu, ja myślę, że zbyt pochopnie oceniamy ludzi po wyglądzie, zachowaniu, ubiorze i to jest złe. Nie patrzymy na to, kim tak naprawdę są, co czują i jakie wartości są dla nich ważne. Możesz zgodzić się ze mną, że bogaty, wysportowany, znający wiele języków i elokwentny biznesmen będzie zwykłym gnojkiem i może skrzywdzić wiele osób, a taki prosty biedny schorowany chłopak może dać dużo radości i miłości wielu osobom. Zauważ jak jest tu na tej uczelni. Przeważnie ci wygadani i wysportowani nawet nie zwracają uwagi na gorszych ich zdaniem, nawet nie znając ich. Tak to wygląda. Nie obraź się, ale taka osoba jak ty może dać więcej miłości, dobroci i wsparcia aniżeli niejeden z tej zgrai cwaniaków
- Chyba jednak nie, – co ja mogę dać komuś
- Musisz bardziej uwierzyć w siebie i pomyśleć. Właśnie ty możesz dać bardzo wiele. Dużo więcej od innych. Sama powiedziałaś, że inaczej patrzysz na świat, więc na pewno bardziej go rozumiesz. Nie chcę się wymądrzać, ale na pewno znasz swoją wartość.
- Fajnie mi się z tobą rozmawia, dawno nie rozmawiałam z nikim tak szczerze, a przecież prawie się nie znamy. Sama sobie się dziwię, że tyle ci naopowiadałam. Wcześniej nikomu się nie zwierzałam i nawet mi do głowy nie przyszło, aby opowiadać o sobie.
Gadaliśmy, więc bez umiaru, a gdy spojrzałem na zegarek, sam nie uwierzyłem, że minęła właśnie 2,40
- Kasiu, nie chciałbym, żebyś mnie źle zrozumiała, ale za chwile nas z stąd wyrzucą . Wiesz, że jest prawie 3 godzina
- Niemożliwe??? Przecież dopiero, co przyszliśmy tutaj
- Wiesz, jak jest fajnie to i szybko czas leci. Oczywiście możemy jeszcze posiedzieć, ale za chwilę i tak musimy opuścić lokal.
- Masz rację, przepraszam…
- A za co przepraszasz, że fajnie było. Przecież te kilka godzin zleciało jak gdyby to było kilka minut. Jakbyś się tu męczyła to z pewnością już dawno smacznie byś spała.
- Jedziesz do hotelu?
- Faktycznie… Pora do hotelu. I tak dużo zabrałam ci czasu, a przecież mógłbyś go spędzić przyjemniej z kolegami i normalnymi dziewczynami.
- Kasia, źle mnie zrozumiałaś, ja mógłbym z tobą tu siedzieć do rana.
- Myślałam, że kaleka, to do łóżka i spać – powiedziała z uśmiechem
- Kasia… Wiesz, że to nie tak. Przepraszam, nie potrzebnie pytałem
- To ja przepraszam, wybacz. Jestem trochę … Wiesz? Muszę do toalety – nagle zaczęła się nerwowo rozglądać
- No to zawiozę cię
- Jak to sobie wyobrażasz!!!??? – Powiedziała Kasia z wyrzutem
- Normalnie, jest tu toaleta dla osób niepełnosprawnych. Widziałem jak wysiadasz z samochodu, wiec i tu z pewnością sobie poradzisz. Jedziemy?
- Przepraszam, nie wiem, co się ze mną stało. Chyba spanikowałam z tą ubikacją. Bo chyba już od dwóch godzin mi się chce sikać
- Kasiu, a nie mogłaś powiedzieć
- Ale ty nie wychodziłeś do toalety
- Ja nie musiałem. Jedziemy, bo jeszcze przytrafi ci się jakieś nieszczęście.
Gdy Kasia wyjechała z ubikacji była już zupełnie spokojna. Ja nie wracałem do tego tematu, aby jej nie drażnić.
Po wyjściu z restauracji Kasia nie pozwoliła w żaden sposób, aby jej pomóc. Sama wsiadła do samochodu, zapakowała wózek i już chciała odjechać
- Mogę pojechać z tobą? – Zapytałem ostrożnie
- Nieee!!!, po co?
- Po nic, chciałem jeszcze chwile pobyć z tobą, ale jak nie to do jutra .
- Poczekaj, a nie będziesz się bał?
- A grozi mi coś? – Zapytałem przekornie
- Wsiadaj jak masz ochotę- powiedziała Kasia już zupełnie innym tonem
Okazało się, że do hotelu, w którym była zameldowana nie było wcale daleko. Samochód miała przystosowany do swoich potrzeb i radziła sobie doskonale. Wolałem już jednak nic się nie odzywać na temat prowadzenia przez nią samochodu.
-To tu powiedziała Kasia – zatrzymując samochód. Wiesz…Dziękuję ci za dzisiejszy wieczór. Od dawna tak się nie czułam. Przez chwilę zapomniałam, że to ja Kaśka bez nóg. Przez te kilka godzin dałeś mi więcej, niż wiele ważnych dla mnie osób przez całe lata. Bardzo to doceniam i bardzo ważne jest dla mnie to, co powiedziałeś
- Kasia, ja nic takiego nie powiedziałem, tylko to, co czułem. Spędziłem ponadto trochę czasu z fajną dziewczyną, nic więcej.
- To tylko tobie się tak wydaje, ale bardzo ci dziękuję za wszystko
- Kasiaaa??? Za chwilę to mnie wprowadzisz w zakłopotanie, bo sam już nie wiem, co mam o tobie i tym spotkaniu myśleć. W każdym razie musze ci powiedzieć jedno i czy mi uwierzysz, czy nie to nie ma znaczenia. Jestem na drugim semestrze tej uczelni, rozmawiałem z wieloma osobami, ale z rządną nie czułem się tak dobrze jak z tobą. Mogłem przy tobie zupełnie szczerze i otwarcie rozmawiać o wszystkim. Nie musiałem wysilać się, aby odgadywać, jakiej wypowiedzi oczekujesz i co mówić, aby nie wyjść na wariata lub takiego, który pozjadał wszystkie rozumy
- Mnie też z tobą fajnie było, ale….
-Co???
- Nic – zauważyłem, że Kasię coś jednak nurtowało
- Zobaczymy się jeszcze? - Zapytałem
- Jasne. Jutro, a właściwie dzisiaj na zajęciach
- Nie o to mi chodziło.
- Pójdę już – powiedziała Kasia jakaś taka smutna
- Odprowadzę cię - zaproponowałem
- Nie, dam sobie radę – powiedziała i chciała odjechać
Ryzykując, nachyliłem się nad nią i zaskoczoną pocałowałem w usta
- Tylko nic sobie nie wyobrażaj – powiedziałem, aby nie wprowadzać jej w zakłopotanie i szybko odwróciłem się zmierzając do postoju taksówek. Gdy zrobiłem kilka kroków usłyszałem za sobą
- Do jutra Zbyszku.
Odwróciłem się i z uśmiechem pomachałem jej ręką.
Tym razem do kolejnego zjazdu dłużyło mi się okropnie. Bardzo polubiłem Kasię i chciałem ją jak najszybciej zobaczyć. W końcu spotkałem kogoś, kto nie dość, że miał bardzo podobne zainteresowania do moich to jeszcze patrzył zupełnie inaczej na świat. Kasi chyba też nie byłem obojętny, bo gdy tylko mnie zobaczyła machała mi ręką uśmiechając się radośnie. Postanowiłem przepisać się do jej grupy na ćwiczenia, aby więcej czasu z nią spędzać. Teraz w zasadzie cały czas byliśmy razem zarówno na wykładach, jak i na ćwiczeniach. Spędzaliśmy wiele czasu rozmawiając o różnych sprawach, chodziliśmy do parku, kawiarni i było nam fajnie ze sobą. Czy to zrobiło na kimś jakieś wrażenie? Nie. Każdy zajmował się własnymi sprawami. Czy nam zależało na opinii innych? Nie. Nam zależało na tym, abyśmy mieli święty spokój i mogli zajmować się sobą. Mijały semestry, a my ciągle mieliśmy za mało czasu, aby nacieszyć się sobą. Kasia zmieniła się całkowicie. To już nie była ta sama kobieta, którą spotkałem pierwszy raz, zamknięta w sobie, smutna i nie dostępna. Poznała własną wartość, potrafiła się sprzeciwić, gdy uważała, że ma racje. Przede wszystkim zaś potrafiła wyrazić własne zdanie i nie obawiała się reakcji innych. Grupa też inaczej ją teraz postrzegała, patrzyła już na nią jak na równą sobie. Powiem nieskromnie, że musiałem z nią przeprowadzić dużo rozmów, wykazać wiele cierpliwości i musiałem sporo udowodnić, aby uświadomić Kasi, że niczym nie różni się od innych, a często przewyższa ich o głowę. Widziałem, że Kasia to docenia i cieszyłem się, że jest szczęśliwa. Spędzaliśmy dużo czasu na uczelni, ale przede wszystkim po zajęciach. Często bywała u mnie w hotelu, ale chyba częściej ja u niej. Słuchaliśmy muzyki, oglądaliśmy filmy razem gotowaliśmy w aneksie kuchennym, a często wyprawialiśmy takie głupoty jak dzieciaki bez nadzoru rodziców. Byłem szczęśliwy, bo Kasia była szczęśliwa. Czasami jednak, gdy zabawa trwała w najlepsze nagle stawała się jakaś smutna, patrzyła zamyślona gdzieś w dal i trudno było mi ją rozweselić. Po chwili jej to przechodziło. Nigdy nie powiedziała mi, co się dzieje, chociaż wielokrotnie ją o to pytałem. Martwiło mnie to bardzo, gdyż zrobiłbym dla niej wszystko i przykro mi było patrzeć, gdy trwała w takim nastroju. Była już moją przyjaciółką, zresztą chyba to samo mogła powiedzieć o mnie, a jednak miała swoją tajemnicę.
Któregoś dnia na czwartym roku studiów, na zajęciach z języka francuskiego nasza pani profesor oznajmiła, że w ramach doskonalenia w szlifowaniu języka organizuje wycieczkę do Paryża i robi zapisy osób chętnych na wyjazd. Wycieczka miała trwać 8 dni. Propozycja była o tyle atrakcyjna, że każdy uczestnik miałby zapłacić tylko 30% wartości, gdyż pozostałą kwotę sponsorował jakiś projekt unijny. Natychmiast zapisałem siebie i Kasię, którą musiałem jednak długo przekonywać, gdyż w ogóle nie chciała nawet myśleć o żadnym Paryżu. Przerażał ją lot samolotem, bała się, że zachoruje i zostanie tam sama w szpitalu. Miała obawy o nietolerancje i wymyślała wiele innych historii. Przekonało ją dopiero to, jak przypomniałem jej, że gdy pierwszy raz rozmawialiśmy to miała pretensje do życia między innymi o to, że nie może podróżować, a gdy ma taką szanse to rezygnuje nie wiadomo, dlaczego. Obiecałem jeszcze, że będę się nią opiekował i w żadnym przypadku bez niej nie wracam do kraju. Zostało, więc postanowione – jedziemy do Paryża.
Lot samolotem przebiegał normalnie, chociaż na początku nie wiedzieliśmy jak się zachować. Zarówno ja, jak i Kasia pierwszy raz lecieliśmy samolotem. Z oczywistych względów miejsca zajęliśmy, jako ostatni, a na pomoc trudno było liczyć. To tylko w filmach wszyscy są tak bardzo uprzejmi. Kasia nie miała żadnych problemów z lotem, ale ja panikowałem co chwilę nawet tego nie ukrywając. Nie przypuszczałem nawet, że tak bardzo będzie mnie to przerażać. Tym razem to Kasia pocieszała mnie jak tylko mogła. Trzymała mnie za rękę, a ja myślałem, że połamie jej palce. Czekałem przerażony, aby jak najszybciej się to skończyło. Gdyby nie Kasia pewnie bym zwymiotował ze strachu, a może i w gacie narobił. Obecność jej spowodowała jednak, że musiałem się jakoś trzymać. W każdym razie to był chyba najdłuższy i najbardziej nieprzyjemny czas, jaki przeżyłem. Paryż też nie przywitał nas optymistycznie. Padał deszcz, było zimno, nieprzyjemnie i nic nie było widać. Z oczywistych względów do recepcji hotelu również dotarliśmy na końcu. Bardzo chcieliśmy mieć pokoje obok siebie, ale okazało się, że ja miałem na pierwszym, a Kasia na trzecim piętrze. Byłem naprawdę wkurzony.
- I co robimy Kasiu – zapytałem ostrożnie
- Nie wiem, fatalna sprawa – Kasia nie była zadowolona
- A…może weźmiemy pokój dwuosobowy?
- Będę się niezręcznie czuła, wiesz… w mojej..
- Przecież i tak ciągle jesteśmy razem, będę się starał, abyś miała tyle prywatności ile potrzebujesz. Jesteśmy chyba kumplami, nie?
- No tak, OK.
Okazało się, że wolny dwuosobowy pokój dostaliśmy na ósmym piętrze. Nie stanowiło to dla nas problemu, ponieważ były windy. A dzięki temu mogliśmy liczyć na fajne widoki Paryża.
Po obiedzie mieliśmy spotkanie z panią profesor. Powiedziała, że wszyscy tu jesteśmy dorośli i ona nie będzie nikomu narzucać żadnego rygoru i dysponowania czasem. Kto czuł się na siłach mógł samodzielnie zwiedzać Paryż. Codziennie miała jednak organizować wycieczki, więc każdy, kto chciał mógł korzystać. Warunkiem było to, aby do godz. 20.00 przekazać jej listę osób chętnych na następny dzień. Wszyscy jednogłośnie przyjęliśmy taką decyzję za idealną.
Wróciliśmy do pokoju, aby się rozpakować. Od razu zauważyłem, że łazienka nie jest przystosowana dla osób niepełnosprawnych. Nie było mowy, aby wjechała wózkiem do środka. Kasia też to zauważyła.
- Zbyszku, przepraszam cię, ale będziesz mi chyba musiał pomagać, albo zamienimy ten pokój na inny. Nie wiem czy jesteś na to gotowy i czy nie zepsuje to czegoś między nami – powiedziała Kasia zmienionym głosem
- Kasiu, przecież powiedziałem ci, że będę się tobą opiekował. A poza tym czy dałem ci kiedykolwiek jakiś powód, abyś poczuła się niezręcznie. Przecież nic, co ludzkie nie jest nam obce. Naprawdę nie musisz się przy mnie czuć skrępowana, a tym bardziej wstydzić, bo jesteś dla mnie kimś wyjątkowym i nie powinnaś się niczego obawiać
- Jasne, przepraszam
- Ty już mnie więcej nie przepraszaj. Chcesz może skorzystać z ubikacji lub odświeżyć się?
- Jeśli mogę cię o to prosić
- Zrobię to z prawdziwą przyjemnością.
- Nie wątpię - odpowiedziała Kasia, tym razem lekko się uśmiechając
Zaniosłem, więc Kasię do ubikacji i pomimo oporów pomogłem zdjąć bieliznę i posadzić na muszli.
- Miejmy to już za sobą. Po co odwlekać coś, co jest nieuniknione. I po co masz się męczyć skoro mogę ci pomóc. Zaraz zaniosę cię pod prysznic, a później sam skorzystam. OK.?
- Jesteś kochany – Kasia już chyba pogodziła się, że przynajmniej tutaj musi korzystać z mojej pomocy.
Pomogłem jej się, więc umyć, ubrać i sam wskoczyłem pod prysznic. Myjąc się przypominałem sobie w myślach wygląd Kasi. Pierwszy raz widziałem ją zupełnie nago. Miała fajne jędrne piersi, a czarne, długie włosy dodawały jej uroku.
Gdy trochę odpoczęliśmy chcieliśmy pochodzić po mieście. Niestety pogoda nie dawała mam takiej możliwości. Z okna też niewiele było widać. Kasia zaproponowała, aby spędzić trochę czasu w kawiarni na dole. Miałem wrażenie, że pomimo wszystko ta cała sytuacja z tą łazienką trochę ją wprowadziła w zły nastrój. W kawiarni okazało się, że razem nieźle dajemy sobie radę z językiem. Siedzieliśmy, więc i zamawialiśmy francuskie rarytasy, rozmawialiśmy na różne tematy.
- Wiesz Zbyszku, nie chciałam, abyś widział mnie taką, źle się z tym czuję – powiedziała nieoczekiwanie Kasia
- Domyślam się i bardzo dobrze, że zaczęłaś. Muszę ci powiedzieć, że przyjaźnimy się już dłuższy czas. Wielokrotnie już miałem ogromną chęć przytulić się do ciebie. Też się źle czuję, gdy widzę jak coś sprawia ci trudność, a unikasz pomocy. Jesteś dorosłą kobietą. Masz wspaniałe ciało i naprawdę nie powinnaś z tym mieć jakichkolwiek problemów.
- Ale ja jestem kaleką – rozpłakała Się Kasia.
- Powiedz mi proszę, ile się znamy?
- Prawie trzy lata.
- No właśnie, trzy lata. A powiedz mi, tylko tak zupełnie szczerze, czy kiedykolwiek przez ten cały okres naszej znajomości, chociaż jeden raz powiedziałem coś, zrobiłem coś, lub dałem ci odczuć, albo dałem do zrozumienia, że jestem z osobom niepełnosprawną.
- Nigdy tego nie zrobiłeś i dlatego, dlatego jestem nieszczęśliwa
- Nie rozumiem?
- Bo możesz mieć każdą inną, a spędzasz ze mną tak dużo czasu. Pójdźmy już do pokoju. Mam dość tej kawiarni- poprosiła Kasia
W drzwiach pokoju hotelowego była kartka z numerem telefonu i informacją czy następnego dnia jedziemy z grupą na wycieczkę. Bez namysłu wyjąłem telefon i po chwili byliśmy już zapisami. Mieliśmy zwiedzać katedrę Notre Dame, Pola Elizejskie, Wieżę Eiffela i Luwr.
Po wejściu do pokoju uklęknąłem przed Kasią, pocałowałem ją w usta i powiedziałem
- Nigdy nie mów mi, że mogę mieć inną. Ja nie chcę żadnej innej. Ja chcę i pragnę tylko ciebie. Ja się w tobie po prostu zakochałem.
- Zbyszku, ja czuje to samo, ale nie wiedziałam, co ty czujesz, a nie chciałam wprowadzać cię w jakieś zakłopotanie, no i nie chciałam cię stracić. Ja już od dawna cię kocham, ale bałam się ci o tym powiedzieć – Kasia rozpłakała się na dobre.
- To trzeba było jechać aż do Paryża, żeby sobie o tym powiedzieć – próbowałem żartować
- A może to jest jakieś przeznaczenie? – Szlochając powiedziała Kasia
- Kochanie proszę cię. Już uspokój się. Dobrze, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Ja tak bardzo cię kocham i pragnę Zbyszku. Pomiędzy zjazdami to wariuję bez ciebie.
Teraz wszystko się zmieni – zaniosłem Kasię na łóżko i położyłem się obok niej. Zacząłem ją gładzić po włosach i twarzy. Zbliżyłem się do jej ust i zacząłem całować, ale tym razem inaczej. Całowałem w usta, po twarzy, po oczach gładząc jednocześnie włosy, ramiona, przechodząc delikatnie do piersi. Kasia zaczęła się szybko podniecać. Jej piersi były coraz jędrniejsze, a sutki stawały się coraz twardsze. Rozpiąłem jej bluzkę i uwolniłem piersi ze stanika. Kasia głośno dyszała, nie odczułem żadnego sprzeciwu. Całowałem, więc dalej po piersiach delikatnie gryząc jej sutki. Coraz głośniejsze pomrukiwanie świadczyło, że osiąga coraz większą przyjemność. Moja ręka gładząc jej brzuszek schodziła coraz niżej
- Ja nigdy nie uprawiałam sexu – usłyszałem nagle szept Kasi.
- To niesamowite uczucie. Jest mi wspaniale – od dawna tego pragnęłam
Kasia wiła się na wszystkie strony. Wsadziłem delikatnie rękę w jej majtki i poczułem, że były całkowicie mokre. Ledwie tylko dotknąłem jej waginy, orgazm, który osiągnęła zaczął wyginać jej ciało na wszystkie strony. Kasia jęczała z rozkoszy i mocno zaciskała dłonie na moich ramionach i plecach. Gdy się uspokoiła przytuliłem się do niej i pocałowałem w usta.
- Jesteś wspaniały, tak bardzo tego pragnęłam – powiedziała tuląc się do mnie.
- Oczywiście musiała poczuć moją naprężoną męskość.
- A ty – zapytała zmartwiona
- Spokojnie, mamy całą noc przed sobą
- A mogę go zobaczyć, dotknąć. – Pytała Kasia z zaciekawieniem
- Kasiu, ty naprawdę nigdy nie uprawiałaś sexu- zapytałem z niedowierzaniem
- Naprawdę, nigdy tego nie robiłam. Z tobą robię to pierwszy raz i wybacz jak będę robiła coś nie tak. Od kilku tygodni biorę tabletki antykoncepcyjne, bo miałam taką cichą nadzieję, że może zbliżymy się do siebie.
Pomalutku rozebrałem Kasię do naga i sam szybko wyskoczyłem z ubrania. Zacząłem ja ponownie całować i pieścić całe jej ciało. Chciałem, aby miała niesamowite wrażenia. Pieściłem ją więc jak tylko mogłem najdelikatniej. Ssałem delikatnie brodawki jej piersi. Kasia znowu bardzo szybko się podnieciła. Delikatnie dotykała mnie w różnych miejscach. Całując ją zniżałem się coraz bardziej. Chociaż myślałem, że i ja już nie wytrzymam wykrzesałem resztkę sił, aby nie eksplodować. Chciałem, aby Kasia miała jeszcze większe przeżycie. Odczekałem, więc aż trochę odpocznie i tym razem byłem zdecydowany pójść na całego. To było niesamowite. Nasze spocone ciała wiły się w rozkoszy na łóżku, aż padliśmy razem z wyczerpania.
- Kochany ja tego nie zapomnę do końca życia, to było niesamowite. Tyle mi dałeś dzisiaj radości.
Kasia rozpłakała się nakrywając twarz prześcieradłem i pochlipując powiedziała, że to ze szczęścia.
Przytuliłem się do niej i szczęśliwi w końcu zasnęliśmy.
Rano Paryż przywitał nas oczekiwaną, piękną podłogą. Z okna rozciągał się niesamowity widok. Teraz nie żałowaliśmy, że mamy tak wysoko pokój. Kasia podejrzliwie zapytała mnie czy wszystko w porządku. Gdy potwierdziłem, że wszystko OK. zadowolona powiedziała, że jest gotowa na zwiedzanie Paryża. Po śniadaniu wsiedliśmy do autokaru i zaczęliśmy od Pól Elizejskich. Była naprawdę szczęśliwa. Rozglądała się, zadawała pytania robiła zdjęcia. Co jakiś czas przystawałem, aby obdarzać ją pocałunkami. Niestety na zwiedzanie jak dla nas było zbyt mało czasu. Przewodnik, co chwila wskazywał na zegarek i nas poganiał. W Luwrze to już mieliśmy dość tej wycieczki. Postanowiliśmy, że jeden dzień zwiedzania wystarczy. Paryż był piękny sam w sobie. Stwierdziliśmy wspólnie, że wystarczą nam tylko spacery po mieście, a najważniejsze, że będziemy ze sobą razem. Do hotelu wróciliśmy mocno zmęczeni. Po kolacji była organizowana jakaś impreza, ale myśmy z niej zrezygnowali. Planowaliśmy własną imprezę. Do pokoju zamówiłem dobrego francuskiego szampana. Zapaliłem chyba ze 20 świec robiąc odpowiedni nastrój. Na kanale muzycznym znalazłem songi miłosne i atmosfera zrobiła się niesamowita.
Spoglądając na siebie ukradkiem wiedzieliśmy co za chwilę się wydarzy. W końcu zaczęliśmy ponownie kochać się ze sobą. Obdarzaliśmy się pocałunkami i pieszczotami.
- Nie zdawałam sobie sprawy ile w życiu straciłam. Zawsze wydawało mi się, że kaleka nie ma prawa do miłości, sexu, małżeństwa. Myślałam, że to są rzeczy, które dla takiej osoby będą nieosiągalne. Jak bardzo się myliłam? Jestem ci wdzięczna, że jesteś tu ze mną. Powiedziała z zadowoleniem szczęśliwa Kasia.
Kolejne dni upływały nam na uprawianiu sexu, spacerach, krótkich pobytach w kawiarniach. Czas leciał nam szybko i bardzo przyjemnie. Szczęśliwi wróciliśmy do kraju. Po kilku tygodniach Kasia zaprosiła mnie do swojego domu. Poznałem jej rodziców i od tej pory spotykaliśmy się nie tylko na studiach. Każde spotkanie dawało nam dużo radości. Obronę prac magisterskich oczywiście uczciliśmy w apartamencie dobrego hotelu tak, aby zapamiętać to wydarzenie. Po studiach w pracy awansowałem obejmując stanowisko kierownicze i wyjechałem na staż do Londynu. Trudno mi było rozstać się z Kasią, ale ona nawet nie chciała myśleć, abym zrezygnował ze stażu. Powiedziała, że taka opcja nawet nie wchodzi w grę. Rozmawialiśmy, więc przez telefon i pisaliśmy maile. Staż początkowo miało trwać sześć miesięcy, ale przedłużył się o kolejne sześć. Kasia w tym czasie też dostała ciekawą prace w firmie informatycznej. Śmialiśmy się, że tacy z nas świetni psychologowie, a nasza praca nie ma z tym nic wspólnego. Pozostaliśmy jednak wierni swoim zainteresowaniom. Spotykaliśmy się coraz rzadziej i coraz rzadziej telefonowaliśmy do siebie. W dalszym ciągu jednak rozmawialiśmy o wszystkim i byliśmy prawdziwymi kumplami. Któregoś dnia Kasia zatelefonowała i powiedziała mi, że poznała fajnego chłopaka i jest z nim zaręczona. Pól roku temu byłem na ich ślubie. Kasia była szczęśliwa, mąż nosi ją na rękach i mówi, że świata poza nią nie widzi. Parę dni temu dzwoniła do mnie i pochwaliła się, że będą mieli dziecko. Gratulując jej życzyłem najwspanialszych dni jej i jej rodzinie. Dziękując mi, powiedziała, że już rozumie, co to znaczy mieć przyjaciela. Plącząc, mówiła, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz