22 lipca 2025

Galastra

 

Galastra

Podróż doprowadzała mnie już  do szaleństwa. Długa, monotonna trasa do tego  w nocy, w czasie deszczowej pogody nie napawała mnie pozytywnym nastrojem.  Szybko w myślach przeliczyłem odległości i uświadomiłem sobie, że przejechałem już  ponad 700 km, a pozostało mi jeszcze prawie  900 do celu. Odetchnąłem głęboko i docisnąłem nieco pedał gazu. Mijały minuty, godziny i w końcu minąłem granice Polski. No teraz już z górki pomyślałem z zadowoleniem. Przejechałem jakieś 80 km rozmyślając o czekających mnie obowiązkach po powrocie z kontraktu. W pewnej chwili nagle poczułem jakąś potrzebę zboczenia z trasy i skierowania mojego samochodu w drogę leśną. Było to takie uczucie jakby ktoś wewnątrz mnie nakazywał mi co mam robić. Szczerze mówiąc nie byłem bardzo zdziwiony taką sytuacją, lecz raczej zaciekawiony. Często bowiem w moim życiu doznawałem niewytłumaczalnych zdarzeń i zjawisk, w których uczestniczyłem. Wielokrotnie zdarzało mi się, że potrafiłem coś przewidzieć. Wiedziałem, kiedy ktoś mnie odwiedzi. Najważniejsze jednak było to, że zawsze instynktownie wyczuwałem kiedy  może spotkać mnie coś złego i potrafiłem się przed tym ustrzec. Moje sny niejednokrotnie były prorocze jeśli tak to można nazwać lub kontynuacją czegoś, co wydarzyło się w moim rzeczywistym życiu. Od dziecka miałem wiarę i takie wewnętrzne przekonanie, że ktoś wskazywał mi drogę, chronił oraz nie dopuszczał, aby coś złego mi się przytrafiło. Szerokie zainteresowania oraz praca nad własnym rozwojem  pozwalała  mi na zrozumienie wielu rzeczy. Od dawna zupełnie inaczej postrzegam świat różniąc się tym od innych ludzi. W tej chwili doskonale rozumiem, że pomimo wielu wskazanych mi prawd odbiegających od przyjętych przez ludzkość praw, wierzeń, zachowań, hipotez i rozwiązań nie mogłem ich tak nagle odrzucić. Aby zrozumieć jak to wszystko naprawdę wygląda musiałem poznać to, co niestety jest absurdem. Dzisiaj mając już odrobinę wiedzy i doświadczenia wiem, że na wszystko, co mnie otacza muszę patrzeć zupełnie inaczej. Teraz rozumiem  także, dlaczego tak się działo. Otóż przez te wszystkie lata rzeczy i miejsca, które widziałem oraz informacje, jakie odbierałem były jakby przygotowaniem na to, co miało mnie spotkać. Bez takiego przygotowania nie byłbym w stanie zrozumieć kompletnie niczego z tego co miało mi się przydarzyć. Większość ludzi na dzisiejszym etapie rozwoju ma ograniczone umysły i albo coś przyjmują albo nie. Dzieje się tak, ponieważ zachowują się jak gdyby byli  zaprogramowani. Mało jest ludzi, którzy zadają pytania lub zastanawiają się, dlaczego jest tak lub dlaczego nie i jeszcze żądają przedstawienia argumentów. W każdym razie pomimo wielu podróży jakie odbyłem, rzeczy jakie widziałem oraz zjawiska, jakie na mnie oddziaływały dopiero stosunkowo niedawno, bo kilka lat temu zmieniłem całkowicie postrzeganie świata.

Rozmyślając i zastanawiając się nad tym co właściwie się dzieje doszedłem do wniosku, że coś jest nie tak. W pewnej chwili zorientowałem się, że wokół mnie panuje kompletna ciemność. Jedynie słup światła z reflektorów samochodu rozświetlał drogę przede mną, a właściwie…Żadnej drogi nie było. Co dziwne silnik w moim samochodzie nie pracował, a wszystkie wskaźniki były wyłączone. Nie bardzo wiedziałem co się dzieje. Gdy tak zastanawiałem się i szukałem jakiegoś wytłumaczenia tej sytuacji nagle zrobiło się przeraźliwie jasno, aby po chwili ogarnęła mnie zupełna ciemność. Próbowałem wyjść  na zewnątrz lecz w samochodzie nie było drzwi. Oddzielała mnie za to jakaś niewidzialna bariera ograniczająca możliwość przemieszczania się.  Nieoczekiwanie zostałem jak gdyby wessany w mrok, otchłań głęboką i nieprzeniknioną. Trudno mi określić, co to tak naprawdę było. Czułem jak gdybym rozpraszał się w różnych kierunkach poprzez nieprzyjazną i straszną ciemność. Nigdy wcześniej nie doznałem takiego  uczucia, tego co się wokół mnie działo, a właściwie tego czego nie dostrzegałem. W głębi duszy odczuwałem tylko panującą ciszę. Była to cisza zupełnie inna aniżeli ta znana mi w rzeczywistości. Przenikała mnie. Była straszna i piękna jednocześnie. Nieprzenikniona ciemność i niesamowita cisza wyzwalała we mnie możliwość spojrzenia w głąb mojego własnego umysłu i poza umysł jednocześnie. Było to takie uczucie jak gdybym był w bardzo głębokiej medytacji i wszystko, czego bym pragnął mógłbym osiągnąć. Otchłań, która mnie wsysała zdawała się nie mieć końca. Nie odczuwałem żadnego lęku. Przeciwnie odczuwałem stan błogości i niesamowitej szczęśliwości. Trudno to opowiedzieć, ale czułem takie przyjemne mrowienie i wirowanie żołądka, które stawało się wręcz nie do wytrzymania. Można by to trochę porównać do chwili przed osiągnięciem orgazmu tylko, że o wiele silniejsze. Nagle wszystko zniknęło i znalazłem się w czymś, co przypominało galaretę z tym, że nie stanowiło żadnego oporu. Miało kolor trudny do określenia, gdyż nie potrafię przypasować tego koloru do żadnej barwy z jaką spotkałem się w swoim życiu. Trudno mi też określić czy znajdowałem się wewnątrz czegoś czy na zewnątrz. Moje zmysły nie dostrzegały żadnych ścian czy barier, ale z drugiej strony jakbym wyczuwał, że coś mnie ogranicza. Co ciekawe widziałem i czułem swoje ciało, ręce i nogi. Miałem takie wrażenie jakbym przebywał w jakiejś innej rzeczywistości. Pomimo tego, że to coś, co przypominało galaretę i ściśle do mnie przylegało to nie odczuwałem  żadnego oporu. Mogłem również  oddychać jak w normalnym świecie. Poruszałem rękami i nogami bez żadnego problemu, mogłem chodzić, chociaż żadnego podłoża nie widziałem i nie czułem. Miałem jednak odczucie, że nie potrzebuję poruszać nogami, aby przemieszczać się, co zresztą natychmiast sprawdziłem. Gdy tylko pomyślałem, że chce się udać w prawo lub w lewo to natychmiast przemieszczałem się w tę stronę, aby po chwili znaleźć się w tym miejscu, w którym chciałem być.  Chwilę to wszystko trwało, gdy zobaczyłem zbliżającą się do mnie istotę. Tak istotę, bo nie wiem co to było. Trudno mi ją dokładnie opisać, ale wyglądała jak,  jak  jakieś straszydło? Przyglądałem jej się uważnie, aby zrozumieć, z czym mam do czynienia, lecz wtedy poczułem, że moje obserwacje są zbędne. Jakiś wewnętrzny głos powiedział mi, że za chwilę wszystkiego  się dowiem. Istota przedstawiła się, jako Surgonit pochodzący z rasy istot przebywających na Asjomasondzie. Od razu poprzez wewnętrzny głos zrozumiałem, że niebawem dowiem się, co to znaczy, gdyż nie miałem pojęcia, co za informacje w ogóle mi przekazuje. Istota porozumiewała się ze mną w ten sposób, że w głowie pojawiały mi się jej słowa. Sam też nie musiałem mówić. Wystarczyło, że pomyślałem, a ona wiedziała, o co chodzi. Powiedziała, że mogę zwracać się do niej Jastnis. Trudno opisać mi tę istotę, ale wyglądała jak kilka ciemnych, podłużnych  przenikających się plam zmieniających ubarwienie i kształt. Nie potrafię dokładnie określić   kolorów, gdyż nigdy się z takimi nie spotkałem. Nie zauważyłem  żadnych kończyn czy  głowy. Nie potrafię określić czy to była postać duchowa czy materialna. W każdym razie istota ta oświadczyła, że jest rasą inteligentnych istot Surgonitów przebywających  na, Asjomasondzie  czymś, co w naszym rozumieniu przypomina słońce z tym, że w naszych miarach jest około 100 bilionów razy większy i potężniejszy. Takich Asjomasondów w Galastrze są miliardy z tą różnicą, że obowiązują na nich różne prawa. Galastra zaś jest czymś czego człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić. Jeśli my ludzie wiemy, że wszechświat jest nieskończony i nieodgadniony dla naszego rozumu i pojmowania to Galastra jest nieskończonością wszechświatów w naszym rozumieniu.  Najważniejszą rzeczą w Galastrze jest Siwgaąrj, czyli coś jak  pamięć, ale nie taka jaką rozumiemy. To jak by pamięć bycia wszystkim, wszędzie i zawsze. Siwgaarj posiada prawieczną moc wszystkiego i zawsze.  Na Asjomasondzie znane nam procesy i prawa fizyczne, chemiczne i matematyczne zachodzą tylko w biliardowej części procenta, odnosząc się do naszego rozumowania. Generalnie nie ma tam żadnej znanej nam energii, żadnej temperatury ani wysokiej, ani niskiej. Nie ma tam żadnej grawitacji, wody, powietrza. Zachodzą tam procesy zupełnie dla nas niewyobrażalne i dużo silniejsze od znanych  nam na przykład procesów termojądrowych. Są siły, których nie jesteśmy w stanie ogarnąć rozumem.  Siwgaarj otacza wszystko i jest wszędzie. Również wszystkie istoty na ziemi, ale nasza wiedza i rozwój nie pozwala, abyśmy mogli dostrzec,  zrozumieć, a przede wszystkim z niej korzystać. Nie wiemy  co tak naprawdę dzieje się z nami i wokół nas.  Asjomasond znajduje się w tak dużej odległości od ziemi, że nasz umysł nie jest w stanie sobie tego wyobrazić i na ziemi nie ma jakiegokolwiek odniesienia, aby można było zrozumieć taką odległość. Rasa Surgonit to istoty duchowe, potrafiące jednak przyjmować różne kształty, różną formę lub materializować się w zależności od warunków znajdujących się tam gdzie chcą się znaleźć. Mogą pokonywać niewyobrażalne dla nas odległości, a nawet przebywać w kilku miejscach naraz. W Galastrze są światy, w których różne rasy inteligentne do poruszania się po galaktykach  nie potrzebują żadnych statków lub maszyn. Są też światy, w których istnieją różnorakie rodzaje pojazdów o różnych napędach. Wszystko zależy od rozwoju poszczególnych ras. Pojazdy międzygalaktyczne posiadają wymiary od kilkudziesięciu metrów długości do kilkuset kilometrowych kolosów. Te do napędów korzystają z energii słońc. W świecie Asjomasondów nie ma wojen, ani żadnych konfliktów. Nikt tam nie może bowiem umrzeć lub zginąć. Poza tym wszyscy są sobie równi i każdy może mieć prawie wszystko, czego tylko zapragnie. Pomimo, że są istotami duchowymi to bardzo często materializują się i odwiedzają inne planety, układy  w poszukiwaniu innych, nie znanych im możliwości rozwoju umysłu. Dążą, bowiem do jeszcze większego rozwoju. W innych rejonach Galastry niestety często zdarza się, że różne rasy prowadzą straszliwe i długotrwałe, mocno wyniszczające  wojny.  Galastra jest, bowiem nieodgadniona. Surgonitowie pomimo swojego rozwoju, wiedzy i możliwości jaki daje im Siwgaarj także nie wszystko wiedzą. Właściwie to wiedzą tyle samo o Galastrze co my o wszechświecie w odniesieniu do naszej wiedzy i rozumowania. Mają jednak przekonanie,  że na jeszcze wyższym stopniu rozwoju mogą uzyskać coś o wiele większego i ważniejszego od nieśmiertelności, bycia wszędzie teraz i zawsze.   Niestety nie chciał mi tego wytłumaczyć mówiąc, że i tak  nie jestem w stanie tego zrozumieć. Powiedział tylko, że  wszystkie istoty w Galastrze pragną to osiągnąć. Podróżują, więc i odwiedzają różne zakamarki Galastry, aby w dalszym ciągu zbierać doświadczenie i rozwijać się. Nie stanowi to dla nich żadnego problemu, gdyż jak powiedział Jastnis wykorzystują 87% możliwości swojego umysłu wykorzystując przy tym Siwgaarj. Dążą jednak do takiego etapu rozwoju, aby stać się boską doskonałością w naszym rozumieniu. Jak mówił dalej inne istoty są dla nich zupełnie obojętne i nie zwracają na nie w ogóle żadnej uwagi. Tak jak my nie interesujemy się  mrówkami w zakresie ich dobra, problemów czy codziennego życia.  Jest im obojętne i nie interesuje ich, co się z innymi istotami dzieje i co robią.   Jednakże czasami zdarza się, że sami nawiązują kontakt, ale dzieje się tak bardzo rzadko.  Wszystko oparte jest bowiem o  Siwgaąrj. W moim przypadku  Jastnis poprzez Siwgaąrj  usłyszał moje pragnienie rozwoju i uzyskania innej wiedzy aniżeli większość ludzi. To nie był jednak powód, że postanowił na nie odpowiedzieć. Nie była to również jego ciekawość i zaskoczenie moim postrzeganiem otaczającego mnie świata. Jastnis wytłumaczył mi, że tak naprawdę postanowił spotkać się ze mną gdyż jest mi to winien. Musiałem cały czas dziwnie reagować bo wytłumaczył mi to mówiąc, że zaciekawiłem go i zaskoczyłem swoim postępowaniem. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi. Zresztą z tego co opowiadał też niewiele zrozumiałem. Jastnis od razu zrozumiał moje zdziwienie.

- To co teraz powiem będzie prawdziwym zaskoczeniem, a może nawet szokiem dla ciebie-zaczął. Została ci wymazana pamięć i dlatego  nic nie rozumiesz. W twojej podświadomości jednak wiele musiało się dziać. Jesteś zupełnie innym człowiekiem od pewnego zdarzenia w jakim brałeś udział i przeżyć jakich doświadczyłeś. Pora jednak abyś dowiedział się co zaszło. Nadeszła też pora żeby cię wynagrodzić za to co zrobiłeś. Byłem zdziwiony i bardzo ciekawy co się wydarzyło i co ma mi do powiedzenia. Historia ta miała miejsce gdy byłeś w wojsku w trakcie poligonu na pustyni błędowskiej. Gdy tylko pojawiła się przekazana przez Jastnisa ta myśl w mojej głowie natychmiast wszystko mi się przypomniało.

 Była późna jesień. Na poligonie byliśmy już dwa tygodnie. Pewnego wieczora otrzymałem rozkaz z dowództwa, aby dostarczyć pilny meldunek do szefa  grupy zwiadowczej. Z uwagi na poufność wiadomości meldunek miałem dostarczyć osobiście w zalakowanej kopercie. Do pokonania  zarówno  odkrytego  jak i zalesionego  terenu miałem  drogę około 9 kilometrów. Zadanie to nie stanowiło dla mnie żadnego problemu, gdyż jako łącznik wielokrotnie wykonywałem już takie rozkazy. Uzbrojony w karabin Kałasznikowa ze ślepą amunicją, bagnet oraz pistolet sygnałowy wyruszyłem zrealizować zadanie. Po przejściu około 3 kilometrów w zalesionej części pustyni zauważyłem jakieś niebieskofioletowe błyski i różnokolorowe światła. Normalnie to z pewnością nie zwrócił bym na to uwagi. Ale w sytuacji gdy na pustyni odbywał się poligon było to co najmniej dziwne.  Żaden cywil nie mógł w tym rejonie przebywać, a błyski i światła nie mogły pochodzić od żadnych znanych mi wojskowych  środków pozoracji, amunicji lub świec dymnych. Nietypowe było również to, że światła pojawiały się cyklicznie w jednakowych odstępach czasu. Przyglądałem się tak przez dłuższą chwilę i nie za bardzo wiedziałem co widzę i jak powinienem postąpić.  Pomyślałem, że być może jest to jakiś sprawdzian dla mnie. Może dowództwo chciało sprawdzić jak łącznicy reagują na takie zdarzenia. Nabierając takiego przekonania udałem się w kierunku pojawiających się błysków. W miarę jak zbliżałem się nabierałem przekonania, że chyba jest to zupełnie coś innego. Poza widocznymi światłami, które znacznie  zmniejszyły swoją intensywność  zacząłem słyszeć jakieś nieokreślone dźwięki. Poza tym poczułem dziwny, również nieokreślony zapach. Trudno było mi ogarnąć co się dzieje tym bardziej, że od świateł dzieliła mnie odległość około 200, 300 metrów. Był moment, ze zawahałem się i szczerze mówiąc chciałem sobie odpuścić sprawdzenie tego miejsca. Gdy zmieniłem kierunek marszu i zacząłem biec w miejsce przekazania meldunku usłyszałem nagle dźwięk przypominający jakieś jak by jęki, lub jakieś głośne charczenie. Ponownie zatrzymałem się i zastanawiałem co robić. Nie miałem radiostacji wiec nie mogłem z nikim się porozumieć. Procedury jasno określały jak w różnych sytuacjach powinienem się zachować. W przypadku mojego bezpośredniego zagrożenia procedura przewidywała wystrzelenie czerwonej rakiety z pistoletu sygnałowego. W przypadku zauważenia cywila na terenie poligonu wystrzelenie rakiety żółtej. W tej sytuacji żadna procedura nie mogła być przeze mnie zastosowana. Postanowiłem jednak sprawdzić co to jest. Gdy byłem już dosyć blisko zauważyłem jakby jakieś metalowe elementy jakiejś maszyny, które paliły się w różnych miejscach. Przez chwilę pomyślałem, że może jakiś helikopter się rozbił. Przyśpieszyłem kroku. Po chwili zobaczyłem widok, który mnie przeraził. Było to z pewnością miejsce jakiejś katastrofy. Na przestrzeni około 150 metrów na ziemi leżały różnego rodzaju części i elementy jakiegoś pojazdu. Z niektórych wydobywał się dym o dziwnym zapachu, a inne płonęły jaskrawoniebieskim ogniem. W pewnej chwili zobaczyłem część jakiegoś pojazdu. Miał podłużny kształt z wieloma dziwnymi elementami i nie przypominał żadnego jaki znałem lub chociażby widziałem. Od razu przyszło mi do głowy, że może to jakieś UFO się rozbiło. Zbliżając się powoli odruchowo skierowałem karabin w kierunku pojazdu co było idiotyczne bo przecież miałem tylko amunicję ćwiczebną. Ponownie usłyszałem charczenie. Nie pomyliłem się. To było UFO. Zauważyłem, że pod częścią pojazdu znajduje się coś dziwnego. Właśnie to coś wydawało dziwne dźwięki jakby charczenia. Podchodząc bliżej zauważyłem, że był to jakiś stwór. Przypominało to trochę takiego podłużnego ślimaka ogrodowego. Z tym, że jego powłoka była raczej chropowata. Miało też jakby łapy z długimi mackami zakończonymi cienkimi haczykami. Posiadało  na sobie częściowo jakieś elementy jakiegoś ciemnego materiału przypominającego brezent. Było wielkości około półtora metra z tego co wystawało spod pojazdu. Okazało się bowiem, że to coś było przygniecione przechylonym i w zasadzie głęboko wbitym w ziemie pojazdem. W górnej części tego stwora zauważyłem różową pulsującą galaretę. Przyglądając się i zastanawiając nad tym co tak naprawdę widzę nagle w mojej  głowie pojawiła się myśl, wołanie „pomóż mi”. W tym samym momencie różowa galareta stwora zmieniła kolor na fioletowy. Ponowne wołanie nasiliło się. Pomóż mi teraz i podaj „mezana” Sytuacja była zupełnie nienormalna i można powiedzieć przerażająca. Ja jednak nie odczuwałem żadnego strachu. Właściwie nie odczuwałem żadnych emocji. Ponownie w mojej głowie usłyszałem „podaj mezana teraz”, po czym tym razem usłyszałem  przeraźliwe charczenie. Dobra, tylko jakiego mezana, gdzie odpowiedziałem. W tym momencie w odległości około 25 metrów od pojazdu zauważyłem światełko w bordowym kolorze. Pobiegłem w tym kierunku. Na miejscu na ziemi leżał przedmiot w kształcie trójkąta o wymiarach około 50 cm. Gdy podniosłem ten przedmiot stwierdziłem, że był bardzo lekki jak na takie wymiary. Nie odczuwałem też żadnej temperatury tego przedmiotu. Ostrożnie podszedłem do stwora. Przedmiot położyłem przed jego łapami. Natychmiast z łap wydobyło się wiele podłużnych macek zakończonych haczykami. Bardzo szybko zaczęły przesuwać się po tym przedmiocie, który zmieniał kolory i kształt. Wydawał też dźwięk przypominający jakieś brzęczenie. Nagle stało się coś czego się  nie spodziewałem. Pojazd poruszył się po czym podniósł do góry na wysokość około 3 metrów. Teraz zobaczyłem całego stwora. Jego długość wynosiła około 3 metrów. Mogłem też dokładnie określić czym był materiał przypominający brezent. Stwór miał na sobie jakiś kombinezon. Dopiero w tej chwili zauważyłem, że miał  jak by głowę, która posiadała tylko coś co przypominało oczy. W środkowej części stwora dokładnie w miejscu, w którym był przygnieciony jego powłoka była porozrywana i poszarpana, a z wnętrza wydobywało się coś brunatnego. Przypominało mi to olej. Światło z dostarczonego przeze mnie przedmiotu zmieniało kolor coraz szybciej. Poszarpana powłoka stwora zaczęła się scalać i po chwili nie było żadnego śladu. Nagle stwór wyprostował się i znalazł przede mną. Spojrzał w moje oczy. Ja także patrzyłem w jego. Był to dziwny, przerażający widok. Oczy tego stwora były taką czarno- bordową głęboką wciągającą otchłanią. Poza tym nie zauważyłem ani nosa, ust czy uszów. W mojej głowie pojawiły się jego słowa „ocaliłeś mnie i zostaniesz wynagrodzony. Bez twojej pomocy moje istnienie by się zakończyło. Moja misja nie została by ukończona. Galaktyczna droga zostanie na zawsze. Zostaniesz za to wynagrodzony”. Nie bardzo wiedziałem o czym mówi Przez chwilę byłem trochę zamroczony. W pewnej chwili zobaczyłem, że wszystkie porozrzucane części i elementy pojazdu scalają się. Nagle zrobiło się bardzo jasno i pojazd zniknął z pola mojego widzenia. Gdy ocknąłem się była godzina 4 rano. Znajdowałem się w polowej izbie chorych. Dowódca plutonu powiedział mi, że żołnierze znaleźli mnie nieprzytomnego po drugiej stronie pustyni. Ani ja, ani nikt inny nie wiedział jak się tam znalazłem i co się wydarzyło.

Jastnis wydawał się być poruszony tym, że odblokował moją pamięć. Takie przynajmniej miałem wrażenie. Wielokrotnie zdarzało się, że różne istoty z Galastry w wyniku różnych katastrof potrzebowali pomocy na ziemi - zaczął nagle. Nigdy od tysięcy lat nie zdarzyło się aby człowiek pomógł bezinteresownie. W większości przypadków kończyło to się unicestwieniem przybysza, uwięzieniem go, okrutnymi badaniami i unicestwieniem. Jesteś jedynym człowiekiem, który bezinteresownie udzielił pomocy – stwierdził. Dowiedziałem się, że swoim postępowaniem uratowałem nie tylko istotę z rasy Masoranów z odległej galaktyki w Galastrze. Przede wszystkim dzięki temu został ocalony Wir Pradawnych Galaktyk Smugowych. Istota, którą uratowałem na czas  dostarczyła bowiem długo poszukiwane Ciemniejsze  Kryształy Jaźni Mocnej. Najwyższe prawne podjum  Galastry jest zgodne, że moja pomoc była jedyna i ostateczna.

- Z pewnością nie zdajesz sobie sprawy z tego jak ważna była twoja pomoc - oświadczył Jastnis. Pojazd uratowanej istoty w wyniku uderzenia planetoidy w rejonie pasa asteroidów na skraju drogi mlecznej doznał bowiem poważnych uszkodzeń. Wprawdzie miał on możliwość samo naprawy, ale  uderzenie planetoidy było bardzo mocne. Najgorsze jednak było to, że  dostęp do najważniejszego  urządzenia na statku, które dokonywało samo naprawy, samoleczenia  i podtrzymywania  procesów życiowych  „mezana”  został zablokowany.  W wyniku uderzenia planetoidy część statku została uszkodzona przez co wejście do niektórych sektorów nie było możliwe. W takim sektorze właśnie znajdowała się „mezana”. Przelatując w rejonie ziemi wszystkie istotne dla dalszego lotu urządzenia zaczęły poważnie szwankować i w końcu przestały działać. Przyciąganie ziemskie zmieniło kierunek lotu, a brak możliwości sterowania pojazdem doprowadziło do katastrofy. Jastnis powiedział, że dzięki mojej pomocy misja została pozytywnie zakończona,  a Wir Pradawnych Galaktyk Smugowych zostanie zawsze. W dalszym ciągu nie miałem pojęcia o czym mówi. Jastnis odpowiedział natychmiast, że wielu rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć. To tak samo jak ja chciał bym mrówce opowiedzieć o możliwościach mózgu, równaniach matematycznych lub  starał się jej wytłumaczyć jak posługiwać się komputerem lub  z czego zbudowany jest prom kosmiczny. Stwierdził, że ludzie wymyślają pojęcia i używają ich nie rozumiejąc żadnych zasad, jakie obowiązują w Galastrze.  Pojęcia takie jak wszechświat, kosmos, absolut, nieskończoność, życie, czy śmierć są pojęciami, których sami nie ogarniamy i nie rozumiemy. Ponadto większość z naszej wiedzy to domysły, manipulacje albo kłamstwa. Natomiast te rzeczy, które najbardziej odpowiadają prawdzie wcale nie pochodzą od naszych naukowców z przeprowadzanych przez nich badań, czy obserwacji lecz z przekazów od innych inteligencji. W Galastrze są  bowiem miliardy inteligentnych ras znajdujących się  na różnym stopniu rozwoju. Na uwagę w tym wszystkim zasługuje to, że ludzie przekazanej wiedzy w ogóle nie wykorzystują. Bardzo chętnie natomiast przejmują od słabo rozwiniętych, ale wielokrotnie przekraczających nasz rozwój niektórych ras technologie, które niestety głownie wykorzystują do zabijania i destrukcji. Dlatego jak powiedział obecnie do końca nie będę potrafił pojąć, czym jest Asjomasond i jakie prawa w nim  obowiązują. W każdym razie z przekazu zrozumiałem, że najważniejszą rolę odgrywają tam tzw. czarne kryształy i ich energia - pamięć miłości oraz coś pomiędzy siłą wibracji, a śpiewem, jednak w zupełnie innym rozumieniu niż na ziemi.

Jastnis powiedział, że każda istota w Galastrze ma takie same prawa i możliwości i może je wykorzystać. Musi tylko poznać i nauczyć się korzystać z możliwości swojego umysłu, uwierzyć w nie i przestrzegać panujących w Galastrze zasad.

Zadawałem wiele pytań. Nie na wszystkie otrzymywałem odpowiedź, a wielu odpowiedzi nie rozumiałem i nawet nie potrafię ich przytoczyć. Jastnis, aby mi udowodnić, o czym mówi pokazał mi kilka miejsc w Galastrze. Były tam różne obiekty, jeśli tak można nazwać to, co widziałem. Jedne były niewyobrażalnie ogromne, straszne i przerażające inne tak fascynujące, że trudno było mi oderwać wzrok od nich. Widziałem budowle o wysokości kilkuset metrów, lewitujące i takie o  różnych kształtach, które się przenikały nawzajem. Niestety nie jestem w stanie dobrać odpowiednich  słów, aby opisać wiele z tych rzeczy. Widziałem także różne istoty. Wtedy zrozumiałem, że nasze ludzkie wyobrażenie wszechświata, przekazy naukowców to bzdury i domniemania. Nasi uczeni nie wiedzą nic, a ich domysły nie są  warte funta kłaków. Według nich do życia potrzebna jest woda i tlen. To kolejna bzdura. Oglądałem istoty o wysokości 300 metrów o rozrzuconej i poszarpanej strukturze. Istoty, które przebywały w kwaśnych twarogach, Istoty, które zamieszkiwały słońce i morza gazowe. W Galastrze istnieją istoty duchowe i żywe jaźnie materialne. Żadne z istot, które widziałem nie przypominały człowieka. Nie miały kończyn, widocznych oczów ani  nosa. Wiele z tych istot przypominało trochę ziemskie wirusy lub bakterie z tym, że ich rozmiary dochodziły do kilkunastu metrów a nawet większe. Wiele tych żywych form swoim wyglądem przypominało jakieś stwory z ziemskich  głębin morskich. Jastnis powiedział mi, że one wszystkie znajdują się na bardzo wysokim poziomie rozwoju. Jedną z dziwnych istot jaką widziałem to była postać która miała wysokość około ośmiu metrów. W górnej części miała dziesiątki takich podłużnych scalonych ze sobą jakby grubych lin o długości około dwóch  metrów. Na przemian kurczyły w dół i rozkurczały  do góry  tworząc dziwne wypukłe kształty.  Następnie z lin tych wydostawały się długie na kilka metrów  odnóża, których były tysiące. Od każdego odchodziło wiele mniejszych i cieńszych.  Przypominały swoim wyglądem cienkie, giętkie   gałązki. Poruszała się zarówno po podłożu zajmując wtedy powierzchnię około dwadzieścia metrów, gdyż dolne odnóża jakby rozbiegały się dookoła. Głównie poruszała się jednak kilka metrów nad powierzchnią. Widok był niesamowity, gdyż istota ta posiadła jasno seledynową barwę.  Gdy jednak zmieniła kolor na ciemno brązowy to z  daleka swoim wyglądem przypominała dolną cześć rozczochranej miotły. Zawsze gdy wydawała bardzo wysoki piskliwy dźwięk wszystkie jej odnóża natychmiast zwijały się do środka tworząc okrągły kształt po czym z błyskawiczną prędkością wzbijała się w górę znikając.

Widziałem wiele dziwnych przedmiotów, których mój umysł  nie potrafił  objąć rozumem. Jednym z takich przedmiotów było urządzenie w kształcie kuli. Jak zwykle posiadał kolor, którego nigdy nie widziałem. Nie to jednak było dla mnie dziwne i niezrozumiałe. Otóż przedmiot ten posiadał wymiar 22 cm z jednej strony, a 187 cm z drugiej strony. Z innej zaś 73 cm. Przypominam, że była to kula. Patrząc z każdej strony widziałem kulę. Dotykając czułem i wiedziałem, że jest to kula. Wymiary natomiast z każdej strony były inne. Niezrozumiałe dla mnie było również to, że w zależności od której strony podchodziłem do tej kuli to mogłem ją podnieść albo w ogóle nie dało się nią poruszyć. Kula znajdowała się na płaskim podłożu na zewnątrz. Na moje pytania dotyczące kuli Jastnis powiedział mi krótko, że i tak tego nie zrozumiem. Dodał, że kula w środku jest 600 razy większa niż na zewnątrz.

Innym niewytłumaczalnym urządzeniem jakie widziałem było coś co przypominało właz, śluzę czy rodzaj okrągłego przejścia. Było to płaskie  urządzenie  w kształcie koła o średnicy około 6 cm. Urządzenie to w pewnej chwili zawisło w przestrzeni na wysokości 80 cm. i powiększyło się do rozmiarów prawie 2 metrów. Następnie jak przysłona obrotowa w obiektywie aparatu wnętrze tego urządzenia otwarło się. Zobaczyłem, że po drugiej stronie znajduje się zupełnie inny świat, inny krajobraz. To było niesamowite i nie do uwierzenia Również świat roślin był niewyobrażalny. Coś co przypominało drzewa  rozpościerało się w różnych miejscach na różnej wysokości w ogóle nie dotykając podłoża. Dziwny system korzeniowy tych drzew podtrzymywał  niezliczone gatunki różnokolorowych roślin. Wiele z nich w przeciągu kilku chwil rozkwitało aby obumrzeć i ponownie rozkwitnąć. W innych miejscach z podłoża wydobywała się jakby lawa, z której  natychmiast wyrastały przedziwne rośliny. Rozpleniały one jakieś twory wielkości budynków. Widoki, kolory i towarzysząca przepiękna muzyka nie wiadomo skąd dobiegająca powodowała, że panował błogi spokój. Czasami wyczuwałem jednak jakieś napięcie, niepokój. Rośliny zmieniały kolor, a muzyka i śpiew stawał się przygnębiający, a nawet straszny. Z podłoża wytryskiwały fontanny jakiejś substancji co skutkowało natychmiastowym zniknięciem wszystkich roślin jakie wcześniej były w zasięgu mojego wzroku. Różne istoty gdzieś znikały, podłoże stawało się groźne. Pojawiało się wiele szczelin, z których wydobywały się na zewnątrz długie na kilkanaście metrów stwory pokryte czymś co przypominało jakieś kolczaste powrozy. Nie wiem co robiły, gdyż w każdym takim przypadku Jastnis natychmiast zabierał mnie w inne miejsce. Wewnętrznie wiedziałem, że nie powinienem pytać o te stwory.

W  Galastrze nie ma żadnych czarnych dziur, czy antymaterii. Są za to o wiele potężniejsze zjawiska, które potrafią wchłonąć planety, gwiazdy oraz całe galaktyki, a uzyskane energie przerabiają na potrzebne do ich utrzymania zasoby. W Galastrze istnieją takie  możliwości i paradoksy, że dla człowieka są nie do ogarnięcia. Dla przykładu jeden Samałaganin   coś w rodzaju zjawy w naszym rozumieniu  wielkości dwóch naszych słońc potrafi wchłonąć kilka galaktyk, nie zwiększając własnej wielkości.  Na moje pytanie, w jakim procencie ludzie poznali wszechświat, czyli Galastrę Jastnis odpowiedział, że Galastry nie znamy w ogóle. Nie poznaliśmy nawet milionowej części procenta  wszechświata. To, co mówią o niej naukowcy to tylko domysły i hipotezy. Wszystko, co znajduje się w odległości około kilku lat świetlnych od ziemi jest nam wrogie, nieprzyjazne i niewyobrażalne. To, co znajduje się dalej przekracza nasze wyobrażenia i nie ma sensu o tym mówić. Nasi naukowcy mylą się nawet w odniesieniu do naszego księżyca i najbliższych planet. Nic nie wiedzą. Jastnis powiedział, że z uwagi na specyficzny etap rozwoju naszej planety oraz takich istot jak my, gdzie aktualnie zachodzą bardzo intensywne procesy i duże zmiany istnieje duże zainteresowanie nami przez inne istoty, ale nie duchowe. Ziemia i miliony podobnych  planet jest systematycznie odwiedzana przez różne rasy, z których każda ma jakiś swój cel. Jest wiele takich, które nie są nam przychylne. Nie chcą nas niszczyć, ale wykorzystują naszą, ludzką energię, która jest im niezbędna do przetrwania.  Nie jest to energia, którą znamy, na co dzień. Jest to energia wytwarzana poprzez złość, strach, zawiść, smutek, radość czy miłość oraz wszystkie negatywne zachowania człowieka. Często te rasy manipulując nami doprowadzają do różnego rodzaju konfliktów i katastrof, aby potrzebnej im energii było jak najwięcej. Są rasy, które wskazywały ludziom jak się bronić przed tymi, którzy nas wykorzystują.  Jednak ludzie odrzucają jak na razie wszelkie dane im możliwości ochrony przed nimi. W całej Galastrze najważniejsza jest miłość absolutna do wszystkich i do wszystkiego zawsze.  Miłość głęboka, wypływająca z wnętrza każdej istoty. Ludzie to wiedzą, ale nie przyjmują tego. Jest to trudne, gdyż wymaga wielu wyrzeczeń, współczucia, a przede wszystkim odrzucenia przyzwyczajeń do materializmu. Miłość jest niezbędna do wszystkiego, gdyż wyzwala coś o wiele potężniejszego niż znane nam różnego rodzaju energie razem wzięte. W Galastrze istnieje pewien ustalony porządek i wszystkie rasy muszą się do niego stosować. Są prawa i zasady niepodważalne, które mają na celu stały i systematyczny rozwój  Galastry. Gdy jakaś rasa czy cywilizacja zbyt długo stoi na jednym etapie rozwoju podejmowane są odpowiednie działania i procesy. Na ziemi już raz takie procesy w dalekiej przeszłości miały miejsce. Niebawem na naszej planecie nastąpią ponowne potężne zmiany, które już się rozpoczęły. Większość ludzi pozostanie na tym samym poziomie rozwoju i po opuszczeniu dotychczasowych ciał rozpoczną swój dalszy rozwój na innych planetach. Całkiem duża ilość ludzi pozostanie na zmienionej, udoskonalonej i oczyszczonej ziemi. Znajdzie się w innym wymiarze, innej gęstości i osiągnie wyższy stopnień rozwoju. Taka kolej rzeczy jest zawsze i dotyczy wszystkich istot. Zadałem jeszcze jedno pytanie, a właściwie poprosiłem o to czy nie mógłby mnie zabrać chociaż na chwilę na Asjomasond. Jastnis odpowiedział mi, że właśnie za chwilę to się stanie. Powiedział jeszcze, że zarówno w całej Galastrze jak i na Asjomasondzie zawsze jest teraz. Aby to lepiej zrozumieć wyjaśnił mi, że to tak jak prawdziwą miłością nie można obdarzać kogoś lub czegoś, co było lub co będzie. Miłością prawdziwą można obdarzać tylko kogoś lub coś, co jest teraz. Zapytałem Jastnisa czy mogę ponownie jeszcze kiedyś spotkać się z nim. Odpowiedział, że jest to możliwe, ale dla niego zupełnie niepotrzebne. Zresztą po otrzymaniu nagrody dla mnie też nie będzie to potrzebne. W tej chwili w swojej głowie usłyszałem, że nadeszła pora mojej nagrody i udajemy się na Asjomasond. Czekałem na to co się wydarzy i jak będzie przebiegać podróż. Moje rozmyślania przerwał Jastnis informując, że właśnie jesteśmy na miejscu. Nagle znalazłem się w dużym jasnoszarym pomieszczeniu, w którym na środku znajdowało się kilkadziesiąt wysokich  około trzy metrowych  czarnych kryształów. Miały szerokość w granicach  50 cm. Pomimo, że były zupełnie czarne to widziałem dokładnie wydobywające się z nich - czarne światło, blask i przejmujące wibracje. Wewnętrzny głos nakazał mi podejść do kryształów. Gdy tylko to uczyniłem natychmiast poczułem jakby mnie te kryształy otoczyły. Czułem wewnętrzne wibrowanie całego ciała, gorąco i zimno na przemian, swędzenie skóry. Przede wszystkim odczuwałem jak by coś przemieszczało się wewnątrz mojego ciała. Trudno mi określić czas, ale mogło to trwać około godziny. Po opuszczeniu pokoju z kryształami ponownie ujrzałem Jastnisa. Zauważyłem, że coś się zmieniło. Coś ze mną. Jego przekazy myślowe były zupełnie inne. Teraz po prostu już wiedziałem co mi chce przekazać. Moją nagrodą było jakby to po ludzku powiedzieć całkowite odnowienie i ulepszenie mojej osoby. Zostałem całkowicie wyleczony z różnego rodzaju chorób i niedoskonałości. Moja inteligencja została zwiększona o 500 procent. Także mój wzrok, siła, wytrzymałość, słuch oraz kondycja zostały ulepszone i zwiększone o 500 procent. Wielokrotnie zwiększono twardość mojej skóry i kości.

- Tutaj na Asiomasondzie nie zauważysz nowych zdolności - usłyszałem Jastnisa. Na ziemi będziesz jednak jedynym takim człowiekiem. Już nigdy nie zachorujesz. Będziesz też dużo dłużej żył. Twój rozum zadba o to, aby unikać tego co może ci zaszkodzić. Posiadłeś zdolność  uleczania innych ludzi z chorób uznawanych za nieuleczalne. O wielu innych zdolnościach szybko dowiesz się sam. Za chwilę przekonasz się bo właśnie wracamy na ziemię. Ale mam dla ciebie coś jeszcze – zwrócił się do mnie Jastnis. Mówiąc to przekazał mi niewielkich rozmiarów urządzenie w kształcie koła.

- W środku jest czarny kryształ. Na ziemi nie ma takich i z pewnością żadnego innego nigdy nie zobaczysz. To urządzenie pozwoli ci na podróżowanie po Galastrze. - Wykorzystuj go rozważnie dodał

Bardzo zmieniło się moje życie. Teraz wszystko stało się proste, łatwe i nie stanowiło żadnych problemów. Do żadnej trudnej sytuacji, czy niekorzystnego dla mnie zdarzenia nie dochodziło ponieważ zanim cokolwiek miało się wydarzyć ja już miałem rozwiązanie i wiedziałem jak przeciwdziałać. Tak jak powiedział Jastnis mogłem uleczać innych ludzi i zwierzęta co z ochotą robiłem. Zorientowałem się również, że przy użyciu mojej siły umysłu potrafiłem wpływać na innych ludzi. Mogłem nimi kierować i mówić co mają robić i jak postępować, a oni bez sprzeciwu to wykonywali. Teraz już wiele rzeczy zrozumiałem z tego co mówił Jastnis. Między innymi o tym, że ludzie są zniewoleni. Zrozumiałem, że przecież nikt inteligentny i zdrowy na umyśle nie chce wojen, zabijania, terroryzmu. Natomiast gdy ktoś wpływa i wymusza takie zachowanie to jest dużo krzywdy i cierpienia. Sam też szybko przekonałem się o tym, że nawet gdy chce się czynić dobro to też komuś to przeszkadza. Któregoś dnia odwiedził mnie bowiem przybysz z Galastry- Przedstawiciel Wielkiej Rady  i uprzejmym tonem zakomunikował mi, że z moich zdolności powinienem korzystać w bardzo umiarkowanym zakresie. Na moje pytania i wątpliwości odpowiedział, że dotyczy to głównie mojego uleczania ludzi i przeciwdziałania różnego rodzaju  złym zdarzeniom tj. wypadkom, katastrofom i innym jakim zapobiegłem. Powiedział, że równowaga musi istnieć i nie można za bardzo w nią ingerować. Dodał, że jeśli nie dostosuję się do jego sugestii to utracę przekazane zdolności i po wymazaniu pamięci będę żył jak zwykły człowiek. Wiedziałem już na co mogę sobie pozwolić. Obecnie mam 147 lat i wraz z moją najbliższą rodziną jesteśmy obserwatorami zachowania ludzi na ziemi. Pomału jednak przestaje nas interesować co dzieje się na naszej planecie i jak zachowują się ludzie.  Większość czasu spędzamy bowiem na podróżach po zakamarkach Galastry. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Adrenalina

  Adrenalina Chorzów w 2137 roku stał się   miastem, które dawno temu porzuciło swoją przemysłową przeszłość. Przekształcone zostało w j...