Jacur
Tego dnia, w jednej sekundzie, cała ludzkość została unicestwiona. Zniknęli wszyscy – bez ostrzeżenia, bez dźwięku. Tylko dziewięć osób uniknęło zagłady. Nie wiadomo dlaczego. Może przez pomyłkę, może przez przypadek, może… Jednym z ocalałych był Jacur. Gdy wyszedł z głębokiej jaskini, którą eksplorował przez kilka dni, od razu poczuł, że coś jest nie tak. Świat wydawał się... cichszy. Martwy. Już po kilku godzinach zrozumiał, że wydarzyło się coś strasznego. Nie było ludzi – żadnego dźwięku silnika, kroków, rozmów. Była tylko cisza, nawet zwierząt nie było słychać. Po kilku dniach nie miał już wątpliwości. Ludzkość z niewyjaśnionych przyczyn wyginęła. Dokładnie trzy dni po tym, jak to sobie uświadomił, zaczęli pojawiać się... inni. Znikąd. Na całym świecie.
Wyglądali jak ludzie, wszyscy w wieku 23 lat, ale posiadali umysły o inteligencji przekraczającej 230 punktów IQ, siłę ponadludzką, wyostrzone zmysły, zdolności telepatyczne, a także wiele innych cech zupełnie obcych dotychczasowym ludziom. Jednocześnie istnieli tylko przez jedenaście dni. Po tym czasie znikali, równie nagle, jak się pojawili. Bez śladu.
Jacur przez pierwsze tygodnie nie rozumiał, co się dzieje. Obserwował ich. Słuchał. I powoli dostrzegał pewną prawidłowość. Ich życie było krótkie. Precyzyjne. Jakby zaprogramowane.
Ale kim byli? Po co przychodzili? Co – lub kto – za tym stał? Zaczął mieć sny. Nie były to zwyczajne sny. Powtarzały się codziennie, o tej samej porze. Miały ciągłość, strukturę. Za każdym razem znajdował się w ogromnym białym pomieszczeniu bez okien. Stał tam sam, otoczony przez tych nowych ludzi. Patrzyli na niego w milczeniu – nie z nienawiścią, lecz jak na coś... niezrozumiałego. Obiekt. Eksperyment.
W snach słyszał słowa. Nikt ich nie wypowiadał. Pojawiały się bezpośrednio w jego umyśle:
– Ty nie miałeś zginąć.
– To nie błąd.
– Odnowa trwa.
Kiedy się budził, czuł się wyczerpany, jakby nie spał wcale. A jednak... coś w nim się zmieniało. Jakby podświadomie zaczynał rozumieć tych „nowych”.
W piątym tygodniu samotności natknął się na ślady ogniska w lesie. Świeże. Znalezione przedmioty – nadpalona puszka, skrawek papieru – były ludzkie. Nie należały do tych istot, które ich potrzebowały. Na jakiejś kartce znajdował się krótki zapis:
„Jest nas dziewięcioro.
Zaczynamy się odnajdywać. Coś się zbliża.
Nie jesteśmy celem. Ale on jest.”
Jacur poczuł, jak chłód przeszywa mu kręgosłup. „On”? Czy chodziło o niego?
Tydzień później spotkał pierwszego z ocalałych.
Była to kobieta – szczupła, ciemnowłosa, o przenikliwym spojrzeniu, w którym błyszczała zarówno inteligencja, jak i zmęczenie.
– Masz na imię Jacur? – zapytała, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
– Skąd...
– Nazywam się Kaśka. Ja też przetrwałam. I wiem o innych. Spotkaliśmy się. Jest nas ośmioro. Brakowało tylko ciebie.
– Tylko mnie?
– Tak. Ale to nie przypadek. Ty jesteś kluczem.
– Kluczem? Do czego?
Kaśka spojrzała w niebo. Przez chwilę milczała, a potem powiedziała:
– Wiesz, że wszystkie zwierzęta na Ziemi zostały wyleczone ze wszystkich chorób? Że zostały wypuszczone z hodowli, laboratoriów, cyrków, zoo?
– Co...? – Jacur spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Oceany, rzeki, lasy – wszystko zostało oczyszczone z toksyn. Świat się zmienia, Jacur. Pomyśl o tym.
W kolejnych dniach Jacur spotkał pozostałą ósemkę. Ludzie ci byli różni – młodsi, starsi, z różnych zakątków świata. Wszyscy pamiętali tamten moment: błysk światła, uczucie pustki, ciszę... i potem samotność.
Każdy z nich miał skrawki informacji. Najwięcej wiedziała Kaśka – dziewczyna z Bieszczad. Okazało się, że ona również miewa sny iwizje.
– Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie – powiedziała pewnego wieczora. – Jesteś najważniejszy. My jesteśmy tu tylko po to, aby ci pomóc.
– Ale... ja nic nie rozumiem. Kim ja niby jestem? Dlaczego tamci ludzie pojawiają się tylko na jedenaście dni? Dlaczego zginęli wszyscy inni?
Wtedy to usłyszeli. Wszyscy jednocześnie.
– Oni już wiedzą. A ty dowiesz się dzisiaj.
Słowa nie zostały wypowiedziane. Brzmiały jednocześnie w głowie Jacura i ósemki pozostałych.
Ziemia zadrżała. Niebo zadrgało lekko.
– Kto to powiedział? Od kogo się dowiem?
Jacur usiadł ciężko na ziemi. Po chwili płakał. A potem stracił przytomność.
Obudził się w ciemności. Nie widział nic. Czuł tylko chłód i lekki zapach wilgoci. Gdy wzrok nie chciał się przyzwyczaić, wstał powoli i ruszył przed siebie, po omacku. Chwilę potem zaczął biec – na oślep, z desperacją. Minuty ciągnęły się jak godziny, aż w końcu padł z wyczerpania. Nagle – pojawiło się światło. Jasnofioletowa poświata rozlała się dookoła. Przed nim, kilka metrów dalej, pojawił się obiekt wysoki na ponad dwa metry. Kształt niejasny. Zaczął podchodzić ostrożnie. Kiedy był już blisko, obiekt rozświetlił się czarno-brązowym światłem. To był kryształ. Wielki, nieregularny, migoczący.
I wtedy przemówił.
– Zostałeś wybrany. To nie przypadek.
Ty najbardziej nadajesz się do nowego
początku. Twoje życie, rozwój duchowy, wiara, marzenia. Otrzymałeś ośmioro
pomocników i niezliczone rzesze tymczasowych.
Stworzysz nową ludzkość. Ludzkość dobrą,
bez wojen, nienawiści i zła.
Bez rządów. Bez organizacji. Bez
religii.
Jacur patrzył w milczeniu. Serce waliło mu jak młot.
– Od tej chwili masz
wszelkie możliwości. Twoje życie przedłużono do 480 lat.
Otrzymałeś moc i zdolność Czarnego Kryształu.
To ty zdecydujesz, kiedy tymczasowym
przedłużyć życie – na rok, dziesięć, sto lat… lub więcej.
- Tymczasowym??? To ci..
- Tak. To ty zdecydujesz także o losach pozostałej ósemki.
– Ale… – wyjąkał Jacur.
– Ludzie doprowadzili świat
do upadku. Władza i bogactwo były ważniejsze niż życie.
Teraz od ciebie zależy, co dalej.
Jacur stał nieruchomo, wpatrzony w Kryształ, który migotał rytmicznie, jakby oddychał.
– A jeśli odmówię? – zapytał cicho.
Cisza trwała kilkanascie sekund, zbyt długo.
– Możesz. Ale wtedy wszystko zacznie się od nowa. Od zera. Bez ciebie. Bez ich pomocy. I potrwa… znacznie dłużej.
– Kim… czym jesteś? – głos Jacura zadrżał.
– Nie jestem czymś, co możesz zrozumieć. Ale jesteś pierwszym, który zadał to pytanie.
Kryształ zadrżał. W powietrzu rozszedł się impuls, nie dźwięk lecz uczucie. Jakby obca obecność dotknęła jego umysłu, delikatnie, ale głęboko. Jacur cofnął się o krok.
– Nie chcę być bogiem. Nie chcę decydować o innych.
– To właśnie dlatego zostałeś wybrany.
- Dlaczego 11 dni?
- Co?
- Dlaczego żyją tylko 11 dni
- Nie mają pokus. Nie potrzebują władzy, bogactwa. Nie mają potrzeby nikogo krzywdzić.
- Tak… A kochać? Tęsknić Marzyć?
- Wszystko w twoich rękach
Ale dlaczego ja? Dlaczego…Jacur chciał jeszcze o coś zapytać, ale wtedy wszystko zniknęło.
Niebo zrobiło się jasne. Znów był w lesie, wśród drzew. Wokół ognisko. Zobaczył zaskoczone twarze ośmiorga pozostałych, skupione, jakby wszyscy jednocześnie przebudzili się z tego samego snu.
Kaśka podeszła pierwsza.
– Widziałeś go, prawda?
Jacur skinął głową. Nic nie powiedział.
– Co ci powiedział?
– Że mam wybór.
Zapadła cisza. Jacur zmęczony położył się spać.
Tymczasowi zaczęli przybywać. Nowi ludzie, Podobni z wyglądu, różniący się jednak zachowaniem. Niektórzy milczący i skupieni, inni ciekawscy, zadający pytania. Niektórzy... dziwnie chłodni.
Nie było z nimi łatwo rozmawiać. Czasem reagowali na proste pytania jak na zagrożenie, innym razem znikali nagle, w połowie rozmowy. Mimo to Jacur próbował. Chciał zrozumieć.
Któregoś dnia jedna z tymczasowych – młoda kobieta o siwobiałych oczach – zapytała go:
– Dlaczego próbujesz nas poznać? Przecież nie jesteśmy ważni.
– Każde istnienie jest ważne – odpowiedział.
Tymczasowa uśmiechnęła się. Ale to nie był uśmiech radości. Bardziej współczucia.
– My nie jesteśmy stworzeni do trwania. Tylko do obserwacji. Do testów.
– Jakich testów?
– Sam wiesz najlepiej.
Jacur zadrżał. W jej oczach nie było ani strachu, ani nadziei. Wszyscy tymczasowi uczciwie pracowali, byli uczynni, wykazywali się własną inicjatywą, rozwiązywali wszelkie problemy, pomagali sobie wzajemnie. Kochali zwierzęta i otaczającą ich przyrodę. A jednak nie było w nich radości, w niej też. Jacurem targały emocje. Nie wiedział co powinien zrobić, jak zareagować. Odszedł od niej natychmiast. Chciał być sam. Musiał pomyśleć. Poszedł do domu. Położył się i zasnął. Śnił. Ale tym razem nie było białego pokoju. Było miasto, opustoszałe, ale znajome. Warszawa. Chodził jego ulicami, a wokół stali tymczasowi, obserwując go. W ich oczach nie było życia. Byli jak lustra.
Na dachu najwyższego wieżowca czekał Kryształ.
– Masz władzę – przemówił. – Użyj jej.
– Po co dajecie mi moc, jeśli nie mogę nikomu ufać? Nawet sobie?
– Właśnie dlatego.
Jacur przebudził się zlany potem.
Siedział samotnie przy ognisku. W ręce trzymał kawałek ciemnego, błyszczącego kamienia. Fragment Kryształu.
Czuł ciężar. Ciężar decyzji.
Zza drzew wyłoniła się Kaśka.
– On mówił, że masz moc. Że możesz nam dać życie dłuższe i tymczasowym także. Czy wiesz jak długo…Na jak długo mamy zaplanowane życie? Nasza ósemka
– …
- Jacur – odpowiedz
- Możecie być spokojni.
- Jeżeli będziemy ci posłuszni
- Jeżeli będziecie dobrymi ludźmi.
- Dobrymi? Co to znaczy?
- Kaśka!!! Do cholery! Nie udawaj, że nie rozumiesz. Ci wszyscy… Cała populacja… Złodzieje żądni władzy, bandyci, oszuści, pedofile, alkoholicy, krętacze…Mam wymieniać dalej
- Nie wszyscy tacy byli
- Wszyscy. Każdy człowiek miał coś na sumieniu i wiesz to doskonale. Bo nawet jak był uczciwy i nic złego nie zrobił to tolerował i pozwalał na złe czyny
– A co z tobą?
Jacur spojrzał w płomienie. Na chwilę znów usłyszał głos Kryształu – cichy, prawie szept:
– Nie jesteś już człowiekiem, Jacur. Ale możesz nim pozostać... jeśli zechcesz.
Jacur podszedł do Kaśki.
- Ja zostałem wybrany. Nie wiem z jakiego powodu, ale ktoś, kto stoi ponad tym wszystkim zdecydował o tym. A wy macie mi pomagać. Wspólnie musimy odbudować ludzkość. Tym razem ludzie mają być dobrzy. Będę bacznie im się przyglądał i w zależności od ich zachowania podejmę decyzje kiedy i o ile przedłużyć im życie. I oby nie okazało się, że będę zmuszony do jego skracania. Nie będę tolerował najmniejszych przejawów zła. Tylko miłość, uczciwość, współczucie i dobroć. Rozumiesz?
- Tak. Rozumiem
Na początku, wraz z ósemką ocalałych, Jacur założył siedem skupisk – jedno w każdym większym regionie Ziemi, z centralnym punktem w miejscu, które nazwali Źródłem. Tam, gdzie niegdyś istniał Czarny Kryształ, powstała nowa struktura – Przestrzeń Decyzji, półmaterialna, zawieszona między światem materii a tym, co duchowe. Tam Jacur udawał się raz na miesiąc, aby wsłuchać się w echo istnienia, jakie pozostawiali po sobie tymczasowi.
Ósemka miała swoje zadania – nie byli jego podwładnymi, lecz strażnikami równowagi. Kaśka dbała o sumienie i przewodnictwo moralne. Artur dbał o rolnictwo, zwierzęta, i wszelkie inne stworzenie. Obserwował jak tymczasowi traktują inne istoty. Teresa dbała o środowisko naturalne, morza, oceany, rzeki, jeziora i góry. Lucyna była opiekunem dzieci. Dalia dbała obserwowała wszelkie zachowania wynikające z różnych uczuć. Judyta dbała o technikę, inżynierię budownictwo i rozwój techniczny. Darek zajmował się zdrowiem. Natalia historią. I Stary Rafał – milczący, ale mądry. To on czasem przypominał Jacurowi, że nawet Bóg musi się uczyć pokory.
Tymczasowi zaczęli pojawiać się coraz częściej. Niektórzy zostawali tylko kilka dni – inni pełne jedenaście. Jacur obserwował ich, rozmawiał, analizował ich reakcjie. Szybko zrozumiał, że każdy z nich w mniejszym lub większym stopniu reprezentuje konkretną cechę człowieczeństwa: miłość, szczerość, lęk, lojalność, nadzieję, współczucie.
Na razie wszystko było próbą. Po trzech miesiącach Jacur dokonał pierwszego przedłużenia. Dziewczynie imieniem Róża, która była cicha, skromna, pomocna każdemu, kto potrzebował wsparcia. Uczestniczyła w odbudowie studni, opatrywała rany, rozdzielała jedzenie sprawiedliwie. Jej życie zostało przedłużone o pięć lat.
Ale nie zawsze decyzje były łatwe. Mężczyzna zwany Mietek – silny, charyzmatyczny, budował, dowodził, inspirował. A jednak przyłapano go, jak raz uderzył innego, słabszego, tylko dlatego, że chciał wziąć ostatni kawałek chleba.
Jacur stanął nad nim z fragmentem Kryształu w dłoni. Mietek wiedział, co to oznacza.
– Naprawdę? Za jeden błąd?
Jacur milczał długo. Potem powiedział:
– Jeden błąd rodzi drugi. Ty wiesz, że jesteś przykładem. Ludzie cię naśladują. Co by było, gdyby to zostało niezauważone?
Mietek nie odpowiedział. Trzy dni później zniknął. Wraz z nim – cały mały obóz, który podjudzał do większej niezależności.
To była pierwsza redukcja.
Z czasem tymczasowi zaczęli się zmieniać. Ich zachowania ewoluowały. Niektórzy zaczęli budować więzi – powoli, jakby z trudem. Nie wszyscy do końca rozumieli emocje, ale zaczynali je... czuć. Miłość? Tęsknota? Niektórym Jacur pozwalał zostać dłużej. Nawet do dziesięciu czy dwudziestu latlat.
Ci, którzy żyli dłużej, zaczęli uczyć młodszych. Powstały pierwsze szkoły – nie takie jak dawniej. Bez ocen. Bez rywalizacji. Uczono moralności, współczucia, zrozumienia historii, obserwacji natury, intuicji, telepatii.
Jacur odwiedzał każdą kolonię. Patrzył. Rozmawiał. Analizował. Czasem tylko milczał, obecny.
Ale Jacur sam się zmieniał. Czuł, że jego ludzka część oddala się, a boska rośnie. To, czego się bał. Stał się bardziej spokojny, bardziej przenikliwy – ale mniej ludzki.
W snach znów widział Kryształ.
– Jesteś na granicy – mówił głos.
– Granicy czego?
– Tego, kim jesteś. I kim się stajesz.
Wtedy pojawiła się Kaśka. Zaniepokojona.
– Jacur, zauważyłam… przestajesz z nami rozmawiać. Trzymasz się z dala. Czy ty jeszcze czujesz?
Spojrzał na nią. Uświadomił sobie, że po raz pierwszy od miesięcy... nie przytulił nikogo. Nie płakał. Nie śmiał się.
– Nie wiem – powiedział.
– Nie możesz być tylko oceną. Bóg, który nie czuje, nie tworzy miłości. Tylko budzi strach nie jest dobry.
Słowa Kaśki zabolały go. Ale otworzyły w nim coś, co zamknął. Od tej pory raz w tygodniu gromadził ósemkę wokół ognia i słuchał ich. Tylko słuchał. I z czasem zaczął znów czuć. Nie był już tylko Sędzią. Stał się Ojcem. Zaczął przedłużać życie o wiele więcej lat. Nie było już tymczasowych. Ludzie dożywali 90, a nawet 120 lat
Zaczęły rodzic się pierwsze dzieci. Prawdziwe dzieci – nie tymczasowi, lecz zrodzeni z nich i przedłużonych. Były inne. Czyste, ale... głęboko ludzkie. Z emocjami z nieprzewidywalnością.
To właśnie dzieciom Jacur poświęcił kolejny wiek swojego życia.
Nie tworzył praw, ale wartości. Nie ustanawiał kar, lecz wskazania. Dzieci dorastały w świecie bez kłamstwa, bez religii, bez władzy, ale z odpowiedzialnością.
Świat się odradzał. Kaśka, 288-letnia kobieta z siwymi włosami, powiedziała mu któregoś dnia:
– Udało się. Nie idealnie, ale... naprawdę. Czuję, że to są ludzie. Ale dużo lepsi. I są dobrzy.
Jacur spojrzał na niebo. Pojawiła się tam znajoma poświata – jak wtedy, w ciemności.
Głos Kryształu wrócił, cichy, ale dumny.
– Eksperyment zakończony.
– Co to znaczy?
– Nowa ludzkość powstała. Nie potrzebujesz już naszej obecności.
– A ja?
– Jesteś wolny.
Po raz pierwszy od początku – Jacur poczuł ulgę. Łzy spłynęły mu po policzkach. Nie z bólu, nie ze strachu, ale z wdzięczności.
Jacur odszedł po 480 latach w spokoju, pod drzewem, które sam zasadził. Dzieci – teraz już dorośli, wychowani w nowym świecie – nazwali go Ojcem Ziemi
Nie zostawił pomnika. Tylko ślad w sercach.
A Czarny Kryształ? Nigdy więcej się nie pojawił.
Nie musiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz