Parasol
Nie wiedział, skąd się wziął. Leżał na ławce w parku, ciężki, czarny, z zakrzywioną rączką wykonaną z czegoś, co przypominało drewno, ale było zimne jak metal. Nikt nie siadał na tej ławce. Nawet gołębie trzymały się od niej z daleka. A jednak parasol leżał tam dzień po dniu, nietknięty przez deszcz, wiatr czy czas. Nikt tego parasola nie widział. Któregoś dnia obok ławki przechodził Marek. Spojrzał i zauważył go, zupełnie przypadkowo. Przeszedł obok zerkając z zaciekawieniem. Był już spóźniony, garnitur przemókł mu, a prezentacja w firmie czekała. Pomimo tego zawrócił. Usiadł na chwilę, aby złapać oddech. I wtedy przyjrzał mu się uważnie. Parasol nie był typowym zgubionym przedmiotem. Miał w sobie coś... obecnego. Jakby czekał. Gdy Marek dotknął rączki, przeszył go dziwny impuls, coś jak wspomnienie, ale nie jego. Miasto z innej epoki, ludzie w maskach, niebo pokryte siatką. Po chwili parasol otworzył się sam. Deszcz przestał padać. W ogóle. Krople wody zatrzymywały się w powietrzu, jakby parasol rozciągał wokół siebie niewidzialną kopułę. Marek zabrał parasol i przeszedł kilka kroków. Deszcz w dalszym ciągu omijał go, dalej nie dotykał ani jego, ani ziemi. Mógł iść przez kałuże, a one nie poruszały się pod jego butami. Czas tam nie działał. Zastanowiło go to i zaczął eksperymentować. W zależności gdzie umieszczał parasol zmieniało się otoczenie i rzeczywistość. Jak rzucił portfel pod parasol to zatrzymał się w powietrzu. Gdy zapalił zapałkę, płomień trwał — nie gasł, ale i nie spalał drewna. Czas pod parasolem był inny. Marek Był zafascynowany tym parasolem.
Przez kolejne dni nie chodził już do pracy. Zaczął nosić parasol ze sobą wszędzie nawet w słoneczne i pogodne dni chociaż ludzie patrzyli na niego dziwnie. Zauważył, że pod parasolem nic się nie starzeje. Dowiedział się o tym przez przypadek. Któregoś dnia przyniósł ze sklepu zakupy i zapomniał je zabrać spod parasola. Były tam przez kilka godzin. Kiedy je w końcu rozpakował ze zdumieniem stwierdził, że pomimo iż w mieszkaniu było bardzo ciepło warzywa nie zwiędły, a delikatne mięso z przepiórek zachowało swoją świeżość i zapach.
W końcu postanowił spróbować czegoś innego. Miał starego schorowanego chomika, który od kilku dni prawie nie poruszał się i lada dzień mógł zakończyć żywota. Umieścił go pod parasolem i pozostawił na noc. Kiedy rankiem podszedł do klatki z chomikiem stwierdził z zadowoleniem, że ten zachowywał się zupełnie inaczej. Jak by mu ubyło lat. Biegał, podskakiwał i wyglądał na zupełnie zdrowego.
Potem pod parasol położył stary zegar kominkowy, który wielokrotnie oddawał do naprawy lecz zegarmistrzowie bezskutecznie rozkładali ręce. Twierdzili, że nie da się go naprawić gdyż jest bardzo stary i nie ma już do niego odpowiednich części. Po wyjęciu spod parasola zegar chodził. Wybijał godziny i kwadranse jak nowy. Marek postanowił, że sam wejdzie pod parasol i zobaczy co się stanie. Okazało się, że parasol zatrzymywał czas. Siadając pod parasol o godz. 18.00 zasnął i obudził się o 23.13, a kiedy wyszedł spod parasola okazało się, że minęła zaledwie minuta.
Od tego momentu Marek zaczął patrzeć na świat zupełnie inaczej. W jego głowie zrodziła się obsesja. Zaczął zadawać sonie pytania. Jeśli czas pod parasolem nie płynął… czy mógł się tam ukryć na wieczność? Czy mógł przeczekać śmierć? Wojnę? Katastrofę klimatyczną? Czy mógł żyć bez końca, wiecznie młody, schowany w cieniu tego dziwnego, tajemniczego przedmiotu?
Zaczął spać pod nim. Jeść pod nim. W końcu przestał w ogóle wychodzić gdziekolwiek.
Na zewnątrz życie mijało, a pod parasolem — trwało.
Pewnego dnia, gdy w końcu wyszedł na chwilę, zauważył, że wszystko się zmieniło. Park zarósł. Budynków nie było. Niebo miało inny odcień. Z oddali słychać było tylko wiatr.
Nie było ludzi.
Nie było miasta.
Minęły setki lat.
Spojrzał na parasol. Stał niezmieniony. Lśniący, czarny, masywny.
Zrozumiał wtedy, że nie był pierwszy. I że nie będzie ostatni.
Parasol wciąż czekał.
Okazało się, że parasol nie był dziełem człowieka. Na pewno nie do końca. Ludzkość kiedyś znalazła jego szczątki — artefakt porzucony przez obcych w czasach, gdy jeszcze obserwowali Ziemię. Myślano, że to urządzenie ochronne, może broń. Ale to był mechanizm czasowy, zminiaturyzowana kapsuła trwania.
Ludzkość użyła go raz. Nieświadomie. Został zgubiony, porzucony, aż Marek go odnalazł.
Ale teraz wrócił.
Istoty — jak się dowiedział były potomkami ludzi i czegoś jeszcze. Ewolucja była prowadzona pod nadzorem sztucznej inteligencji, która przetrwała upadek cywilizacji. Świat trwał, ale bez emocji, bez ryzyka, bez czasu w ludzkim rozumieniu.
Dlatego zainteresował ich Marek.
Człowiek z przeszłości.
– Możesz otworzyć przestrzeń z powrotem. Wprowadzić chaos. Odmrozić stare. Ale cena będzie wysoka. – usłyszał pewnego wieczora
– Jak wysoka?
– Ludzkość wróci. Ze wszystkimi swoimi błędami, arogancją i głupotą
Marek usiadł. Spojrzał na czarne druty parasola. Na rączkę, którą trzymał tyle razy. Zrozumiał. To nie był tylko przedmiot. To była decyzja.
Mógł pozwolić światu trwać — bez ludzi, bez uczuć, bez historii.
Albo mógł otworzyć parasol jeszcze raz. Wziął głęboki oddech.
— Jeśli to ma być koniec, niech przynajmniej będzie...
Marek otworzył parasol, niebo pociemniało, ziemia zadrżała, a potem rozjaśniło się porannym słońcem. Drzewa znów oddychały. Powietrze pachniało jak wiosną
Leżał na ławce. Garnitur miał suchy, a w ręku aktówkę. Spojrzał na zegarek — miał jeszcze czas na prezentację. Obok niego, na ławce, leżał czarny parasol. Spojrzał na niego z ciekawością. Potem wstał. I ruszył do pracy.
Pętla się zamknęła. Czas zatoczył koło, a parasol znów czeka na nowego wybrańca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz