21 lipca 2025

Zębiska

 

Zębiska

Michał rozglądał się nerwowo, jakby cień czaił się tuż za jego plecami. Poprawił przekrzywiony kask i splunął w ciemność, która zdawała się pochłaniać każdy dźwięk. Szyb windy zadrżał nagle, gdy maszyna ruszyła w dół, jęcząc metalicznym skowytem. Obok niego stał Tomek — z oczami utkwionymi gdzieś poza rzeczywistością, bezustannie tuptał nogą i obgryzał paznokcie, jakby w nadziei, że ból uciszy narastający lęk.

– Coś cię ugryzło w nocy? – zapytał Michał, zerkając na przyjaciela.

– Śniło mi się coś… dziwnego. Że z szybu wyszło… coś… Zresztą nie ważne.

– Ty przestań oglądać te seriale o potworach, a lepiej skup się na robocie. Dzisiaj schodzimy na poziom 1030. Tam, gdzie na  przodku był zawał.

Winda zatrzymała się z jękiem. Para robotników ruszyła korytarzem. Światła na kaskach odbijały się od mokrych ścian, migocząc jak oczy zwierząt w ciemności.

Na poziomie 1030 było cicho. Zbyt cicho. Sprzęt ratowniczy leżał w bezładzie, a powietrze było zbyt ciepłe, zbyt… gęste.

– Michał… coś tu śmierdzi – mruknął Tomek.

– Siarka. Pewnie przebili się przez stary pokład. Ale patrz, to… – Michał zamarł.

Przed nimi był tunel, którego nie powinno być. Mapa nie wykazywała żadnego chodnika w tym miejscu. A jednak był– ciemny, mokry korytarz ciągnął się w głąb jak gardło bestii.

– Nie idziemy tam. Zgłośmy to. – Tomek już odwracał się w stronę interkomu, ale wtedy ziemia zadrżała.

Z mroku dobiegł dźwięk. Nie był to gruz ani woda. Brzmiał jak… mlaskanie. I oddech. Ciężki, świszczący oddech.

Michał powoli sięgnął po latarkę z plecaka i skierował snop światła w tunel.

Z mroku wyłoniły się… zęby. Ogromne, postrzępione, stalowo-szare. Za nimi migotało coś jak oczy – nieparzyste, rozmieszczone chaotycznie.

Potwór nie przypominał niczego znanego biologii. Wyglądał, jakby ktoś sklecił go z kamienia, metalu i… czegoś żywego. Zębiska wgryzały się w skałę, żując ją z odrazą.

Tomek krzyknął i rzucił się do ucieczki. Michał, zamiast biec, wyjął telefon i zrobił zdjęcie. "Jeśli zginę – niech ktoś wie", powiedział.

Gdy w końcu udało im się dotrzeć do windy i wyjechać na powierzchnię, byli cali mokrzy, przesiąknięci pyłem i strachem. Na centrali czekała Teresa – główna inżynier ds. bezpieczeństwa.

– Co się tam stało? Systemy odnotowały serię niewielkich tąpnięć.

– Teresa… tam coś jest. W szybie. Potwór. Zębiska. Jak maszyna, ale żywa. – Michał wyrzucił z siebie, wręczając jej telefon.

Teresa spojrzała na ekran. Jej twarz zbladła. – To… niemożliwe.

– Co? Znasz to?

– Nie. Ale to nie pierwszy raz. W 1983 roku w  Katowicach na kopalni w Szybie „Anna 7 zgłoszono podobny incydent. Oficjalnie to było silne  tąpnięcie. Nieoficjalnie zaginęło wtedy dziesięciu górników i 15 ratowników. Ciał nigdy nie odnaleziono.

Zapanowała cisza. Tylko wiatr świszczał przez kratki wentylacyjne.

– Musimy to zamknąć. Zalać szyb betonem – powiedziała stanowczo Teresa.

– To nie wystarczy. Jeśli ono się porusza, może przebić się gdziekolwiek. Może być już w innym miejscu – dodał Michał.

Teresa spojrzała na nich zastanawiając się co zrobić.

– W takim razie nie mamy wyjścia. Musimy zejść tam jeszcze raz. Tym razem z ładunkami i dronem i dokładnie wszystko sprawdzić oraz ustalić z czym mamy do czynienia

- My? Może trzeba powiadomić jakieś służby

- Służby? I co im powiesz, że w kopalni grasuje potwór.

- A zdjęcie?

- No właśnie. Mało co tu widać. Trzeba zrobić bardziej wyraźne jeżeli mamy kogokolwiek prosić o pomoc.

- Rób jak chcesz. Ja tam nie wejdę. Mnie życie jest miłe.

- A ja pójdę. Takie rzeczy nie zdarzają się na co dzień. Tylko przydał by się aparat z lampą błyskową. Zadzwonię do syna i za dziesięć minut będę miał Nikona

- Ok. Tyle możemy poczekać

- Róbcie jak chcecie, ale ja was ostrzegam. To nie jest bezpieczne.

Kiedy Tomek i Teresa zjechali  do szybu 1030 potwora już nie było. Ale tunel… pogłębił się. Teraz był jak spiralna rura prowadząca prosto w otchłań. Dron wysłany w dół nagle zamilkł zaledwie po pokonaniu odległości  92 metrów. Teresa wpatrywała się w ekran sterujący dronem. Ostatni obraz jaki zobaczyła to fragment ściany, która wydawała się pulsować po czym  wszystko nagle zniknęło, jakby coś przecięło sygnał. Albo... przecięło samego drona.

– Przeleciał 92 metry. Potem ciemność. To jakby coś go... wchłonęło – powiedziała cicho.

– Może zakłócenia? Pole magnetyczne? – próbował kombinować Tomek, ale nawet on sam nie wierzył w to, co mówił.

Teresa nie odpowiedziała. Zbliżyła się do krawędzi tunelu, po czym kucnęła i przyłożyła dłoń do ziemi. Po chwili cofnęła ją gwałtownie, jakby się poparzyła.

– To żyje – wyszeptała.

– Co?

– Tunel. On nie jest wydrążony. To nie chodnik. To... przewód pokarmowy.

Tomek zbladł. – Chcesz powiedzieć, że my… jesteśmy wewnątrz czegoś?

Teresa skinęła głową.

 – Albo na jego krawędzi. I to… To jest pułapka. To… On chce nas pożreć.

Z dołu dobiegł kolejny dźwięk. Już nie mlaskanie, ale coś jak jęk zardzewiałej blachy zmieszany z bulgotaniem. Nagle z głębi tunelu buchnął powiew ciepłego, wilgotnego powietrza. Światła ich kasków zaczęły migać.

– Uciekamy – krzyknęła z przerażeniem Teresa. – Teraz.

Gdy ruszyli w stronę windy, ziemia znów się zadrgała – tym razem mocniej. Ze ścian zaczęły odpadać kawałki skał, a powietrze gęstniało od pyłu.

Winda... zniknęła. Szyb był pusty. Lina wisiała zerwana, a stalowa kabina roztrzaskana na dnie.

– Nie… nie mamy jak wrócić – jęknął Tomek.

– Jest jeszcze awaryjny szyb wentylacyjny – powiedziała Teresa, sięgając do mapy cyfrowej. – Ale musimy przejść przez ten tunel.

– Przez tamto coś?!

– Obok, musimy się przecisnąć. Albo to.. albo … albo tu zginiemy.

Z niechęcią, ale i brakiem alternatywy, ruszyli z powrotem w stronę spiralnego przejścia. Po kilku metrach czuli, jak podłoże delikatnie się porusza – jakby stąpali po cienkiej warstwie kamienia na czymś, co oddychało.

Teresa spojrzała w obiektyw Nikona.

– Chociaż udokumentujmy, co się da.

Zrobiła kilka zdjęć, ale przy trzecim błysku lampy... ściana obok nich otworzyła się. Nie w sensie fizycznym – raczej tak, jakby ktoś wyjął fragment rzeczywistości i odsłonił drugą warstwę. Wnętrze pełne oczu. I zębów.

Niektóre oczy patrzyły w różnych kierunkach, ale kilka skupiło się dokładnie na nich.

– Biegnij! – wrzasnęła Teresa, pociągając Tomka za sobą.

Biegli na oślep. Korytarz skręcał, falował, a ściany zdawały się zmieniać  jakby żyły i reagowały na ich obecność.

W końcu zobaczyli światło – nie to z kasków, ale naturalne, chłodne, sine światło. Szyb wentylacyjny. Teresa chwyciła za drabinę, zaczęła wspinać się jako pierwsza. Tomek tuż za nią.

Ale wtedy coś szarpnęło go za nogę.

Zębiska. Długie, cienkie jak palce, ale ostre. Wyrastały prosto z podłoża.

Tomek wrzasnął.

Teresa zawróciła i mocno uderzyła kilofem. Trafiła w jeden ząb. Usłyszeli metaliczny, wysoki jęk po czym zęby cofnęły się. To wystarczyło, aby pobiegli dalej. Po kilkunastu minutach wydostali się na powierzchnię, brudni, poranieni, ale żywi.

Tydzień później szyb został oficjalnie "zamknięty z powodów geologicznych". Nakazano im o wszystkim zapomnieć. Teresa milczała. Michał zniknął – rzekomo był na urlopie zdrowotnym. Nikt z wyższych szczebli nie chciał niczego wyjaśniać. A Nikon?

Nikon gdzieś zniknął, a zdjęcia były… zamazane, poruszone i w ogóle do niczego. Prawie wszystkie. Jakby światło błysku nie mogło uchwycić tego, co naprawdę się tam znajdowało.

Tylko jedno zdjęcie wyszło wyraźnie. Widoczny był na nim fragment tunelu. Ale nie był to zwykły fragment. Po dokładnym przyjrzeniu się Teresa zauważyła coś, co wcześniej umknęło jej uwadze. W strukturze ściany – między warstwami niby-skał i organicznych fałd – widniało coś, co wyglądało jak… litery. Nie od razu dało się je odczytać. Były częściowo zatarte, jakby same próbowały się ukryć. Dopiero po godzinach manipulowania kontrastem i naświetleniem, komputerowy algorytm wyodrębnił napis.

Przejście aktywne. moduł 039B uruchomiony. Obserwacja trwa.”

Teresa wstrzymała oddech. To nie był język bestii. To był język człowieka. Maszynowy, techniczny, chłodny. Ktoś – lub coś – nadzorowało ten tunel. Nie był to przypadkowy potwór. To było… eksperymentalne środowisko. Twór celowo ukryty pod powierzchnią ziemi. Biologiczno-mechaniczna forma, której celem było testowanie… ale czego?

Zadzwoniła do Michała, ale jego numer już nie istniał. Pojechała do jego mieszkania. Okazało się, że jest  puste. Jakby nigdy nie istniał. W bazie górniczej zniknęły wszystkie jego dane. Zdjęcie z systemu personalnego było zastąpione napisem:

„Użytkownik nieznany. Błąd 404. Dane usunięte.”

Kilka dni później, Teresa obudziła się w nocy. Światło na klatce schodowej migało. Nie mogła już zasnąć. Odpaliła komputer. W jej skrzynce mailowej pojawiła się wiadomość z nieznanego adresu. W załączniku znajdował się jeden plik. Zdjęcie, które przedstawiało ten sam tunel. Tylko teraz był otwarty szerzej. W środku stał  Michał. Był spokojny, ubrany w nowy, czysty kombinezon. Obok niego coś, co przypominało… drugi egzemplarz Michała. Jego lustrzane odbicie. Ruchome. Uśmiechające się.

A pod zdjęciem podpis: „moduł 040B gotowy. Teraz ty.”

Światło zgasło. Ktoś zapukał do drzwi.

Zębiska  już czekały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ogień w starym kominie

  Ogień w starym kominie W starym kominie ogień głośno huczy Zimą stary piec rozgrzewa nas przyjemnie W dzień i w nocy ogień w nim p...