24 czerwca 2025

Miasto we mgle

 

Miasto we Mgle

Kiedy Marek po raz pierwszy zobaczył wzgórze pokryte gęstą, mleczną mgłą, poczuł dziwne ukłucie w piersi. Nie było to uczucie strachu, raczej coś w rodzaju szeptu — wewnętrznego głosu, który mówił: „Idź dalej”. Nikt z mieszkańców pobliskiego miasteczka nie wchodził na to wzgórze. Mówiono, że tam giną wspomnienia, a ludzie wracają inni… o ile w ogóle wracają. Ale Marek nie mógł przestać myśleć o tym miejscu. Co noc śnił o czarnym mieście w sercu mgły, o istotach bez twarzy, które przekazywały mu wiadomości nie w słowach, ale w myślach. Symbole, znaki i wizje nawiedzały jego sny — zbyt wyraźne, by je zignorować, zbyt zagadkowe, by je zrozumieć.

Pewnego poranka, zanim jeszcze słońce na dobre wzeszło, wyruszył. W milczeniu, bez pożegnania. Gdy wszedł w mgłę, poczuł, jak otacza go coś…coś niesamowitego — nie powietrze, nie wilgoć — lecz obecność. Jego kroki stawały się coraz cięższe, jakby ziemia próbowała go zatrzymać, ale mimo to szedł dalej. Wkrótce wyłoniły się ruiny. Kamienne łuki pokryte runami, których nigdy wcześniej nie widział, lecz które wydawały się znajome. W samym sercu ruin było jezioro — gładkie jak lustro, bez dna. Pochylił się nad wodą i ujrzał… siebie. Ale nie był to on. Miał te same oczy, lecz ich spojrzenie znało rzeczy, których Marek nie mógł pojąć. W tej chwili zrozumiał: tajemnica, której szukał, była częścią niego od zawsze. Była w jego duszy, ukryta, czekająca. Za jego plecami rozległ się szept — głos kobiety, może dziecka, może kogoś innego. Odwrócił się. Mgła zawirowała, a z niej wyłoniła się postać — istota upleciona z cieni, o oczach jak otchłań. Nie mówiła, lecz Marek słyszał jej myśli. „Znalazłeś nas. Ale nie jesteś gotów. Jeszcze nie.”

Zanim zdążył zapytać, kogo znalazł wszystko zniknęło. Obudził się w swoim łóżku. Spocony, roztrzęsiony… i pewny, że to nie był sen.

Od tego dnia zmienił się. Stał się małomówny, bardziej uważny, przestał śmiać się tak jak dawniej. Ale czasami, gdy mgła znów spowijała wzgórze, znikał na kilka godzin.

I choć nikt nie wiedział  gdzie wtedy bywał, Marek wiedział jedno: niektóre tajemnice istnieją po to, aby je odczuwać, nie rozumieć. I chociaż mogą one prowadzić do miejsc, do których nie powinno się chodzić — czasami właśnie tam kryje się prawda o nas samych.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

W labiryncie myśli

  W labiryncie myśli Nie rozumiem jej wyrazu twarzy, grymasu dziwnego Kiedy patrzy przez okno gdzieś w dal Jakby nagle odpłynęła w z...