30 czerwca 2025

Rogi których nie było

 

Rogi, których nie było

W życiu zdarzają się momenty, które trudno racjonalnie wytłumaczyć. Chwile, w których coś  dziwnego może się przydarzyć. Może to być przypadek, a może coś większego, co nagle zmienia bieg zdarzeń, jakby chciało powiedzieć: "Jeszcze nie teraz." Niektóre z tych sytuacji pamiętamy przez całe życie, bo zostawiają w nas niepokój albo zdumienie.

Mnie wielokrotnie takie chwile spotkały. Czasem ocierały się o granicę życia i śmierci. Czasem dotyczyły mnie bezpośrednio, a czasem  jak ta, którą opiszę poniżej  kogoś bardzo mi bliskiego.

To historia sprzed wielu lat, z czasów dzieciństwa na wsi. I chociaż byłem wtedy tylko dzieckiem, pamiętam ją tak, jakby wydarzyła się wczoraj. Może dlatego, że do dziś nie potrafię jej do końca zrozumieć. A może rozumiem ją aż za bardzo.

Miałem wtedy osiem lat, moja siostra zaledwie sześć. Mieszkaliśmy na wsi – tam, gdzie wszystko było proste, ale życie miało własne reguły. Tam, gdzie niektóre rzeczy się po prostu działy, ale nikt nie szukał dla nich racjonalnych wyjaśnień.

To był zwykły dzień późnego lata. Wracaliśmy z pola, zmęczeni i umorusani kurzem. Dorośli prowadzili dwie krowy — duże, silne zwierzęta, z takim spokojnym, ale nieprzewidywalnym spojrzeniem. Szliśmy tuż za nimi, razem z moją siostrą. Śmiała się z czegoś, chyba z tego, że jedna z krów co chwilę próbowała pożerać liście z przydrożnych krzaków. A potem stało się coś, co do dziś wydaje mi się jak sen, a może nawet coś więcej.

Jedna z krów, ta z wielkimi, ostrymi rogami, nagle się zatrzymała. Schyliła głowę nisko zbyt nisko. I zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wzięła ja na te rogi jednym gwałtownym ruchem wyrzuciła moją siostrę w powietrze. Dosłownie. Poleciała wysoko, na trzy, może nawet pięć metrów. Leciała jak szmaciana lalka, a potem spadła z łoskotem kilka metrów dalej, tuż obok drogi.

Zamarłem. Wszystko we mnie zamarło.

Ktoś, chyba wujek  podbiegł, wziął ją na ręce i zaniósł do domu. Ja sam nie wiedziałem, czy siostra była przytomna, czy nie. Czułem tylko lodowaty strach, jakiego wcześniej nie znałem. W mojej głowie powtarzały się obrazy ostrych rogów i drobnego ciała lecącego w górę.

W domu mama obejrzała ją dokładnie. I... nic. Ledwie widoczny ślad na plecach. Żadnej rany, żadnej krwi. Żadnych połamanych kości. A następnego dnia  jakby nic się nie stało. Żadnego siniaka, żadnej skargi na ból.

Dorośli wzruszyli ramionami i z obojętnością stwierdzili, że krowa widocznie nic jej nie zrobiła. A ja? Ja patrzyłem na siostrę, jakby wróciła z innego świata. I do dziś nie potrafię tego pojąć.

Rogi były prawdziwe. Krowa była prawdziwa. Lot był prawdziwy. Całe to zdarzenie było prawdziwe.

Ale obrażeń nie było.

Czasem myślę, że coś ją wtedy ochroniło, jak mnie wielokrotnie.  Coś, czego nie da się zobaczyć, zmierzyć ani nazwać. Może to był przypadek. Może miała szczęście. A może każdy z nas ma w życiu moment, w którym ktoś lub coś   kładzie między nami, a śmiercią niewidzialną dłoń.

Nie wiem. I chyba nie muszę wiedzieć.

Wiem tylko, że tego dnia moja siostra zgodnie z wszelkimi znanymi mi prawidłami powinna była zginąć.

Ale nie zginęła.

Czas mijał. Dorastaliśmy. Życie na wsi nie było łatwe. Choć byliśmy wtedy zżyci, trzymaliśmy się razem. Pamiętam, że tamto dziwne zdarzenie z krową jeszcze bardziej nas połączyło. Z czasem wszystko jednak się zmieniło.

Dziś nie utrzymujemy kontaktu. Od kilkunastu lat każde z nas idzie własną drogą. Wiem, gdzie mieszka, ale nie mamy już ze sobą nic wspólnego. Tak po prostu się ułożyło. Życie robi swoje. Nie mam żalu, nie mam też potrzeby wracania do tego, co było.

Czasem tylko, kiedy przypomnę sobie tamten dzień,  lot mojej siostry w powietrzu, brak choćby najmniejszego śladu po tym wszystkim  to uświadamiam sobie, że niektóre rzeczy po prostu nie dają się wytłumaczyć. I może nie trzeba ich tłumaczyć. Może są po to, żeby pamiętać… Żeby zapamiętać  że życie wcale nie jest takie jak wielu się wydaje.  I że zawsze trzeba mieć wiarę bo wtedy wydarzyło się coś, co graniczyło z cudem.

A reszta... no cóż...Reszta pewnie też nie jest dziełem przypadku

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez Twarzy

  Bez Twarzy Była wysoka, potężna jak marmurowy posąg, a każdy jej ruch przypominał precyzyjnie zaprogramowaną choreografię. Długie, blo...