05 czerwca 2025

Śmierć nadeszła niespodziewanie

 

Śmierć nadeszła niespodziewanie

- Wyjeżdżam!!!

- Kasia…

- Co? Kasia.

- Wyjeżdżam i koniec Jesteś kretyn i nieudacznik

- Ale Kasia… Tomek… Przecież on ma dopiero 12 lat

- Co? Tomek. Jest taki sam nieudacznik jak i ty. Nie będę sobie przez was życia marnowała

Wyjeżdżam! To już postanowione. Zresztą Roman już kupił bilety. Jutro o tej porze będę spacerować po Dreźnie

Ze smutkiem popatrzyłem na Kasię i wyszedłem z mieszkania. Musiałem sobie to wszystko jeszcze raz przemyśleć. Nie wierzyłem, że uda mi się cokolwiek wskórać ale nadal miałem nadzieję, że Kasia jednak zmieni zdanie.  O tym, że żona mnie zdradza z Romanem wiedziałem już od dawna. Nawet nie próbowałem nic z tym robić bo i tak niewiele by to  dało. Kasia zawsze robiła co chciała. Byłem zły na siebie, że zawsze najważniejsza dla mnie była tylko praca i spełnianie jej zachcianek, a jak robiła jakieś wypady to przymykałem oko. Teraz doskonale zdałem sobie sprawę z tego, że sam sobie jestem winien. To był błąd, że dałem jej aż tyle swobody. Trzeba było…No tak … Zawsze brałem przede wszystkim pod uwagę dobro syna. Tomek kochał matkę nawet jak nie było jej w domu po kilka dni. Zresztą to chyba normalne, że syn kocha matkę. Jak on to przeżyje? Boże! Nie mogłem  zrozumieć, że Kasia na stałe wyjeżdża ze swoim kochankiem do Niemiec. Muszę mu powiedzieć. Nie będę go oszukiwał. Damy sobie radę sami. Lepiej jak ja mu powiem aniżeli jacyś wredni sąsiedzi. Z synem łączyła mnie  bardzo dobra więź i nie miałem żadnych oporów przed wyjawieniem mu prawdy, ale było mi go po prostu żal. Nie wiedziałem jak on to przyjmie. Ponadto doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Tomkowi również było przykro i źle, że  matka w tak okrutny sposób traktuje jego ojca.

Zgrzyt zamka w drzwiach wybudził  mnie z drzemki. Kurczę -  te szychty na drugą zmianę mnie  wykończą. Pomyślałem zmęczony.

- Cześć synu, co tam w szkole?

- Wszystko w porządku. A jest list od mamy?

- Nie ma, może jutro przyjdzie

- Taaa jutro. Codziennie tak mówisz. Mama chyba już zapomniała o nas. Od kiedy  wyjechała tylko raz napisała, a minęło dziewięć miesięcy.

- Tato? Dlaczego mama nie podała nam jakiegoś numeru telefonu żebyśmy mogli do niej zatelefonować

- Nie wiem synu

- A dlaczego sama do nas nie telefonuje

- Nie wiem. Może kiedyś zadzwoni. Umyj ręce zaraz podam ci obiad. Zjemy, a potem będę się szykował bo dzisiaj muszę odpracować szychtę za kolegę.

- Tato może przyjść dzisiaj do mnie Marcin?

- Kolega z klasy?

- Nie, taki z innej klasy

- A co to za Marcin?

- Nie znasz go. Może przyjść

- Dobrze. Tylko nie roznieście mi tu chałupy.

- Tato chce z tobą pogadać, ale nigdy nie masz czasu

- No to gadaj, ale szybko bo zaraz wychodzę.

- Nie.. Może jutro, ale na pewno bo to ważne. Booo…

- Dobra jutro, a teraz naprawdę muszę już iść.

- Zamknij za mną dobrze drzwi.

- Cześć tato

- Cześć synu

Męczyła mnie już ta jazda autobusem, a jeszcze bardziej rozmyślanie nad swoim marnym losem. Teraz kiedy nie ma Kasi wszystko zostało na mojej głowie. Ona przynajmniej robiła jakieś zakupy i gotowała. Dbała, aby w terminie wszystko popłacać, a przede wszystkim była w domu. Oczywiście zdarzało się, że przez noc czy dwie gdzieś zabalowała, ale jednak Tomek miał opiekę. Jak miało jej nie być  przez kilka dni to wcześniej mówiła i załatwiłem jakieś wolne lub zamianę w pracy. Zresztą to aż tak często się nie zdarzało. A teraz. No przekichane. Faktycznie nie mam nawet czasu, aby z tym dzieckiem porozmawiać. Jak wychodzę do roboty to on jeszcze śpi. Jak przychodzę to jestem zmęczony,  a do tego  muszę zrobić pranie, obiad na drugi dzień, śniadanie, kolacje. No po prostu nie daje już rady. Ciekawe, co Tomek ma za sprawę. Rozmyślałem. Może to coś ważnego, może ma jakieś kłopoty. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że tak łatwo i szybko zbyłem Tomka gdy chciał ze mną porozmawiać. Jutro na pewno poświęcę mu czas i dowiem się o co chodzi. A w sobotę lub niedziele zabiorę go do kina. Postanowiłem sobie, że tym razem na pewno dotrzymam słowa i więcej czasu spędzę z synem. Pewnie planował bym jeszcze różne niespodzianki dla syna ale zbliżał się przystanek, na którym musiałem wysiąść. Drogę do huty pokonałem w parę minut i jak zwykle jako jeden z pierwszych pracowników przystąpiłem do swojej roboty. Cały czas czułem się jednak jakoś dziwnie. Robota w ogóle mi nie szła. Myślami byłem ciągle z Tomkiem. Że też go nie wysłuchałem. Że tak szybko uciąłem rozmowę. Kurde co ze mnie za ojciec. W głowie wciąż miałem słowa,  z których wynikało, że  miał mi coś ważnego do powiedzenia. Godziny ciągnęły mi się w nieskończoność. Miałem jakieś dziwne dreszcze i nieokreślone bóle. Byłem jakiś wystraszony, nawet majster zauważył, że coś ze mną  jest nie tak bo pytał  czy wszystko u mnie w porządku. Przeczuwałem coś złego. Nie wiedziałem tylko co.

Drogę z  autobusu do domu pokonałem prawie biegiem. Na trzecie piętro wbiegłem jak młodzieniaszek, a jeszcze parę dni temu na drugim łapałem głęboki oddech. Gdy przekręcałem klucz w zamku cieszyłem się jak dziecko, że za chwilę uściskam syna. Właśnie tak. Uściskam go jak malutkie dziecko.

- Tomek. Jestem już, wróciłem Mam dla ciebie niespodziankę. Zaraz pogadamy tylko się rozbiorę. Zdjąłem buty, powiesiłem kurtkę i wszedłem do pokoju.

- O Boże! O Boże! Co tu się stało? Nagle zrobiło mi się jakoś słabo, ciemno przed oczami i straciłem przytomność. Gdy w końcu się ocknąłem strach nie pozawalał mi otworzyć oczu. To nie możliwe. Nie możliwe. Jak? Przecież. To nie możliwe. Może to sen. Tak. Na pewno śnią mi się jakieś głupoty. Jestem przepracowany. Za mało wypoczynku. Dreszcz zimna, który przeszył moje  ciało dał mi jednak jasno do zrozumienia, że to nie sen. Pomału otworzyłem oczy. Leżąc w drzwiach dużego pokoju   ujrzałem przerażający widok. Pokój był cały we krwi. Czerwone rozbryzgi były wszędzie na ścianach, na meblach, nawet na suficie. Gdy podniosłem się z podłogi zobaczyłem pomiędzy stołem, a wersalką  ciało Tomka. Miał roztrzaskaną głowę. Zmiażdżona szczęka i jego oczy  leżały w kałuży krwi obok spuchniętej dłoni z wykrzywionymi  palcami.

Zarówno Pogotowie Ratunkowe jak i Policja bardzo szybko przyjechali na miejsce zdarzenia. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że zgon Tomka nastąpił  kilka godzin wcześniej. Z rozpoznania i przesłuchań  policji już było wiadomo, że około godziny 16.00 z bloku wybiegł jakiś chłopak cały zakrwawiony. Z pewnością był to ten Marcin, o którym Tomek wspominał. Byłem przekonany, że to on zabił mi syna. Natychmiast jego imię i rysopis przekazałem Policji.  Po dwóch godzinach chłopak został zatrzymany i w obecności psychologa opowiadał przebieg zdarzenia. Marcin Jakubik, trzy lata starszy od Tomka znany Policji jako notoryczny włamywacz do altanek na ogródkach działkowych. Z dokonanych ustaleń i przesłuchania Marcina wynikało, że od jakiegoś czasu wymuszał od Tomka pieniądze. Kilkakrotnie go pobił i żądał coraz większych kwot. W ostatnim czasie groził, że jak Tomek nie da mu więcej pieniędzy to dotkliwie pobije jego ojca jak będzie wracał z pracy wieczorem. Tomek w obawie, że spełni groźby  zaproponował Marcinowi zbiór starych monet, które ojciec od wielu lat gromadził. Twierdził, że monety miały być wartościowe. Rzeczywiście w trakcie zatrzymania Marcin posiadał ze sobą album z monetami. W trakcie przesłuchania nie robiło na nim żadnego wrażenia to, że zabił kolegę. Opowiadał ze szczegółami jak wyglądały ostatnie chwile Tomka. Bez żadnej skruchy powiedział, że do Tomka przyszedł z kijem bejsbolowym bo tak do końca to nie wierzył w żadne stare monety. Gdy jednak Tomek dał mu album to kategorycznie zażądał, aby Marcin dał mu spokój. To go bardzo wkurzyło. Z całej siły  uderzył Tomka kijem w głowę, a następnie zrobił to jeszcze wiele razy. Gdy leżał już martwy na podłodze to  poszedł do kuchni i zrobił sobie kanapkę z kiełbasą. Jak zjadł to szukał pieniędzy. Znalazł w kredensie pięćdziesiąt złotych, które schował do kieszeni. Następnie wziął album i wyszedł z mieszkania. Drzwi zamknął  zabranymi kluczami z wieszaka na klucze, który wisiał przy drzwiach  w przedpokoju. Gdy wyszedł z budynku to biegiem udał się do antykwariatu sprzedać album z monetami, ale był już zamknięty. Za skradzione pieniądze kupił papierosy i zapalniczkę, a następnie łaził  bez celu po mieście do chwili gdy został zatrzymany przez Policję.

Ciągle rozpaczałem  i szukałem winnego tej tragedii. Nie mogłem sobie wybaczyć, że zbyt mało czasu poświęcałem synowi. Przestałem dbać o siebie. Większość czasu spędzałem na cmentarzu. Obwiniałem wszystkich, a najbardziej swoją żonę.

- Suka, nawet nie była na pogrzebie własnego syna – ja jej tego nie daruję.

Minęło wiele tygodni, w czasie których do żony napisałem dużo listów z prośbą o przyjazd na grób syna. Ona wysłała mi jednak tylko jedną kartkę, że może pod koniec roku przyjedzie do Polski to wejdzie na cmentarz. Wielokrotnie czytałem tę kartkę i wzbierała we mnie coraz to większa złość. Którejś nocy, gdy jak zwykle nie mogłem spać, siedziałem w kuchni i po raz nie wiadomo który przeczytałem kartkę od żony. Zamyślony patrząc przez okno  gdzieś w dal

nagle zacząłem krzyczeć

- To wszystko przez ciebie. Nigdy nie interesowałaś się ani Tomkiem, ani mną. Ciągle tylko biegałaś z dupą za facetami. To wszystko przez ciebie. Przez ciebie mój syn nie żyje. Jak tylko przyjedziesz to już ja ci przygotuje powitanie.

 Już wiedziałem co mam zrobić. W mojej głowie pojawił się plan, który wszelkimi sposobami postanowiłem zrealizować. Teraz miałem przynajmniej cel, który mnie trzymał jeszcze przy życiu. Mijały dni, tygodnie, miesiące a żona niestety nie przyjeżdżała. Minęły święta, Nowy Rok i nie przyjechała jak obiecała.  Już prawie straciłem nadzieję, ale ze swoich postanowień nie zrezygnowałem. W połowie lutego niespodziewanie zatelefonowała. Jak gdyby nigdy nic powiedziała, że za dwa dni będzie w Polsce to mnie odwiedzi. Nawet nie pytałem czy będzie sama czy z tym swoim gachem. Dla mnie to nie miało żadnego znaczenia.

Tym razem Kasia faktycznie przyjechała. Spotkaliśmy się na cmentarzu. Była sama, a ja nie pytałem czy jest z kimś. Gdy tak stała przy grobie syna zauważyłem, że nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. Nie wiem, czy to był szok, czy obojętność.  Gdy odeszliśmy od grobu bez żadnego skrępowania powiedziała, ze pojedzie ze mną do domu ponieważ musi zabrać parę swoich rzeczy. Było mi to bardzo na rękę. Nie wiedziałem bowiem jak by zareagowała gdybym ją zaprosił do mieszkania. W każdym razie ten problem miałem już z głowy. Cmentarz był niedaleko mojego mieszkania więc po kilkunastu minutach byliśmy już w domu. Drzwi zamknąłem również na dolny zamek, a klucz włożyłem do kieszeni spodni.  Przez całą drogę Kasia nic się nie odzywała. Ja też nic nie mówiłem. Gdy tylko się rozebrała zapytała czy zrobię jakąś herbatę. Nic nie mówiąc wszedłem do kuchni. Z szuflady wyjąłem przygotowany dobrze naostrzony nóż i poszedłem do pokoju.

- Przez ciebie Tomek nie żyje – zacząłem

Kasia spojrzała na mnie i zobaczyła nóż w mojej ręce

- Co jest? Po co ci ten nóż? – zapytała chyba jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego co za chwilę się stanie

- Przez ciebie nie żyje Tomek. Rozumiesz. Przez ciebie.

- Zwariowałeś. Z tobą przecież był. Jak go pilnowałeś? Schowaj nóż kretynie.

Nie mogłem… Nie było sensu w ogóle z nią rozmawiać. Nie miałem ochoty na żadną kłótnię.

Podbiegłem szybko do Kasi i mocno ugodziłem ją nożem w brzuch. Zaczęła krzyczeć  głośno i natychmiast zwinęła się w pół. Nie zważając na to bardzo głęboko podciąłem jej żyły na nadgarstkach. Kasia krzyczała i pobiegła na przedpokój. Zaczęła szarpać za klamkę drzwi wyjściowych, które jednak były zamknięte, a klucza nie miała. Zresztą to już i tak by jej nic nie dało. Patrzyłem jak uchodzi z niej krew i życie jednocześnie.

- Kochałem cię. Cały czas kochałem cię. Tomek cię kochał, a ty nas zostawiłaś. Zginął przez ciebie. Na przedpokoju było coraz więcej krwi. Krzyki Kasi stawały się coraz  cichsze. W końcu najpierw usiadła na podłodze, a po chwili przewróciła się na bok. Podszedłem do niej i usiadłem obok. Popatrzyłem jeszcze przez chwilę na nią i mocnym cięciem podciąłem sobie żyły. Najpierw jeden nadgarstek, a później drugi. Następnie wziąłem Kasię za rękę i przytuliłem się do niej. Leżałem tak i myślałem o nas, o Tomku.  Zaczęło mi się robić słabo. Poczułem, że jest mi  zimno… coraz zimniej… i zimniej…

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kamień patrzy

  Kamień patrzy Tak naprawdę to nikt nie wie, kiedy się pojawili. Może byli tu od zawsze, od czasu, kiedy Ziemia jeszcze parowała, a kon...