30 czerwca 2025

Spotkanie w Bieszczadach

 

Spotkanie w Bieszczadach

Są miejsca, które wydają się istnieć poza czasem  gdzie cisza ma swoją melodię, a przyroda mówi do człowieka językiem pradawnych instynktów. Bieszczady od zawsze miały w sobie coś mistycznego. To nie tylko góry, lasy i ścieżki, ale przestrzeń, w której człowiek staje się gościem  i musi nauczyć się słuchać, żeby zrozumieć.

Tego dnia nie planowaliśmy niczego niezwykłego. Ot, zwykły spacer, jakich wiele podczas naszych wspólnych wypraw. A jednak coś w powietrzu, w świetle, w samym rytmie kroków zapowiadało, że natura przygotowała dla nas coś więcej niż tylko widoki i śpiew ptaków.

Był ciepły, spokojny dzień, gdy razem z żoną postanowiliśmy wybrać się na spacer po bieszczadzkich szlakach. Wędrowaliśmy bez pośpiechu, ciesząc się ciszą, zapachem lasu i śpiewem ptaków. Po kilkunastu minutach podjęliśmy spontaniczną decyzję — odwiedzimy ogród miniatur. Droga nie była łatwa: ponad godzina marszu, spory odcinek przez las i to pod górę. Ale mieliśmy czas. Nigdzie się nie spieszyliśmy. Las, choć gęsty i cichy, miał w sobie coś kojącego. Światło prześwitywało przez korony drzew, a ściółka pachniała żywicą i wilgotną ziemią. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, jak to bywa na takich spacerach — z dala od codzienności. Zbliżaliśmy się właśnie do skraju lasu, kiedy nagle zauważyliśmy ruch. Na granicy polany, niespodziewanie pojawił się niedźwiedź. Biegł szybko, ciężko, ale z gracją właściwą dzikim zwierzętom. Był może czterdzieści, może pięćdziesiąt metrów od nas. Instynktownie się zatrzymaliśmy, zamierając w bezruchu. Myślałem, że nas minie. Ale w pewnym momencie zwolnił, odwrócił głowę i spojrzał prosto na nas. Coś musiało go zaniepokoić. Ruszył w naszym kierunku — najpierw ostrożnie, potem coraz szybciej. Miałem wrażenie, że ziemia drży pod jego łapami. Nie było gdzie uciekać. Stałem jak wrośnięty w ziemię. W odruchu, nie wiedząc właściwie dlaczego, uniosłem ręce wysoko nad głowę i krzyknąłem — głośno, stanowczo, instynktownie. Niedźwiedź zatrzymał się nagle, może trzy metry ode mnie. Zawył gardłowo, głęboko, podnosząc się na tylne łapy. Był potężny. Wyjąłem zza pasa nóż myśliwski, który zawsze nosiłem ze sobą wybierając się do lasu. Był to długi, solidny nóż— ale przy tym niedźwiedziu  wyglądał jak zabawka. Wiedziałem, że nie mam szans. A jednak  nie czułem strachu. To było dziwne. Nie ogarnęła mnie żadna panika, nie zabuzowała adrenalina. Byłem zupełnie spokojny i opanowany. Ja bardzo kocham wszystkie zwierzęta i w tym momencie jedyna myśl krążyła mi w głowie. Taka, że  nie chciałem go skrzywdzić. Wyciągnąłem nóż przed siebie i powiedziałem spokojnie, wręcz cicho:


— Nie chcę ci zrobić krzywdy. Odejdź. Będzie dobrze.

Niedźwiedź opadł na cztery łapy. Podszedł jeszcze bliżej, może na metr, uniósł łeb i spojrzał mi prosto w oczy. To spojrzenie… było inne, jakby świadome. Patrzył długo. Słyszałem jego oddech i jak mnie obwąchuje. Ja dalej trzymałem nóż, choć już wiedziałem, że go nie użyję. Żal mi go było. Nie wiem dlaczego tak zareagowałem, ale powoli opuściłem rękę, w której miałem nóż.

Po chwili, która dla mnie trwała wieczność, niedźwiedź odwrócił się, odszedł powoli i zniknął między drzewami.

Zostaliśmy sami. Cisza była niemal namacalna. Żona ścisnęła moją dłoń. Milcząc, ruszyliśmy w drogę powrotną. Ogród miniatur już nas nie interesował.

Do dziś nie wiem, co wtedy się stało. Czy to był przypadek? Instynkt? A może coś więcej? Wiem tylko, że w tamtym momencie spojrzałem w oczy dzikiemu zwierzęciu  i ono mnie oszczędziło.

Minęło już wiele miesięcy, ale tamto spotkanie wraca do mnie w snach. Nie jako koszmar, lecz jako coś świętego. Czasem mam wrażenie, że niedźwiedź nie pojawił się tam przypadkiem. Że to nie było tylko zwykłe zwierzę, a strażnik czegoś większego — może lasu, może nas samych.

Zawsze inaczej patrzyłem na zwierzęta, naturę i losy zwierząt, ale to zdarzenie spowodowało, że zacząłem rozumieć jak przyroda reaguje na otaczający ją świat. Inaczej teraz patrzę na środowisko dzikich zwierząt.   Nie jako na coś obcego, strasznego, ale jako na część czegoś, do czego, choć wielu zapomina nadal należymy. I może właśnie o to chodziło. Może czasem w życiu nie chodzi o to, aby dojść do celu, ale aby coś zrozumieć po drodze.

W końcu nie każde spotkanie zostawia ślad na ciele. Niektóre zostają głęboko w duszy.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nic nie jest nam obceco ludzkie

  Nic co ludzkie nie jest nam obce Zacznijmy od początku, bo tam zwykle tkwi tajemnica Życie jest nieprzewidywalne, pełne zmian i dram...