05 czerwca 2025

Życie po śmierci może, ale wcale nie musi być takie różowe

 

Życie po śmierci może, ale wcale nie musi być takie różowe

To był długi i wyczerpujący dzień. Przed wyjazdem miałem do załatwienia naprawdę sporo spraw, które niestety wymagały mojego  osobistego dopilnowania. Na szczęście kontrakt się zakończył i mogłem spokojnie wracać do domu. Zostało mi jeszcze jakieś pięćdziesiąt kilometrów. Cieszyłem się bardzo na spotkanie z żoną i dziećmi. Ostatni raz widzieliśmy się ponad dwa miesiące temu. Stęskniłem się więc za nimi bardzo mocno. Kontaktowaliśmy się tylko telefonicznie i przez  Skype. W każdym razie moja praca na delegacji we Francji zakończyła się. To był pierwszy i ostatni taki wyjazd. Sytuacja rodzinna trochę mnie zmusiła bo potrzebowałyśmy pieniędzy. Postanowiłem jednak, że nigdy więcej tak daleko od rodziny nie będę się wybierał. Zresztą już rozmawiałem z prezesem i oświadczyłem mu jasno, że albo będę pracował w rodzinnym mieście albo zwalniam się. Miałem po prostu tego dość. Obiecał, że przychyli się do mojej prośby i nie będzie z tym żadnego problemu. Mam nadzieję że słowa dotrzyma. Z żoną od bardzo wielu lat byliśmy kochającym się małżeństwem. Ja poza nią i dziećmi świata nie widziałem. Dlatego tak postanowiłem, chociaż miałbym stracić pracę. Byłem bardzo zadowolony, że w bagażniku wiozę dla ukochanej rodziny całą masę prezentów,  w tym wiele niespodzianek z samego Paryża. Zarówno Ewelina jak i dzieci na pewno bardzo się ucieszą. Już widziałem ich zadowolone i uśmiechnięte buzie. Sam zacząłem się też uśmiechać. Żona od lat poważnie chorowała, dzieci również miały problemy ze zdrowiem, a o mnie to lepiej nic nie mówić. Chociaż także chorowałem to musiałem się jakoś trzymać.  Miałem nadzieję, że chociaż te prezenty dadzą im trochę przyjemności i zapomnienia od problemów. Gdy tak rozmyślałem jak to fajnie będzie gdy już dojadę do domu nagle zauważyłem, że w moim kierunku po moim pasie drogi z dużą prędkością zbliża się jakiś ogromny samochód. Rozejrzałem się szybko dookoła, ale niestety na reakcję było już za późno. Usłyszałem tylko potężny huk i zgrzyty gniecionego  żelastwa. Poczułem przeraźliwy, niewyobrażalny ból nóg, klatki piersiowej i głowy po czym nastąpiła całkowita ciemność.

Stałem kilka metrów od  zmiażdżonego samochodu, w którym jeszcze przed chwilą spokojnie jechałem. W tej chwili  prawie w całości znajdował się mocno wciśnięty pod duży samochód ciężarowy wyładowany jakimiś betonowymi  konstrukcjami. Zastanawiałem się jak wydostałem się ze środka. Patrząc dziwiło mnie  jak to się stało, że nic mi nie jest. Wprawdzie przez krótką chwilę czułem okropny ból, jakby mnie czołg przejechał. Obejrzałem jednak dokładnie moje ciało i nie zauważyłem żadnego zadrapania. Ból też jakby ustąpił. Obszedłem dookoła pojazd i nic nie rozumiałem  Z pod tira ciągle wypływała  powiększająca się kałuża krwi. Zderzenie musiało być niewyobrażalnie silne ponieważ dopiero teraz zauważyłem, że kierowca Tira leżał na jezdni jakieś dwadzieścia metrów przed samochodem. Nagle usłyszałem jakiś dziwny, zachrypnięty głos.

- Przepraszam cię stary, ale zablokowało mi hamulce. Nic nie mogłem zrobić.

Odwróciłem się i zaniemówiłem. Patrzył na mnie dokładnie ten sam kierowca tira, którego siła uderzenia wyrzuciła z szoferki pojazdu, i który cały czas leży bez ruchu na jezdni.

- Ale…???  Chciałem go zapytać co jest grane, lecz w tym samym momencie gdzieś zniknął. Rozejrzałem się jeszcze raz dookoła i dopiero teraz zrozumiałem. Ja nie żyłem. Ja po prostu nie żyłem. Zrobiło mi się bardzo smutno. Rozpłakałem się. Byłem zły na wszystko. Na świat, na mojego szefa, na Boga. Wszystko mnie bolało, ale jakoś tak wewnętrznie. Nie wiedziałem co mam zrobić ze sobą. Usłyszałem syreny Karetki Pogotowia. Po chwili przybyło tu bardzo dużo ludzi, Policja lekarze, Strażacy. Wszyscy biegali, gdzieś telefonowali, krzyczeli. Chodziłem pomiędzy nimi, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Po jakimś czasie z pod tira wydobyli mój samochód. Gdy strażacy pocięli go na kawałki zobaczyłem siebie, a w zasadzie to co ze mnie zostało. Tak… Byłem trupem. Nie żyłem. Natychmiast też zrozumiałem, że kłopoty, ból i cierpienie wcale nie kończą z chwilą  śmierci. Śmierć nie jest wyzwoleniem. To wcale nie jest tak jak tłumaczył kościół, jak wyjaśniali  rodzice, babcie, czy dziadkowie, że po śmierci nic nie boli i  jest fajnie W dalszym ciągu istnieje głęboki ból i cierpienie. Wprawdzie fizycznie żadnego bólu nie odczuwałem, ale ból ten wewnętrzny był jeszcze gorszy. Moje  cierpienie. Było nie do opisania. Po śmierci jest po prostu  jeszcze gorzej. Odczuwałem paniczny strach i niepewność, co powodowało, że nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Żadnego światełka w tunelu nie widziałem. Było mi zimno i przerażająco źle. Tak samo jak za życia mogłem liczyć tylko na siebie. Nikt nie nadchodził i nikt nie chciał mi pomóc. Nie było żadnego anioła, przewodnika duchowego i nikogo ze zmarłych, którzy by na mnie czekali.  Byłem zły na księży, którzy  jak żyłem opowiadali, że Bóg nas kocha i nie da nam zrobić krzywdy. Że będziemy w szczęśliwości żyć wiecznie.

- Gnoje – pomyślałem o nich z największą pogardą.

Przecież nikogo nie zabiłem, nie okradłem i nigdy nie skrzywdziłem. Pomagałem, dawałem jałmużny i jak skończyłem? Co mnie spotkało? Wściekłość wzrastała we mnie coraz bardziej. Zaraz też zauważyłem wiele postaci w sutannach, którzy biegli w moim kierunku. Nie widziałem, aby mieli dobre zamiary. Zacząłem uciekać nie wiadomo dokąd, ale biegłem gdzieś przed siebie. Miłosierdzie ??? !!!

- Pewnie zaraz jakieś diabły zaczną mnie męczyć - krzyknąłem z wściekłością.

Nagle usłyszałem za sobą jakiś skowyt. Gdy odwróciłem się zobaczyłem całą zgraję jakichś rogatych postaci. Bardzo szybko zbliżali się do mnie.

- Byle tylko nie widły, smoła i ogień - pomyślałem.

 Diabły bo teraz już widziałem że to właśnie one dobiegły w końcu do mnie. Zamknąłem oczy, ale pomimo tego wszystko widziałem. Zaczęły mnie ciągnąć we wszystkie strony. Byłem przerażony i bardzo się bałem. Szybko zaciągnęły mnie do jakiejś szczeliny.

- Piekło – tylko o tym pomyślałem, a już wylądowałem w wielkim kotle pełnym gotującej się smoły. Ból był nie do wytrzymania. Widziałem mnóstwo pojawiających się na moim ciele rosnących i pękających krwawych pęcherzy, a ciało odpadało od kości. Wyłem jak jakieś dzikie zwierzę. Cierpienie nie miało końca. Wokół mnie to samo przeżywało tysiące innych ludzi. Smród smoły, palących się ciał i odchodów powodował, że wszyscy wymiotowali i dławili się własnymi rzygami, gdyż krzycząc nie panowali nad tym co robili. Diabły rozgrzanymi do czerwoności obcęgami wyrywali kawały mięsa z  mojego ciała w różnych miejscach. Nie mogłem nic poradzić jak z brzucha wypadały moje trzewia.  Wydłubywali mi oczy, które natychmiast wyrastały na nowo. To samo robili z językiem i genitaliami. Dusili mnie, topili. Pożerało mnie jakieś robactwo. Ja jednak ciągle byłem przytomny. Tak bardzo pragnąłem  umrzeć, chociaż na chwilę, ale przecież ja już nie żyłem.

- Przestańcie! – Krzyczałem

- Przecież ja nikomu nic złego nie zrobiłem. Za co mnie tak bardzo karzecie?

- To się pewnie nigdy nie skończy – Pomyślałem.

I nie kończyło się.

- Nikt się nade mną nie ulituje – Znowu mi przeszło przez myśl

I nie ulitował się.

- Nikt mnie nie ocali – Łkałem

 I nie ocalił.

- Zawsze będę cierpiał – Znowu pomyślałem z trwogą

 I cały czas cierpiałem. Wyłem z rozpaczy i bólu. W piekle widziałem dokładnie to wszystko o czym  słyszałem o nim za życia. To, co mówili księża, co wyczytałem w książkach i opowiadaniach. Ogary piekielne rozszarpywały mnie na strzępy. Był Lucyfer, demony, diabły, zjawy i złe duchy. Był ogień, żar przerażenie, a przede wszystkim okropny, nie do wytrzymania ból. Byłem głodny i spragniony. Tak bardzo chciało mi się pić. Widziałem niezliczone rzesze złych ludzi, bandytów, zbrodniarzy, dzieciobójców, gwałcicieli. Gonili mnie, strzelali do mnie. Okradali mnie z godności, dobroci i sumienia. Rozdzierali moją pamięć i wyobraźnię. Byli tam samobójcy, księża, siostry zakonne, lekarze i całe hordy ludzi, którzy za życia byli bogaci, którzy mieli nieograniczoną władze. Wszyscy tak samo cierpieli. Moje męczarnie nie miały końca i nie miałem ani chwili wytchnienia. Cały czas coraz bardziej cierpiałem. Najgorsze jednak było to, że ogarniał mnie coraz to większy strach, a miało być jeszcze gorzej. I było. Straszniejsze tortury i jeszcze większy strach i jeszcze większe cierpienie. Chciałem się z tym wszystkim pogodzić, ale nie dało się. Katorgi były coraz to większe i nie do wytrzymania. Niestety, pomimo tego wszystkiego cały czas byłem świadomy tego co się wokół mnie i ze mną dzieje.

Jak się jednak okazało ja to miałem super. Najgorzej mieli ci, co w męczarniach byli na skraju skonania z bólu i cierpienia i ta chwila nigdy się nie kończyła, trwała całe wieki. To dotyczyło ludzi, którzy za życia byli źli i krzywdzili innych ludzi i zwierzęta. Najgorzej jednak mieli zbrodniarze, mordercy,  gwałciciele i większość lekarzy.  Wyjątkowo brutalnie, w szczególny sposób  byli natomiast traktowani księża, siostry zakonne i  ludzie bogaci, którzy dorobili się majątków i władzy  na krzywdzie innych stworzeń.  Ich dodatkowo torturowało własne sumienie i świadomość okrucieństwa jakiego się dopuścili.

Gdy przechodziłem te wszystkie katorgi nie wiadomo dlaczego nagle  coś mnie zastanowiło. Pomyślałem o moich bliskich, którzy zmarli: ojcu, babci, ukochanych psach i jeszcze kilku osobach.  Zastanawiałem się czy oni też tak strasznie  cierpią. Czy może trafili w jakieś lepsze miejsce. Tak bardzo zapragnąłem ich zobaczyć. Chciałem zamknąć oczy, aby sobie ich przypomnieć. Niestety nie udawało mi się to. Bardzo silne pragnienie jednak  pozostało. Ciągle starałem sobie ich przypomnieć, tak z całej siły. W pewnym momencie zrobiło się bardzo jasno. Ogarnęła mnie dookoła wyrazista światłość. Oczy same mi się zamknęły. Gdy po chwili je otworzyłem nie mogłem uwierzyć. Znajdowałem się na zielonej łące pod lasem. Na trawie siedziała moja babcia. Była uśmiechnięta. Patrzyła na mnie. Obok niej biegały merdając ogonami moje pieski, które umarły. Zarówno Fredek jak i Markusek natychmiast podbiegły do mnie i jak za dawnych czasów zaczęły wesoło podskakiwać i cieszyć się ze spotkania. Zacząłem je głaskać  i przytulać ocierając kapiące łzy z oczu.  Babcia kiwała do mnie abym podszedł. Zrobiłem to najszybciej jak umiałem. Cały ból gdzieś zniknął. Poczułem się wyśmienicie.

- Czekałam na ciebie. Mam ci dużo do opowiedzenia- Powiedziała babcia uśmiechając się

- Cześć Jarek. – to druga babcia szła ścieżką z koszykiem pełnym jabłek.

- Dobrze cię widzieć. Tęskniłam za tobą – mówiła roześmiana

Zacząłem nerwowo rozglądać się dookoła

- Jestem. Już idę. Obróciłem się i zobaczyłem ojca. On wiedział, że oczekuję wyjaśnień i chyba już wiedział co czuję

- Będziemy mieć dużo czasu na wyjaśnienia.

Nie mogłem uwierzyć i zrozumieć. Tyle cierpienia, tak długo, a tu nagle nie wiadomo jak, dlaczego znalazłem się zupełnie w innym, dobrym miejscu.

- Wiadomo, wiadomo – powiedziała babcia cały czas uśmiechając się do mnie.

- Musisz wiedzieć, że to ty sam spowodowałeś, że jesteś tu z nami, a twoje męki już się zakończyły

- Ale jak? Bo nie rozumiem. Skąd wiesz, że przechodziłem jakieś męki.

- Bo widzisz Mareczku, człowiek zarówno za życia jak i po śmierci sam decyduje o sobie i o swoim losie. Tylko nie zawsze o tym wie. Od niego samego zależy czy jest zdrowy, czy jest szczęśliwy i jakie jest jego życie.

- Wytłumacz mi to, bo nic z tego nie rozumiem.

- Bo to wszystko zależy od wiary. To znaczy od tego w co tak naprawdę wierzysz, ale tak wewnętrznie z przekonania. Jeżeli przez całe życie ktoś wpajał ci, że jest piekło i straszliwe kary za grzechy, i że są diabły i ogień piekielny to jeżeli ktoś w to wierzy to po śmierci właśnie do takiego piekła trafia.

- A dlaczego nie trafia do nieba. Przecież też przez całe życie słyszałem o niebie i kochającym Bogu.

- Człowiek to taka istota, że nie do końca wierzy w dobro, w swoje siły i moce i w miłość innych. Ludzie bardziej przyswajają złe rzeczy i dlatego bardziej wierzą w zło. Jeszcze jak mają świadomość, że w życiu zrobili coś złego to już  nigdy nie uwierzą, że może ich spotkać jakaś nagroda lub szczęście po śmierci. Dlatego większość ludzi trafia do takiego miejsca jaki sobie wyobrazili. Jeżeli ktoś wierzy, że za złe uczynki trafia się do piekła, gdzie są diabły to tam trafia. 

- Ale ja nie myślałem, że trafię do piekła

- A myślałeś, ze trafisz do nieba, będziesz spotykał Boga i wiecznie będziesz szczęśliwy?

- No nie?

- Właśnie. Za życia obwiniałeś się o chorobę żony i dzieci. O to, że nie poświęcałeś im dostatecznie dużo czasu, nawet, gdy  powodem była praca, aby niczego im nie brakowało. Dlatego sam wybrałeś piekło. Gdybyś się nie obwiniał, a miał przeświadczenie, że dbałeś o rodzinę. Że dzięki tobie mieli na drogie lekarstwa, że mieli co jeść, że mogli spełniać swoje marzenia i że za to powinieneś po śmierci trafić w dobre miejsce to tak by się stało.

- No, nie wiem czy to tak działa.

- To przypomnij sobie o czym pomyślałeś jak zmarłeś

- Faktycznie. Byłem zły na księży to natychmiast mnie zaczęli gonić. A potem… A potem pomyślałem, że pewnie dorwą mnie diabły i trafię do piekła.

- No widzisz. W twojej świadomości było to czego się obawiałeś i byłeś przekonany, że tak się stanie. A przypomnij sobie jak to się stało, że trafiłeś do nas.

- O Boże. Masz rację. Ja tak bardzo cierpiałem i zastanawiałem się czy, czy wy też.. i gdzie jesteście. Tak bardzo chciałem was zobaczyć

- No widzisz. Sam się przekonałeś. Trzeba tylko w to uwierzyć. Ludzie mają często pretensje do Boga o choroby, katastrofy i inne nieszczęścia jakie ich spotykają, a nie powinni. My sami dla siebie jesteśmy Bogami i możemy naprawdę wszystko. Musimy tylko bardzo chcieć i uwierzyć

- Pamiętasz synu jak kiedyś powiedziałeś, że nie oceniasz mojego postępowania bo nie masz takiego prawa z uwagi na to, że nie wiesz dlaczego i z jakich przyczyn tak postąpiłem – to ojciec tym razem wtrącił się do rozmowy

- Pamiętam, bo tak czułem i naprawdę nie miałem pretensji. Mało tego Ja sam nie wiem  dlaczego, ale tak z głębi serca wybaczyłem ci.

- Wiem. Od razu to poczułem. Opiekowałem się tobą przez cały czas. Pilnowałem, aby nie spotkało cię coś złego.

- To dlatego przez cały czas miałem takie odczucie, że ktoś nade mną czuwa. Ale skoro tak to dlaczego zginąłem taką śmiercią w tak młodym wieku. Miałem przecież dopiero 48 lat.

- To była twoja decyzja. Twoja. Nikogo innego. To ty tak postanowiłeś w poprzednim wcieleniu. Jeszcze tego nie pamiętasz, ale niebawem sobie przypomnisz.

- A sąd ostateczny, rozliczenie ze swoich uczynków za życia. Jak to jest

- Większość ludzi po śmierci może liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Otrzyma to co sobie wymarzyli  i na co zasłużyli. Każdy sam musi odpowiedzieć za swoje czyny i rozliczyć się z tego, co osiągnął lub z tego co zrobił źle. Nikt nie będzie go karał lub wynagradzał. Każdy zrobi to sam. Jeżeli ktoś ma potrzebę, aby odbywał się nad nim sąd to tak będzie. Jeżeli ktoś pragnie być karany lub wynagradzany to tak się stanie. W każdym przypadku to jednak człowiek sam podejmuje decyzje kreując swój świat doczesny jak i ten po śmierci.

- Ale za życia nikt nie wie jak jest po śmierci – wciąż nie wszystko rozumiałem

- Ja ci to wytłumaczę. Jestem ci to winny – tym razem ojciec postanowił rozjaśnić mój umysł

-   Każdy człowiek chciałby wiedzieć, a raczej chciałby mieć pewność, że życie po śmierci istnieje. Ciekawość jak jest po drugiej stronie rozwija wyobraźnię. Nikt tego jak jest po śmierci jednak nie wie w stu procentach dokąd nie umrze. Może się domyślać, przewidywać i w różny sposób interpretować doświadczenia ludzi, którzy twierdzą lub twierdzili,  że przez chwilę byli w zaświatach. Mogą  analizować opowieści i doświadczenia osób, które twierdziły, że otrzymali różne przekazy od duchów. Ale Człowiek jest tylko człowiekiem i nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że posiada różne zdolności, moce i ukrytą wiedzę. Nie każdy niestety zdaje sobie sprawę z tego, że we wszechświecie najważniejsza jest energia. To ona wpływa na wszystko i wszystkich.  Jest najszybsza, najpotężniejsza i dociera wszędzie. Większość ludzi, na co dzień nie zdaje sobie sprawy, jakie możliwości posiada energia i jaki wpływ ma na wszystko, co nas otacza. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że nasze myśli to też rodzaj energii. Myśli człowieka odgrywają podstawową rolę w jego istnieniu zarówno w trakcie życia jak i po śmierci. Myśli nie giną. Każda myśl trwa nadal. To my  sami kreujemy swój świat, swoją przyszłość tu na ziemi. Ci, co obdarzają miłością innych sami z tej miłości korzystają, którzy czynią dobro doświadczają dobra. Są tacy, którzy czynią źle i zło uprawiają przez całe życie. Ich świat jest smutny i zło ich otacza. Tak samo jest po śmierci. Istnienie człowieka będzie tam takie samo jak tu na ziemi. Nic się nie zmieni. Ono będzie zawsze takie, jakie wytworzy poprzez swoje myśli. Po to człowiek ma wolną wolę, aby z niej korzystał. Zapominamy o tym, a właściwie przeszkodą w zrozumieniu tych spraw i osiąganiu doskonałości są religie, nauka i wiara we wszystko, co nam przekazują inni. Nie korzystamy z własnego rozumu i własnej intuicji. Aby to osiągnąć powinniśmy wyzbyć się wiary w to, co przekazują nam inni. Każdy z nich robi to, bowiem dla osiągania własnych celów i różnych korzyści.  Wpływa na nas i manipuluje osiągając władzę i dobrobyt naszym kosztem. Dzisiaj grzechem ustanowionym przez kościół jest prawie wszystko. Według jego doktryny, aby trafić do nieba trzeba żyć zgodnie ze stanowiskiem kościoła we wszystkich sprawach, wyspowiadać i przyjąć komunię. W przeciwnym razie kościół jasno i stanowczo twierdzi, że na takich ludzi tylko ogień piekielny i wieczne potępienie czeka. Więc jeżeli ktoś przez całe życie wmawia ludziom, że do piekła można trafić w każdej chwili to, gdy ludzie w to wierzą właśnie tam po śmierci trafiają.  Kościół zawsze straszył ludzi, przerażał i groził oraz  sam skazywał na wieczne potępienie nie czekając na Sąd Boży. Nigdy nie był miłosierny. Najlepszym przykładem są egzorcyzmy przeprowadzane przez kościelnych duchownych. Człowiek opętany, czy zły duch potrzebuje przecież pomocy, gdy pogubił się i w zaświatach szuka drogi do Boga. Kościół niestety nie wskazuje mu kierunku do światłości. Przeciwnie  prosi Boga o strącenie takiej duszy do czeluści piekielnej. Nie daje jej żadnej szansy. Gdzie tu miłosierdzie i przebaczenie. Takie postępowanie kościoła powoduje, że ludzie się boją i są ulegli. Szukają pomocy u tych, co ich straszą, a kościołowi właśnie o to chodzi. Księża poprzez podjęte działania stworzyli monopol na ochronę i ratunek ludzi przed zgubnym działaniem tego, co sami wymyślili. A teraz pomyśl tylko, gdyby nikt nie mówił o piekle. Przypuśćmy, że kościół mówi tylko o niebie, wiecznej szczęśliwości, nie straszy i nie wprowadza żadnego zagrożenia. W takiej sytuacji człowiek sam w odniesieniu do zła, jakie wyrządził wyobrazi sobie, co może go spotkać. Nie musi się bać i nie musi trafić do piekła. Tak się jednak nie dzieje. Ktoś nas już za życia skazuje na  piekło i wieczne potępienie. Jeżeli zrobiliśmy coś złego trzeba myśleć jak to naprawić i jak postępować, aby więcej tego nie popełnić. Myśleć o rzeczach pozytywnych, a pozytywnie będzie i po śmierci. Nie myśleć o piekle, karze czy potępieniu, ale o dalszym rozwoju miłości i dążeniu do jedności z Bogiem

- Czyli, jeżeli za życia nie będę nikogo krzywdził i obdarzał wszystkich miłością i będę wierzył, że po śmierci trafie do nieba to tak się stanie. Będę obcował z Bogiem i aniołami.

- Nawet jak zrobisz coś złego, a będziesz pragnął po śmierci trafić na zielone pastwiska pełne szczęśliwych stworzeń i będziesz mocno w to wierzył to tam trafisz. Bo widzisz świat tak jest skonstruowany, że nawet ci źli jeśli znajdą się w dobrym otoczeniu to w końcu staną się dobrzy. Obcowanie ze złem i przebywanie w złym otoczeniu nawet świętego wcześniej czy później sprawdzi do złego.  Widziałeś sam jak było w piekle i co czułeś. Smutek, żal, złość, ból i straszne cierpienie. Tam nie ma niczego dobrego. Nikt w takich warunkach nie będzie dobry i piekło nikogo nie naprawi.

- Czy teraz będąc tu z wami mogę spotkać Boga, anioły i innych ludzi.

- Możesz spotkać kogo tylko chcesz, kiedy i gdzie. Możesz wszystko. To wszystko zależy jaką masz wyobraźnię.

- Nie rozumiem.

- To proste. Chcesz spotkać się z Bogiem, a wiesz chociaż kogo szukać? Wiesz jak on wygląda

- Nie

- Bo nikt nie wie. Bo za życia nikt nigdy nie wiedział Boga. Za życia było zbyt wiele przekazów, z których każdy przedstawiał inny wizerunek Boga. Także tu. Dla jednego to postać przypominająca człowieka, a dla innego drzewo wierzby płaczącej. Z kolei ktoś inny zobaczy Boga jako wielki obłok unoszący się w powietrzu lub silny porywisty wiatr. Może to być olbrzymi kamień lub skała. To samo dotyczy aniołów, diabłów, złych duchów i opiekunów. Ludzie opierają się na tym o czym za życia słyszeli.

Prawda w zaświatach jest jednak zupełnie inna. Życie po śmierci może być bardzo szczęśliwe lub złe i okrutne. Wszystko zależy od nas samych.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Galastra IV

  Galastra IV Soretus zastanawiał się coraz bardziej i jeszcze   dogłębniej rozmyślał nad tym czego się właśnie dowiedział. Chociaż wyda...