07 lipca 2025

Kiedy przestaniesz mnie czytać

 

Kiedy przestaniesz mnie czytać

W Archiwum Centralnym Planety Branfalsad, ukrytym pod skorupą z wypalonej gwiezdnej skały, przechowywano wszystko, co ludzkość kiedykolwiek stworzyła. Były tam  myśli, emocje, wojny, miłości, błędy i cuda. Wszystko zapisane, zaszyfrowane, zakodowane i zabezpieczone. Jednak  w komorze 17-C, pośród tysięcy nanokrystalicznych tablic pamięci znajdowało się zupełnie coś innego. Otóż przechowywano tam  zwykłą kartkę białego papieru o formacie A4.  Nie była hologramem, nie pulsowała światłem, nie reagowała na dotyk. Nie miała tytułu, nie zawierała danych, była pusta. A mimo to, Strażnicy Archiwum, istoty o pamięci doskonałej i emocjach skalibrowanych  co noc mijali ją z niepokojem. Nikt nie wiedział, skąd się wzięła.

W roku 7925 Nowej Ery, do Archiwum przybyła doktor Elwira Ciarach, specjalistka od artefaktów precyzyjnie niepasujących do żadnego czasu ani miejsca. Naukowcy nazywali je anomaliami. Kartka była anomalią idealną. Elwira któregoś dnia  wzięła białą kartkę w ręce. Papier był chłodny, nieco szorstki. Pod mikroskopem ujawniał strukturę włókien celulozowych, jakby pochodził z Ziemi sprzed epoki cyfrowej. Ale kiedy Elwira zeskanowała ją spektrometrem, urządzenie odmówiło pomiaru. Jakby papier nie istniał. A może — istniał zbyt bardzo.

— Może to tylko żart? — zapytała strażników, ale ci milczeli.

Tego wieczoru Elwira zdecydowała się spędzić noc w komorze 17-C. Wzięła kartkę do kabiny medytacyjnej i położyła ją na stole. Wpatrywała się w nią godzinami, próbując zrozumieć jej milczenie. W końcu z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu, sięgnęła po starożytny przedmiot: pióro atramentowe.

Przyłożyła stalówkę do kartki. Atrament jednak nie popłynął. Zdziwiona, mocniej nacisnęła, ale nic się nie stało. Pióro  zadziałało na innych kartkach, ale nie na tej. Kartka wchłaniała każdy znak, który chciała napisać, każda literę, ale zapis nie był widoczny. Po prostu nie można było na niej pisać.

— Co ty ukrywasz…? — szepnęła Elwira sama do siebie? Kartki???

 

Tydzień później odkryto coś zdumiewającego. Kartka... zmieniała się. Każdego ranka, była nieco inna. Pojawiała się jakaś zmarszczka, zagniecenie, inny kąt załamania światła. A potem zaczęły same pojawiać się znaki. Nie atramentowe. Nie wypalone. Raczej… wygrawerowane w samym istnieniu kartki.

Były to dziwne, nieokreślone znaki.  Ale miały rytm, strukturę i semantykę.

Elwira razem z zespołem specjalistów próbowali rozkodować znaki. Z czasem zrozumieli, że kartka pisała sama siebie. A raczej — pisała przyszłość. Pierwszym w pełni przetłumaczonym zdaniem było:

„Dzień 9120: upadek komunikacji międzygwiezdnej. Cisza staje się wszystkim.”

I rzeczywiście, miesiąc później wszystkie hiperprzekaźniki w sektorze przestały działać. Nikt nie wiedział, dlaczego.

Kartka stała się obiektem kultu i strachu. Każdy nowy znak analizowano obsesyjnie. Pisała przyszłość nie liniową, lecz możliwą. Alternatywną. Ostrzegającą.

Jednak pewnego dnia Elwira odkryła coś, co ją przeraziło. Na dole kartki, drobnym pismem, pojawiło się zdanie:

„Kiedy człowiek zacznie pisać na mnie, wszystko się skończy.”

Zrozumiała, że jej pierwszy odruch — próba zapisania czystej kartki — był początkiem końca. Ale nie zdążyła niczego zapisać. Czy to znaczyło, że wciąż jest nadzieja? Ostatnie słowa, jakie kartka kiedykolwiek wygenerowała, pojawiły się trzy dni później. Były inne. Pisały nie o przyszłości, lecz o celu.

„Jestem możliwością. Jestem lustrem. Kiedy przestaniesz mnie czytać, zaczniesz żyć.”

I wtedy zniknęła. Nie wyparowała. Nie spaliła się. Po prostu… nie było jej już. Elwira nigdy więcej nie widziała innej, podobnej kartki. Ale od tamtej pory nosiła przy sobie zawsze jedną, pustą. Białą kartkę A4 z Ziemi, zrobioną własnoręcznie. Nigdy nie próbowała nic na niej zapisać.

Wiedziała, że pewne rzeczy powinny pozostać nieopisane. Bo w pustce, paradoksalnie, mieści się wszystko.

Minęły lata. Archiwum Centralne Planety Branfalsad wciąż istniało, lecz komora 17-C była już tylko numerem w katalogu — zamknięta, zapomniana, zdezynfekowana i bez  tajemnic. Nikt nie mówił o kartce. Nikt nie zadawał pytań.

Elwira, emerytowana  z długimi siwymi włosami, zamieszkała w małej kopule na peryferiach księżyca Telene. Codziennie siadała przy oknie, pijąc napar z czarnych liści i patrząc, jak cienie planet przecinają światło odległych gwiazd. Na ścianie, w cieniu słońca, wisiała ramka. W niej zaś biała kartka, ręcznie zrobiona, nieopisana. Czasem odwiedzający ją goście pytali, dlaczego trzyma jakąś kartkę  w widocznym miejscu.

— Bo przypomina mi, że nie muszę wiedzieć wszystkiego — odpowiadała cicho.
A czasem tylko się uśmiechała.

Pewnej nocy, gdy światło gwiazd przestało migotać, a cisza wydawała się bardziej żywa niż kiedykolwiek wcześniej, kartka w ramce delikatnie zadrżała. Tylko raz. Nie napisała nic.

I właśnie to wystarczyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nic nie jest nam obceco ludzkie

  Nic co ludzkie nie jest nam obce Zacznijmy od początku, bo tam zwykle tkwi tajemnica Życie jest nieprzewidywalne, pełne zmian i dram...