Jak naprawdę wygląda Ziemia?
Kilka dni temu kiedy wszedłem w głęboką medytację postanowiłem popatrzeć na ziemię z góry. Często bowiem w trakcie różnych podróży dostrzegałem, że nasza planeta nie wygląda tak jak nam ją przedstawiano. Kiedy opuściłem ciało wzniosłem się więc wysoko ponad planetę. Spojrzałem w dół, a to, co zobaczyłem, potwierdziło moje wcześniejsze przypuszczenia. Zobaczyłem Ziemię, ale nie taką, jaką przedstawiają mapy i globusy naszego świata.
Ziemia, którą widziałem nie była ani doskonałą kulą, ani prostym, geometrycznym dyskiem. Jej kształt przypominał spłaszczony i nieco wydłużony glob dyskopodobny. Można było odnieść wrażenie, że jakaś kosmiczna siła delikatnie ścisnęła ją w miejscach biegunów, a potem subtelnie rozciągnęła wzdłuż.
Z tej wysokości bardzo dobrze były widoczne jej koncentryczne strefy, jakby planeta była nie pojedynczym światem, lecz wielowarstwowym bytem: Centralna część stanowiła jakby rdzeń życia jak to nazwałem. Obszar ten przypominał Ziemię znaną ze zdjęć i opowiadań, ale lądy w kształtach różniły się od tych, które widać na mapach. Inaczej wykładała Australia, która byłą dużo większa i bardziej podłużna. W rejonie Grenlandii była inna duża wyspa, która sięgała Arktyki. Patrząc z góry dokładnie widziałem, że te wszystkie lądy otaczał pierścień oceaniczny. Znajdował się on dookoła tego centralnego świata. Stanowił rozlany, bezkresny pas wody. Taki globalny ocean, którego horyzont zakrzywiał się w nieskończoność. Dalej, za tym oceanem rozciągała się strefa lodu i śniegu, setki kilometrów szerokości. Jej powierzchnia była biała i matowa, a spod niej przebijały się blade, ciemniejsze struktury, niczym uwięzione w czasie góry lub ruiny. Ta lodowa powłoka zdawała się pełnić rolę odgrodzenia od innego świata ponieważ dalej znajdowała się kolejna warstwa, która miała kilkadziesiąt kilometrów szerokości fioletowej, kłębiącej się otchłani. Poza tą otchłanią znajdował się zewnętrzny, ciemny pierścień, który stanowił jednolitą, ciemnoszarą barierę, masywną i wydającą się nieprzeniknioną, o kilkusetkilometrowej szerokości. Fakturę miała skalisto-metaliczną. Była jak mur stworzony z materii o niewyobrażalnej gęstości, obejmując cały glob nieruchomym uściskiem.
Cały ten układ płynął po orbicie wokół Słońca obracając się w dziwny nienaturalny sposób, nie tak jak uczono w szkole. W każdym razie mogłem dostrzec, że cała planeta zarówno z góry jak i od spodu wygląda podobnie. Wszystko mnie zadziwiało. Wygląd ziemi, to że składała się z pierścieni, że nie była okrągła. Mało tego patrząc na Ziemię odkryłem, że planetę chroni taka energetyczna kopuła, przez którą nie ma fizycznej możliwości przedostać się. Kopuła ta z ziemi nie jest widoczna, natomiast z kosmosu łatwo można ją dostrzec. Otacza ona całą planetę. Patrząc na to wszystko, dostrzegłem, że Ziemia nie jest pojedynczą planetą, lecz zamkniętym systemem warstw i osłon, w których nasz znany świat jest jedynie wewnętrznym ogrodem. Dużo większym aniżeli by się wydawało kręgiem życia ukrytym w głębi kosmicznego mechanizmu. Widząc to wszystko miałem wrażenie, że przekazywane nam informacje, że ludzie byli na księżycu, że rakiety latają w kosmos, że w kosmos wystrzelono sondy jest mało prawdopodobne.
Bo pomijam już fakt wyglądu samej Ziemi, ale kiedy tak przyglądałem się naszej planecie to również zauważyłem, że Słońce także wygląda inaczej kiedy patrzy się z Ziemi, a inaczej gdy z kosmosu – spoza kopuły. Zdjęcia, czy nagrania filmowe słońca z satelitów, sond, czy stacji kosmicznych to też jakaś ściema ponieważ ono wcale tak nie wygląda jak nam się pokazuje. Gwiazda w mojej wizji była dużo większa, bardziej potężna, a jej blask miał barwę biało-niebieską, ostrą, jaskrawą i przenikliwą. Było to światło, które nie tylko oświetlało, ale rozdzierało zasłonę całej iluzji.
A wokół, w ciszy i przedziwnym majestacie wszechświata krążyły inne planety. Było ich więcej niż w modelach astronomów, a każda z nich posiadała również inną formę i barwę, które łamały pojęcia wyuczonych praw. Niektóre lśniły jak kryształy, inne spowite były mgłami w odcieniach purpury, a jeszcze inne zdawały się poruszać w rytmie, którego nie wyznaczał żaden znany czas.
W tej chwili wiedziałem, że patrzę na zupełnie inny układ planetarny niż ten o jakim uczyłem się w szkole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz