02 sierpnia 2025

Medytacja

 

Medytacja

W ostatnim czasie coraz częściej medytowałem. Głównie wieczorem chociaż zdarzało mi się także w ciągu dnia. Kilka dni temu jak zwykle wieczorem położyłem się do łózka i rozpocząłem swoją medytacje. Uwielbiałem to uczucie kiedy nagle zacząłem być wszędzie. Tym razem było jednak zupełnie inaczej. Kiedy rozluźniłem się i uwolniłem od wszystkich niechcianych myśli znowu znalazłem się wszędzie, widziałem wszędzie i czułem wszędzie. Patrząc zewsząd na siebie tym razem zauważyłem, że nie spoglądam na swoje ciało jak zazwyczaj na ziemską powłokę. Tym razem to było… światło? Nie…to było jak rozbłyskująca plazma, jaskrawa, potężna, wszechobecna, ale… taka miniaturowa i… Trudno to opisać. W jednej chwili spostrzegłem, że takie same światła znajdują się wszędzie. Były ich miliardy i były wszędzie. Czułem…Wiedziałem, że to są istoty duchowe. Otaczały mnie z każdej strony. I niezależnie od tego czy były one w odległości jednego metra  ode mnie czy w odległości miliardów kilometrów to tak samo wyraźnie je widziałem. Mało tego. Ja czułem  i rozumiałem każdą tę istotę zarówno z osobna jak i wszystkie jednocześnie. To jest trudne do przekazania ziemskimi słowami. Ale ja po prostu byłem zarówno sobą jak i wszystkimi tymi istotami jednocześnie.

W tej wszechobecnej jaźni, gdzie każdy punkt światła był sobą i jednocześnie mną, nie było już potrzeby zadawania pytań. Wiedza nie przychodziła myślą, lecz stawała się oczywista, jak ziemskie oddychanie. Każda z tych istot miała swoją historię, swoje doświadczenia, emocje, a jednak wszystko to było jedną wspólną melodią świadomości. W pewnym momencie zauważyłem, że niektóre światła pulsowały mocniej, inne delikatniej. Nie była to różnica wartości czy znaczenia, a raczej różne etapy tej samej wędrówki. Zrozumiałem, że wszystkie te byty uczą się, rozwijają, odkrywają, wracają do siebie nawzajem. Nie było tu osądu, nie było czasu, tylko proces. Tak… Tu nie było czasu. Zrozumiałem, a właściwie to uświadomiłem sobie, że coś takiego jak czas nie istnieje. Przez chwilę pomyślałem, że to co teraz się działo to …jak taki mój powrót do jedności.

Wtedy coś się wydarzyło. Światło, które wydawało mi się jakieś szczególnie znajome, zbliżyło się do mnie, chociaż nie było to zbliżenie w przestrzennym sensie. Po prostu nagle było bardziej obecne. I wtedy dotarło do mnie, że to było ja, ale nie to ja, które medytowało w łóżku. To było ja z jakiegoś innego życia. W tej chwili zobaczyłem inne wersje siebie. Mężczyznę o oczach pełnych smutku, kobietę tańczącą nad rzeką, dziecko patrzące w gwiazdy. Wszyscy oni byli mną, a ja byłem nimi. Poczułem łagodność większą niż cokolwiek, co znałem. Cicha obecność, coś jak uśmiech bez twarzy, objęła mnie, ale nie ciałem, lecz świadomością. To było coś lub ktoś, kto był jeszcze dalej, jeszcze głębiej. Nie wiem, może źródłem wszystkiego. I wtedy po raz pierwszy w tej podróży pojawiło się pytanie: „Czy chcesz pamiętać?”

Nie wiedziałem, co miałbym pamiętać, ale zanim zdążyłem bardziej się nad tym zastanowić lub odpowiedzieć, wszystko zaczęło wibrować. Światła zadrżały, jakby zagrały jeden wspólny ton. I wtedy, bardzo łagodnie, zacząłem wracać, chociaż  nie do ciała, lecz do czucia ciała. Kiedy znów poczułem ciężar dłoni i chłód wieczornego powietrza, w mojej głowie pozostał tylko jeden szept: „To, co zobaczyłeś, zawsze było w tobie.”

Gdy mój oddech wrócił do ciała, a puls powoli wyrównywał się w rytm otaczającego mnie świata, przez chwilę miałem wrażenie, że wszystko wróciło do normy. A jednak coś zostało. Cień innego spojrzenia, echo innego życia. Z każdą chwilą miałem coraz silniejsze wrażenie, że coś, a raczej ktoś  nadal na mnie patrzy. Nie mogłem tego zrozumieć, ale czułem się jakoś dziwnie. Jakieś mrowienie, dreszcze, jakby niepokój… Chociaż nie.. To było takie odczucie jakbym miał wyczekiwać na coś, coś niepokojącego, albo bardzo ważnego.

Kiedy kolejnego wieczoru znów wszedłem w medytację tym razem nie musiałem długo czekać. Nie było już potrzeby „rozluźniania” czy „oczyszczania myśli”. Tym razem wszystko działo się samo. Przestrzeń otworzyła się nagle i natychmiast znalazłem się w miejscu bez granic. Ale tym razem nie widziałem miliardów świateł. Tym razem pojawiło się ich tylko siedem. To było bardzo dziwne. Były ustawione półkolem, nie poruszały się. Czułem ich obecność bardziej niż widziałem. I czułem, że wszystkie były moje. Nie w sensie posiadania. One były mną.

Pierwsze światło było ciepłe i ciężkie. Było jak ziemia  twarda, pełna bólu i przetrwania. I wtedy zobaczyłem obraz. Mężczyznę w brudnym ubraniu, z rękami pokrytymi odciskami. Wiedziałem, że żył na dalekiej północy w czasach, gdzie liczyła się siła i lojalność wobec plemienia. Jego życie było krótkie, ale odważne. Umierał z włócznią w ręku, ale z oczami utkwionymi w niebo. Drugie światło było lekkie jak piórko. Zobaczyłem kobietę w długiej szacie, przechadzającą się wśród zwojów pergaminów. Była uzdrowicielką, a jej ręce miały dotyk czułości i mądrości, której sam jeszcze nie znałem. Umarła przez oszczerstwo, ale bez żalu. Chciałem zobaczyć więcej, ale nie potrafiłem. Trzecim światełkiem było dziecko. Zginęło młodo. Ale nawet w tej krótkiej chwili życia czuło więcej miłości niż niejeden starzec. W jego oczach nie było żalu. Tylko pytanie: „Czy mnie jeszcze pamiętasz?” W tym przypadku tez chciałem więcej widzieć, ale niestety. Pozostałe wersje czekały, ale nie z żalem czy tęsknotą. One wiedziały, że wszystko, co miało się wydarzyć, już się dzieje. Że nie jestem ich sumą,  ale że jestem miejscem, w którym na nowo się spotykają.

I wtedy usłyszałem głos. Nie z zewnątrz, nie z wnętrza, ale z przestrzeni: „Jesteś wszystkim czym kiedykolwiek byłeś i wszystkim, czym mógłbyś być. Każda wersja ciebie niesie dar. Ale tylko ty zdecydujesz, które z tych darów zabierzesz dalej. I nie dociekaj. Wiesz tyle ile musisz.”

Gdy wyszedłem z tej medytacji spojrzałem na zegar i stwierdziłem, ze jest 2.00 w nocy, a pamiętam, że zacząłem o 21.00. Miałem wrażenie, że za mało wydarzyło się w tym ziemskim czasie. To potwierdziło mi kolejny raz, że czasu nie ma. Nie bardzo wiem co o tym wszystkim myśleć. Na pewno przedstawiły mi się jakieś poprzednie wcielenia, ale w jakim celu? Z pewnością jakiś cel istnieje.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jestem wszędzie

  Jestem wszędzie Jestem w świetle poranka, który w szyby uderza W oddechu wiatru, który liście przegania W ciszy między słowami, gdy ...