Wyjście
Wyjście z ciała praktykuję już od jakiegoś czasu. Podczas głębokiej medytacji, kiedy mój umysł całkowicie się wycisza, a oddech staje się jak szept Wszechświata, coś we mnie zaczyna się oddzielać. Nie jest to nagłe, raczej łagodne jak świt, który rozprasza ciemność. Czuję, że opuszczam ciało, nie fizycznie, ale świadomie, jakby dusza przypomniała sobie, kim jest poza materią. Nagle wszystko staje się niezwykle ciche. Cisza jest tak głęboka, że ma własny dźwięk. Święty, pulsujący rytm istnienia. Widzę wtedy siebie z góry. Ciało spokojnie leży, a ja... jestem czystą świadomością. Nieograniczonym istnieniem, które nie zna granic ani czasu. Jestem wtedy otoczony światłem, ale nie takim, jakie zna nasze ludzkie oko. To światło jest świadomością. Miłością. Prawdą. Czuję się w nim jak dziecko wracające do domu po długiej podróży. Wszystko ma sens. Wszystko jest jednością. Nie jestem już sobą jako jednostka. Jestem wszystkim i wszędzie. Każdym oddechem, każdą istotą, drzewem, wodą, niebem. Mam wrażenie, że dotykam źródła Boskiej obecności, która od zawsze jest we mnie. Nie potrzebuję słów. Zrozumienie płynie jak strumień światła. Jest takie bezpośrednie, głębokie i czyste. Byty obecne w tej przestrzeni nie przemawiają językiem. Są jak uczucia wcielone w formę miłości, współczucia, spokoju i mądrości. Zawsze wiedziałem, że jestem prowadzony i że nie jestem sam. Po czasie, którego nie potrafię zmierzyć czuję łagodne przyciąganie. Dusza z powrotem zbliża się do ciała. Po chwili znowu jestem „tu”, lecz już nie taki sam. Budzę się z głębokim spokojem i poczuciem, że jestem wszędzie. To doświadczenie nie jest snem. Ono jest przypomnieniem. Cichym szeptem mojej duszy, że jestem więcej niż myślę.
To moje wychodzenie poza ciało praktykuję już jak wspomniałem na poczatku od jakiegoś czasu, co najmniej kilkanaście lat. Kiedy zaczynałem nie zawsze udawało mi się to co sobie zaplanowałem, ale w miarę jak starałem się doskonalić te praktyki było coraz lepiej. W pierwszych dwóch latach na początku, zaraz po oddzieleniu się, unosiłem się wokół własnego ciała, czasem wokół pokoju. Później, po kilku kolejnych miesiącach jakby ktoś otworzył dla mnie kolejne drzwi. Mogłem bez trudu przemieszczać się po moim osiedlu. Sunąłem wśród bloków jak cichy obserwator, przenikałem przez ściany i zaglądałem do przypadkowych mieszkań. Byłem czystym istnieniem, niezauważalnym, bezpiecznym, nienaruszającym niczyjej prywatności, lecz głęboko ciekawym tej przestrzeni między światami. Z czasem te doświadczenia przestały być przypadkowe. Im częściej opuszczałem ciało, tym głębiej rozumiałem, jak ogromny potencjał niesie w sobie świadomość, kiedy nie jest ograniczona materią.
Z każdą medytacją wzrastała moja kontrola. Już nie dryfowałem bezwiednie. Potrafiłem wybierać. Wystarczyło, że pomyślałem o konkretnym miejscu, a moja świadomość natychmiast się tam przenosiła. Mogłem odwiedzać konkretne mieszkania, znajomych, rodzinę, a z czasem miasta, a nawet państwa. Oglądałem ulice, świątynie, stare dzielnice, których wcześniej nawet nie znałem. A potem przyszło coś jeszcze większego.
Gdy moje zaufanie do tej przestrzeni stało się całkowite, mogłem przekraczać nie tylko fizyczne odległości, ale i granice tego świata. Potrafiłem znaleźć się na innych planetach. Nie były to wizje czy sny. To były realne światy. Rzeczywiste, choć inne. Niektóre pełne światła i dźwięku, których nie potrafię opisać ludzkimi słowami. Inne ciemne, ciche, lecz niegroźne, jakby zapomniane przez czas. Pamiętam jedno wyjście kiedy znalazłem się na słońcu. Trudno opisać moje doświadczenie z tego miejsca, ale było ono niesamowite.
W trakcie moich wyjść spotykałem istoty, które były świadome mojej obecności. Nie wszystkie miały formy, które można by opisać w ziemskich kategoriach. Niektóre były czystą energią, inne przybierały postacie, które rozumiałem dopiero wtedy, gdy się z nimi łączyłem. Nie komunikowaliśmy się słowami. Porozumiewaliśmy się bezpośrednio, na poziomie duszy, poza językiem.
Każda podróż była powrotem do jakiejś zapomnianej prawdy, że jestem częścią większej całości, że moje ciało to jedynie tymczasowy dom, a moja świadomość nie zna granic. W tej chwili ja już nie tylko medytuję. Ja podróżuję. Nie uciekam od świata, lecz poznaję jego głębsze wymiary. I wiem, że to dopiero początek. Z czasem te doświadczenia zaczęły przenikać do mojego codziennego życia. Choć fizycznie wciąż jestem „tu”, wewnętrznie jestem już kimś innym. Czuję, że moja świadomość się rozszerzyła. Teraz patrzę na świat z innej perspektywy, głębszej i bardziej współczującej.
Zacząłem zauważać, jak bardzo ludzie są pogrążeni w lękach, napięciach, iluzjach i bólu. Ale nie oceniałem ich. Chcę ogarnąć ich miłością i zrozumieniem. No… może nie do wszystkich. Jeszcze nie do wszystkich, ale ja nie jestem doskonały i w dalszym ciągu rozwijam się. Wiem, że każdy z nas jest istotą duchową, która po prostu zapomniała, kim jest. Patrząc na twarze obcych ludzi, czuję ich wewnętrzne światło, nawet jeśli oni sami go nie dostrzegają.
Dzięki tym moim praktykom zniknęła we mnie potrzeba walki, udowadniania czegokolwiek, osądzania. Nie dbam o to co inni myślą o mnie i tym co mnie interesuje. Pojawił się we mnie głęboki spokój, nie bierny, ale świadomy. Zacząłem żyć prościej, wolniej, uważniej. Każdy dzień stał się dla mnie świętem obecności. Zrozumiałem, że emocje są jak fale na oceanie. Przychodzą i odchodzą, ale to nie one stanowią o tym, kim jestem. Zacząłem słuchać siebie głębiej. Intuicja stała się moim przewodnikiem, a serce i dusza kompasem.
Nie potrzebuję już wielu słów, aby się porozumieć. Coraz częściej czuję więcej w ciszy niż w rozmowie. Nawet w zwykłych chwilach. Podczas spaceru, w spojrzeniu drugiego człowieka, w kontakcie ze zwierzętami, w dźwięku deszczu czuję obecność czegoś większego, co przemawia nieustannie. Bo teraz potrafię słuchać. Te podróże nauczyły mnie jednej rzeczy ponad wszystko, Życie jest święte. Każdy z nas ma w sobie światło, które czeka, aby zostać odkryte. My wszyscy, ludzie zwierzęta, ptaki, ryby, drzewa, kamienie nie jesteśmy tu przypadkiem. Wszyscy jesteśmy wędrówką dusz, które wracają do domu przez miłość, świadomość i przebudzenie.
Ja już teraz nie boję się śmierci. Bo wiem, że śmierć to nie koniec. To jedynie początek nowej drogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz