Kłamstwo w ludzkiej otchłani
W gardle człowieka czarny kamień tkwi
Który udaje serce zlęknione
Biję w nim echo słów jakich nigdy nie było
I tych, których nigdy nie powie
Oczy ma jak dwa lustra pęknięte
W których odbija się świat na odwrót
Gdzie uśmiech to sztylet, łza i trucizna
Dłonie fałszywie splatają się w modlitwę
Lecz palce drżą od ciężaru kłamstw i obłudy
Rosnące jak pleśń na ścianach duszy
W ustach gorzki popiół prawdy
Połknięty w dzieciństwie
I jad gęsty jak smoła
Którym pluje w twarz każdemu
Kto patrzy i pyta „Kim jesteś?”
W otchłani piersi pływa ryba bez oczu
I w szarości mgły zagubionej
Ludzkiej egzystencji
Pozbawionej siebie
I swojego rozumu
Okrutne kłamstwo
Nie widzi światła
Dobroci
Nadziei
I prostej drogi przed sobą
Ale czuje ciężar każdego kłamstwa
Którego jeszcze nie wypowiedział
I kłamstw, którymi się ciągle otaczał
A gdy noc zaciska się jak pięść wokół szyi
Jak pętla skazanego na potępienie
Człowiek szepcze: „Wierzę tylko sobie”.
A w odpowiedzi…
Tylko cisza – głębsza niż grób
Tam gdzie leży prawda, którą sam pochował
Bo nie wierzył niestety
W siebie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz