Nauczyłem się ludzkiej duszy
Nauczyłem się ludzkiej duszy w łykach porannej kawy
Gdzie para unosi się jak niedopowiedziane „przepraszam”
Gdy żona się śmieje i radość bije z jej twarzy
A syn nie musi niczego udawać
W autobusie o 5:17 gdzie jakaś kobieta przyciska do piersi torebkę
Gdzie ma pękniętą filiżankę po matce, która odeszła
Dotyka jej, a oczy ma szeroko otwarte
Obserwując ją dostrzegam, że ona nie płacze.
Tylko mruga, jakby łzy były zbyt ciężkie
Nauczyłem się ludzkiej duszy
W oczach starca siedzącego na ławce
I w kałuży, w której odbijają się buty bezdomnego
Dziurawe, ale jeszcze nadające się do chodzenia
Bezdomny grzebie w śmietniku i kiwa głową
A ja słyszę: „wstań, świat się nie kończy na butach”
Nauczyłem się, że dusza nie jest lampą
Tylko latarką w kieszeni
Która świeci tylko temu, kto szuka drogi
W śmiechu dziecka, które rysuje kredą słońce na asfalcie
Bo to prawdziwe schowało się za chmurami
W radości kobiety na wózku inwalidzkim
I niewidomego młodzieńca grającego na flecie
Psa wyrzuconego jak zepsutą zabawkę
A także złamanej gałęzi młodej jarzębiny
I w ciszy po kłótni, gdy on trzaskając zamyka drzwi
A ona płacze i liczy oddechy do zera
I gdy most zostanie zburzony
I pociąg wypadnie z torów
Właśnie w takich miejscach jest najważniejsza mapa
Którą mało kto potrafi niestety odczytać
Nauczyłem się, że dusza nie waży nic
Ale nosi w sobie każdy kamień, który podniosłem, aby nie upaść
I nauczyłem się, że dusza najgłośniej krzyczy
W chwili, gdy milczy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz